14 grudnia 2012

Full Metal Jacket


reż. Stanley  Kubrick
scen. Michael HerrStanley  Kubrick, Gustav Hasford
1987


Filmowy wizerunek wojny w Wietnamie jest dla mnie tematem absolutnie fascynującym (pisałam już o tym nawet dawno temu TU, TU i TU). Zdecydowanie zbyt długo czekałam z obejrzeniem "Full Metal Jacket" Stanley'a Kubricka, bo to wprost genialny film (obok "Hair" Milosa Formana, jeden z najlepszych filmów antywojennych w historii).


Film Kubricka podzielony jest na dwie części. Pierwsza z nich to groteskowy, a jednak prawdopodobnie bardzo prawdziwy (przez co absolutnie przerażający) obraz szkolenia przyszłych marines, mającego zamienić młodych rekrutów w maszynki do zabijania. Klaustrofobiczność koszar, wyniszczające ćwiczenia i terror psychiczny to codzienność rzeczywistości, w której muszą (a zarazem kompletnie nie potrafią!) żyć szeregowi Joker i Pyle. To jednocześnie koncert brawurowego aktorstwa, w którym pierwsze skrzypce grają R. Lee Ermey w genialnej roli despotycznego sierżanta Hartmana oraz Vincent D'Onofrio (który do roli przytył 32 kilogramy) jako sfiksowany Pyle i Matthew Modine jako Joker.


Drugą część stanowi mroczna wędrówka Jokera, który zostaje korespondentem wojennym, oraz jego towarzysza Raftermana z bazy marines w Da Nang do Miasta Hue. I tutaj Kubrick serwuje nam z serię powiązanych ze sobą scen, które są dla mnie idealnym filmowym opisem nie tylko charakteru samej wojny, ale i osób, które brały (czy raczej musiały brać) w niej udział, a także interesującą (chociaż nie tak brutalną jak w "Łowcy jeleni" Michaela Cimino czy "Czasie Apokalipsy" Francisa Forda Coppoli) wiwisekcją stosunków pomiędzy Amerykanami a Wietnamczykami: zarówno wojskiem, jak i ludnością cywilną. 


Joker z obserwatora z pacyfką wpiętą w klapę munduru staje się czynnym uczestnikiem wydarzeń. Warto zwrócić szczególną uwagę na sekwencję z ekipą filmową i surrealistyczne połączenie wypowiedzi żołnierzy (tzw. setek), którzy patrząc prosto w kamerę dzielą się swoimi odczuciami i opiniami na temat sytuacji, w której się znaleźli (jak również samej wojny).


To, jak na razie, mój ulubiony film z filmografii Stanley'a Kubricka (tuż za nim na podium plasują się "Mechaniczna Pomarańcza", a następnie "Doktor Strangelove" ex aequo z "Barrym Lyndonem").

A Wy lubicie filmy tego reżysera?
Który z nich najbardziej przypadł Wam do gustu?

4 komentarze:

  1. Widziałam za mało filmów Kubricka, aby mieć prawo do jakichkolwiek sądów i wybierania najlepszego filmu, aczkolwiek "Full Metal Jacket" uwielbiam!!! Widziałam 3 czy 4 razy, genialny, mimo, że filmy wojenne nie należą do moich ulubionych, wręcz nie przepadam, to ten jest świetny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo lubię Kubricka, "Full Metal Jacket" przeraził mnie swoją wyrazistością i pamiętam do dziś (szczególnie część rekrutacyjną). Ja również bardzo cenię sobie "Oczy szeroko zamknięte", film dla mnie absolutnie hipnotyzujący. "Mechaniczną pomarańczę" oglądałam dwa razy ale ten film jest dla mnie zbyt przerażający, żeby go lubić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z dzieł Kubricka najbardziej chyba cenię "2001: Odyseję kosmiczną", pamiętam, jakie niesamowite wrażenie zrobiła na mnie wiele lat temu. A "Dr Strangelove" zaraz na drugim miejscu, myślę, ze w kategoriach manifestów antywojennych to bardzo ważna pozycja.
    Co do filmów wojennych - mam mieszane uczucia, bo z jednej strony jestem nieco zakręcona na punkcie militariów, z drugiej nie aż tak, żeby nie dostrzegać, jak wiele zła niesie ze sobą wojna. Wojny są jednak wpisane w ludzka naturę i (teoretycznie) po to utrzymujemy armie, żeby zachować równowagę sił i nie dopuszczać nigdy więcej do wojen na skalę światową.
    Nie ukrywam, że filmy wojenne lubię i oglądam nie tylko dla refleksji natury moralnej, ale i z "technicznej" ciekawości. Najbardziej jednak lubię te, które ukazują tę drugą stronę wojny. "Full Metal Jacket" jest jednym z nich. Nie wiem, czy kojarzysz "Jarhead" - to może lżejsze podejście do tematu, ale też bardzo trafny komentarz do tematu rekrutacji i dobrze oddaje to, czym była operacja Pustynna Burza - wielkim sukcesem logistycznym i wielką porażką psychologiczną.
    Z ciekawościa przejrzałam też Twoje starsze posty odnośnie Wietnamu; moja lista "must see" jest identyczna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Jarheada" kojarzę, nie widziałam, ale dziękuję za przypomnienie, na pewno zobaczę!

      Zdaję sobie też sprawę z tego, że moja lista odnośnie Wietnamu jest niekompletna, kiedyś może spróbuję ją zebrać jeszcze raz.
      Mam też swoistą "słabość" do jeszcze jednej wojny w kinie - to konflikt Ulsterski (Irlandia Północna) - tutaj różnorodność filmów i mnogość punktów widzenia jest równie fascynująca!

      Usuń