27 grudnia 2012

Czytelnia: "Noce i dnie mojego życia"


Nie chcę zmieniać profilu bloga, ale pomyślałam, że co jakiś czas mogłabym przedstawiać Wam książki, które są bezpośrednio związane z kinem, a które szczególnie mnie zainteresowały, bo takich lektur są tysiące i warto je dla siebie nieustannie odkrywać. Czyż nie?
Na początek wybrałam "Noce i dnie mojego życia" Jerzego Antczaka.
Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że film (i serial) "Noce i dnie" to jedna z moich ulubionych polskich produkcji wszech czasów. A książka napisana przez jednego z najważniejszych reżyserów nie tylko polskiego kina, ale i telewizji (zaryzykuję stwierdzenie, że najważniejszego reżysera procesu formowania się Teatru Telewizji!) świetnie opisuje nie tylko proces powstawania "Nocy i dni", ale również rzeczywistość polskiego filmowca w epoce PRLu. I dlatego, mimo pewnych wad, takich, jak prawdopodobne idealizowanie pewnych wydarzeń i czasami nadmierna kwiecistość stylu (mamy z panem profesorem coś wspólnego!), uważam, że naprawdę warto ją przeczytać.



Książka Jerzego Antczaka naszpikowana jest anegdotami i opowieściami, które czasami są tak metaforyczne, magiczne i pełne niespodziewanych zwrotów akcji bądź przypadków, że wydają się nieprawdziwe. A jednak, nadają tej książce swoistego uroku: nie jestem pewna, czy Jerzy Antczak jest wielbicielem literackiej rzeczywistości cudownej (lub chociaż realizmu magicznego), ale jego losy i sposób, w jaki je opowiada, mogłyby na to wskazywać.
Uwielbiam moment na początku, w którym Antczak opowiada o przygotowaniach monumentalnego spektaklu w hołdzie zmarłemu Józefowi Stalinowi, jak i wszystkie anegdoty, w których pierwsze skrzypce gra Leon Niemczyk. Z zapartym tchem przeczytałam nie tylko ewokacje z czasu tworzenia "Nocy i dni" (i oczywiście wszystkie wspomnienia Jerzego Binczyckiego oraz anegdoty dotyczące żony reżysera, świetnej Jadwigi Barańskiej), ale także burzliwe losy filmu po jego premierze.



Co jednak najmocniej skradło moje serce to fakt, iż Jerzy Antczak sam siebie i swoją żonę nazywa "kocimi oszołomami".
A ponieważ ja należę dokładnie do tej samej kategorii, tym optymistycznym akcentem powtórzę jedynie, że bardzo bardzo mocno zachęcam do lektury, szczególnie oczywiście wielbicieli polskiego kina.



4 komentarze:

  1. Raz już miałam książkę w ręce w biblio, ale wtedy już miałam wybranych książek ponad normę (grubo ponad) i nie mogłam jej ze sobą zabrać. Kiedy czas jakiś później znów byłam w tej biblio już ani razu na nią nie trafiłam. Będę wypatrywać. Uwielbiam Noce i dnie. Przed godziną znów trafiłam na odcinek na Kino Polska (chociaż nie to chyba była część wersji kinowej) i nie mogłam nie oglądać! I znów się osmarkałam ze śmiechu kiedy Barbara rzekła do Tomaszka: synku nie ziewaj, bo ci się szczęka zwichnie. Koooacham!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę, warto, jeśli uwielbiasz "Noce i dnie", bo to istna KOPALNIA anegdot, informacji i czasami nawet ploteczek ;)

      PS. ja też wtedy trafiłam na Kino Polska! niestety, nie mogłam obejrzeć, a żałuję, bo bardzo chciałabym sobie "Noce i dnie" przypomnieć ;)

      Usuń
  2. Też wprowadziłam u siebie notki z filmowymi książkami - ciężko w gąszczu literatury trafić na perełkę dobrze traktującą o kinie :) "Noce i dnie" często zaczynałam i znam film, ale nigdy nie widziałam go od deski do deski. Książka jest prześlicznie wydana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dokładnie tak!
      bardzo trudno znaleźć perełki i czas na ich czytanie, ale obiecałam sobie, że nie będę tego zaniedbywać ;)

      Usuń