22 lutego 2015

Przedoscarowe typowania

Jak zwykle nie wyrobiłam się z obejrzeniem wszystkich nominowanych filmów, ale to nie przeszkadza mi w równym stopniu, jak w poprzednich latach, emocjonować się dzisiejszym rozdaniem Oscarów.
Mimo że nie widziałam wszystkich filmów, mam jednak swoje typy:

Najlepszy film

Jestem rozdarta między dwoma filmami. Za co powinny otrzymać statuetkę?


"Birdman" za złożoną, szalenie ironiczną opowieść, będącą z jednej strony zjadliwą satyrą na Hollywood, a z drugiej strony przejmującą opowieścią o mężczyźnie, który zmaga się z własnym ego i poczuciem życiowej porażki.
O filmie pisałam TUTAJ.

"Boyhood" za ciepłą, ale nie przesłodzoną, tworzoną na przestrzeni dwunastu lat historię o rozpadzie pewnej rodziny i próbach jej funkcjonowania, o dojrzewaniu (zarówno do życia, jak i pewnych decyzji) i za sprawienie, że pozornie zwyczajne zdarzenia ogląda się z zainteresowaniem, podziwem, a nawet zachwytem nad portretowaną codziennością.
O filmie pisałam TUTAJ.

Najlepszy reżyser

Tutaj ponownie nie mogę się zdecydować.



Alejandro González Iñárritu, jeden z moich absolutnie ukochanych reżyserów, w "Birdmanie" zmienił kompletnie rejestr emocjonalny swojej twórczości i przeszedł od tworzenia najbardziej depresyjnych filmów świata ("21 gramów", "Biutiful") do historii, która bawi w szalenie błyskotliwy sposób (nie przestając zmuszać do refleksji). 
uwaga na marginesie: w zeszłym roku Oscara w tej kategorii zdobył Alfonso Cuarón, również Meksykanin, prywatnie przyjaciel Gonzáleza Iñárritu (panowie razem z Guillermo del Toro zwani są los tres Mariachis). Dlatego tym bardziej byłoby miło, jakby to Alejandro w tym roku wrócił do domu ze statuetką.

Richard Linklater natomiast osiągnął coś, co wydaje się być zadaniem karkołomnym - pokazał dwanaście zwyczajnych (chociaż z reguły dosyć dramatycznych) lat pewnej rodziny i udało mu się dzięki temu stworzyć pewną uniwersalną historię o rodzinnej miłości.

Najlepszy scenariusz oryginalny

"Birdman" (Armando Bo, Alexander Dinelaris, Nicolás Giacobone, Alejandro González Iñárritu) lub "The Grand Budapest Hotel" (Wes Anderson)
O filmie Andersona pisałam TUTAJ.

Najlepszy scenariusz adaptowany

"Whiplash" (Damien Chazelle) lub "Gra tajemnic" (Graham Moore)

Najlepsza aktorka pierwszoplanowa


Mam podejrzenie, że nominacja dla Julianne Moore jest w pewnym sensie "uznaniowa" - jej rola w "Still Alice" jest dobra, Moore świetnie sportretowała dramat kobiety, która (w zbyt młodym wieku) dowiaduje się, że jest chora na Alzheimera, a jednocześnie wydaje mi się, że nie jest to najlepsza rola Moore w jej karierze (ja uwielbiam ją w "Daleko od nieba", "Godzinach" i "Uwikłanych"). Co nie zmienia faktu, że w tym roku chyba jednak góruje nad konkurentkami (i jej też najbardziej kibicuję).

Najlepszy aktor pierwszoplanowy


Według mnie jest to pojedynek feniksa odradzającego się z popiołów w pewnej złożonej, bardzo autotematycznej roli z bardzo młodym mistrzem aktorskiej techniki, a zatem statuetka trafi albo do rąk Michaela Keatona ("Birdman") albo Eddiego Redmayne'a ("Teoria wszystkiego").

Najlepsza aktorka drugoplanowa


Patricia Arquette, "Boyhood", najlepsze ogniwo całej produkcji.

Najlepszy aktor drugoplanowy 

 
Przejmujący, zawłaszczający cały ekran J.K. Simmons, "Whiplash" (chociaż Edward Norton w "Birdmanie" też był prześwietny)

Najlepszy film  nieanglojęzyczny


Nie widziałam wszystkich filmów nominowanych w tej kategorii (przede wszystkim jednego z faworytów, "Lewiatana"), niemniej całym sercem jestem za "Idą" (chociaż "Dzikie historie", których pisałam TUTAJ i "Mandarynki" to również kapitalne filmy).
Ta kategoria w ogóle zawsze wydawała mi się najdziwniejsza, bo okay, o ile można jakoś porównać ze sobą różne filmy pod względem produkcyjnym, czy gatunkowym, to jak porównywać filmy nie tylko różne gatunkowo, ale i zupełnie odmienne kulturowo?

Najlepszy montaż

"Boyhood" (Sandra Adair)

fot. Greg Williams

Najlepsze zdjęcia

"Birdman" (Emmanuel Lubezki)


Najlepsze kostiumy


Całym sercem jestem za Mileną Canonero ("The Grand Budapest Hotel"), która tworząc kostiumy do filmu Wesa Andersona inspirowała się malarstwem Klimta, Łempickiej i Grosza.

Najlepsza charakteryzacja i fryzury

"The Grand Budapest Hotel"

Najlepsza scenografia

"The Grand Budapest Hotel" (Anna Pinnock, Adam Stockhausen)



A Wy za kogo trzymacie kciuki???

fotografie: elcolombiano.com, elvistazo.es, metrotimes.com, indiewire.com, nymag.com

16 lutego 2015

Druga szansa

reż. Susanne Bier
scen. Anders Thomas Jensen
2014


"Druga szansa" ma te same cechy, co najlepsze filmy duetu tworzonego przez Susanne Bier (reżyseria) i Andersa Thomasa Jensena (scenariusz). To ponownie nieco nieprawdopodobna historia, pokazana jednak z zachowaniem wszelkich zasad logiki. To kino bezkompromisowe, nie uznające żadnych niedomówień, naturalistyczne i emocjonalne do granic możliwości, jak "Tuż po weselu" czy nagrodzony Oscarem "W lepszym świecie".


Andreas (Nikolaj Coster-Waldau) mógłby być nazwany człowiekiem sukcesu - ma kochającą żonę (Maria Bonnevie), cudownego małego synka oraz imponujący dom w przepięknej okolicy. Pracuje jako detektyw w parze ze swoim najlepszym przyjacielem, Simonem (Ulrich Thomsen). Rewersem dla życia Andreasa jest to, co dzieje się w pewnym mieszkaniu, do którego wraz z partnerem dociera on na skutek interwencji. Okazuje się, że przyczyną wezwania jest awantura w domu Tristana (Nikolaj Lie Kaas) - poznanego niegdyś narkomana, mającego na swoim koncie nie tylko problemy z twardymi używkami, ale i liczne pobicia swoich byłych dziewczyn. Na miejscu okazuje się, że Tristan i jego obecna partnerka wychowują wspólnie malutkie dziecko, które Andreas znajduje w stanie skrajnego zaniedbania. Pewne tragiczne wydarzenia sprawią, że drogi detektywa i Tristana ponownie się skrzyżują, co doprowadzi do serii kolejnych dramatów.


Film jest zbudowany na opozycjach (które, szczególnie na początku filmu, wybrzmiewają dzięki montażowi równoległemu, czyli przeplataniu poszczególnych scen przynależących do różnych wątków): podstawową tworzą oczywiście Andreas i Tristan, sielanka i patologia. Kolejna to Andreas i Simon, który jest nie stroniącym od alkoholu rozwodnikiem, mamy tu zatem budującą rodzinę i wyniszczającą samotność. Susanne Bier nie stworzyła jednak jednowymiarowego filmu, w którym wszystko jest czarne lub białe, a sprzeczne i kontrastujące wydarzenia, sceny bądź postacie okazują się być takie wyłącznie z pozoru.


Reżyserka na planie spotkała się z jednymi z najpopularniejszych i najlepszych duńskich aktorów. Nikolaj Coster-Waldau w roli Andreasa i Maria Bonnevie jako jego żona Anna stworzyli bardzo dobre, złożone role, jednak to Nikolaj Lie Kaas (który z Bier pracował już przy filmach "Bracia" czy "Otwarte Serca") w roli narkomana Tristana kradnie ekran w każdej scenie, w której się pojawia. Pozostając przy kwestiach obsadowych, smuci mnie jedynie niewykorzystanie potencjału Thomasa Bo Larsena (świetnego w "Festen" czy "Polowaniu" Thomasa Vinterberga), który tutaj pojawia się w epizodycznej roli barmana.


"Druga szansa" jest obrazem nieprawdopodobnie przykrym i trudnym w odbiorze (z powodu naturalistycznej estetyki oraz tematu), co nie powinno być rozpatrywane w kategoriach wady. Przeciwnie, to film bardzo przemyślany, który gra na emocjach widza i trzyma w napięciu od początku niemal do samego końca, próbując dać jedną z wersji odpowiedzi na pytanie o to, jak zachowuje się człowiek w obliczu tragedii i szoku, a także jak bardzo jesteśmy gotowi uwierzyć pozorom.


fotografie: dfi.dk

8 lutego 2015

Birdman

reż. Alejandro González Iñárritu
scen. Alejandro González Iñárritu, Nicolás Giacobone, Alexander Dinelaris, Armando Bo
2014


Akcja filmu rozgrywa się przede wszystkim wokół trzech postaci: są nimi Riggan Thomson (Michael Keaton), jego rozbuchane ego oraz niejaki Birdman, czyli filmowe wcielenie Thomsona sprzed lat, który nieustannie przypomina mu o tym, że jego sława straciła już swój dawny blask. Poznajemy Riggana w momencie, w którym wraca on na Broadway - ma szansę samodzielnie zaadaptować i wyreżyserować sztukę na podstawie opowiadania Raymonda Carvera. Planuje on też zagrać główną rolę i w ten sposób być może zetrzeć z siebie klątwę Birdmana. 
Riggan Thomson to rola nie tylko złożona, ale i wyjątkowo autotematyczna. Zapomniany nieco aktor, który niegdyś zdobył ogromną popularność wcielając się w kultowego superbohatera... Brzmi znajomo (Michael Keaton grał Batmana w filmowych wersjach Tima Burtona z 1989 i 1992 roku. Jego przeciwnikami byli wtedy Joker, człowiek-Pingwin, Kobieta-kot i Max Shreck)?


Wystawienie sztuki na Broadwayu jest jednak trudniejsze, niż Thomson przypuszczał. Przede wszystkim, akcja sceniczna miesza się z rzeczywistością, bo pary ze sceny mają ze sobą wiele wspólnego poza nią: jedna z aktorek (Andrea Riseborough) podejrzewa, że jest z Rigganem w ciąży, pozostała para, Lesley i Mike (świetni Naomi Watts i Edward Norton) również "dzieli jedną waginę". Ponadto okazuje się, że Mike (poza posiadaniem zdolności do doprowadzania kobiet, w tym Lesley, na skraj załamania nerwowego), tak jak Riggan jest samcem alfa, więc ich wspólna praca do przede wszystkim wojna osobowości, a dopiero w drugiej kolejności relacja aktor-reżyser. Do tego wszystkiego dochodzą problemy z córką po odwyku (Emma Stone), widmo przebrzmiałej legendy Birdmana i niezliczona ilość przyziemnych problemów z produkcją teatralną, nad którą czuwa menadżer Jake (uroczo zabawny Zach Galifianakis).


Najnowszy film Gonzáleza Iñárritu to prawdziwy majstersztyk. Świetny scenariusz pełen jest klisz z filmów o superbohaterach, które tutaj zyskują innego wymiaru. Heros u Meksykanina nie ratuje świata, ma natomiast bardzo destrukcyjny wpływ na głównego bohatera. Zachwyciły mnie rozwiązania przestrzenne: pomieszczenia teatralne tworzą tu perfekcyjnie skomponowane uniwersum, w którym rozgrywają się pozornie niewiele znaczące scenki, układające się jednak w całość i dopełniające główne wątki. "Birdman" to również bardzo błyskotliwa satyra na Hollywood (znacznie bardziej efektowna, niż "Mapy naszych gwiazd" Davida Cronenbrega, film, który powstał w podobnym czasie), a także na współczesne sztuki audiowizualne (performance), media społecznościowe, dziennikarzy oraz krytyków teatralnych.


W filmie zaintrygowało mnie również to, jak bardzo (i z jak pozytywnym skutkiem!) reżyser zmienił swój rejestr. O jego trylogii bólu ("Amores perros", "21 gramów" i "Babel") napisałam całą pracę magisterską, świetnie znam więc każdy poziom depresyjności tych trzech obrazów, natomiast "Biutiful" uznawany jest za jeden z najbardziej bezlitosnych filmów w kinie współczesnym (tak, jak "Tańcząc w ciemnościach" Larsa Von Triera - na pewno wiecie, o co chodzi. To rodzaj filmów, w których na bohaterów przez większą część spadają wszystkie możliwe nieszczęścia, by reżyser na sam koniec zesłał na nich kolejne i ostateczne, tak jakby czerpał z tego rodzaj perwersyjnej przyjemności). Tym razem Alejandro González Iñárritu serwuje widzom film, który nie jest może krynicą wesołości, ale przeniesienie akcentów ze smutku na śmiech czy sarkazm jest zauważalne i daje rewelacyjny efekt.


fot. listal.com