29 kwietnia 2012

Daniel Day-Lewis


Pozostając przy wczorajszym kluczu urodzinowym, bohaterem dzisiejszego wpisu uczyniłam mojego absolutnie ulubionego aktora, do którego od momentu zobaczenia go na ekranie (mniej więcej w roku 1997) w "Ostatnim Mohikaninie" Michaela Manna pałam niezmiennym uczuciem uwielbienia.
Dzisiaj podam pierwsze przykłady na to, dlaczego.


1. "Ostatni Mohikanin" 
reż. Michael Mann, 1992

To film, od którego zaczęła się moja wielka miłość do kina. Jego akcja dzieje się w XVIII-wiecznej skolonizowanej Ameryce w czasie wojny pomiędzy Francją a Anglią. Głównym bohaterem filmu jest Nathaniel Sokole Oko (Day-Lewis), który od dzieciństwa wychowywał się w plemieniu Mohikanów. On, jego brat i ojciec angażują się w konflikt zbrojny od strony angielskiej (podczas, gdy stronę francuską wspiera plemię Mohawków). 


Nie zabrakło w tym filmie również wątków, które ja nazywam wątkami miłości (nie: miłosnymi). Bo nie jest to tylko miłość między kobietą a mężczyzną, ale także: miłość do plemienia i miłość synów do ojca oraz ojca do synów i to właśnie ten ostatni wątek sprawia, że "Ostatni Mohikanin" jest jednym z najbardziej wzruszających filmów wszech czasów. 
Emocje melodramatu potęguje wspaniała muzyka Trevora Jonesa, Randy'ego Edelmana i zespołu Clannad, jednego z najbardziej rozpoznawalnych fragmentów możecie posłuchać tutaj:


Podobno Daniel Day-Lewis przygotowując się do roli białego Indianina, przez wiele tygodni mieszkał w lesie.

2. "W imię ojca" 
reż. Jim Sheridan, 1993


To moje odkrycie jeszcze z ery kaset video.
Oparta na faktach historia drobnego przestępcy Gerry'ego Conlona (Daniel Day-Lewis), który zostaje niesłusznie posądzony o udział w zamachu terrorystycznym organizowanym przez IRA.




Razem z Gerrym do więzienia trafia trójka jego znajomych, a także ciotka, kuzyn i ojciec Gerry'ego, Giuseppe (Pete Postlethwaite). Z pomocą prawniczki Gareth Peirce (Emma Thompson) ojciec i syn starają się udowodnić swoją niewinność.



Nie chciałabym zdradzać zbyt wiele fabuły, jednak mogę zapewnić, że nie jest to zwykły dramat sądowy. Także w tym filmie relacje  łączące ojca z synem stają się jego motywem przewodnim, wprowadzając nieprawdopodobną warstwę emocjonalną. Niezwykle sugestywnie nakreślony jest tutaj sam Konflikt Ulsterski (który rozgrywał się w Irlandii Północnej, okresowo rozprzestrzeniając się również na Anglię), a cały film bazuje na znakomitym scenariuszu Jima Sheridana i Terry'ego George'a.




Jak mówią legendy, aby lepiej przygotować się do roli katowanego przez prowadzących dochodzenie więźnia skazanego za czyn, którego nie popełnił, Daniel Day-Lewis  nie tylko nauczył się mówić z irlandzkim akcentem, ale także zamykał się w klatce i kazał uderzać w nią metalowymi prętami.



Z mojej strony - ciąg dalszy nastąpi, tymczasem zapraszam Was na filmowego Facebooka.

A Wy które filmy z Danielem Day-Lewisem cenicie najbardziej i dlaczego?

fotografie: listal.com

28 kwietnia 2012

Penélope Cruz


Penélope Cruz obchodzi dzisiaj urodziny i z tej okazji postanowiłam poświęcić jej dzisiejszy wpis. 

Za co można pokochać  Penélope?
(poza urodą i tym, ze jest żoną Javiera Bardema)?

- za występy u Almodóvara.


Niejednokrotnie pisałam, że jestem wielką, ogromną fanką kina Pedro Almodóvara (poświęcam mu pracę licencjacką, całą masę czasu i zaczną część serca). I pomimo że Penélope zagrała główne role w "Volver" i "Przerwanych objęciach", ja z całej filmografii hiszpańskiego mistrza wybieram jej rolę w "Drżącym ciele", gdzie wcieliła się w rolę prostytutki, która wydaje na świat swojego syna w autobusie w samym centrum Madrytu. 

fot. Annie Leibovitz dla "Vanity Fair"

- za partie wokalne w "Nine"

Wiem, że ten film był wielokrotnie krytykowany, ale ja go wprost uwielbiam (pisałam o tym już ponad dwa lata temu TUTAJ!). Myślę, ze ogromna w tym zasługa właśnie obsady: fenomenalnego Daniela Day-Lewisa, Marion Cotillard czy właśnie zjawiskowej, ponętnej, obłędnej Penélope Cruz.



Przypomnijcie sobie ten fragment, żeby zrozumieć, co mam na myśli:


- za "Elegię"


Czyli piękny, poruszający film Isabel Coixet na podstawie prozy Philipa Rotha. To historia tragicznej miłości uznanego profesora literatury Davida Kepesha (Ben Kingsley) i jego zmysłowej studentki Consueli (Penélope Cruz), a sam film Coixet jest studium ich bliskości, emocjonalności, osobowości.
Obowiązkowy.


(A porusza tym bardziej, iż jest to jeden z ostatnich filmów z długiej filmografii zmarłego w 2010 roku Denisa Hoppera, który tutaj wcielił się w przyjaciela Kepesha)



Za co można mieć pretensje do Penélope?
(oczywiście poza urodą i tym, ze jest żoną Javiera Bardema)?

- za występ w "Piratach z Karaibów: na nieznanych wodach"


Jej nazwisko w obsadzie trochę mnie zabolało, ponieważ uważam, że z drugą częścią formuła Piratów zupełnie się wyczerpała i ciągnięcie tej serii daje bardzo mierne efekty. Jeśli jednak wierzyć samej Cruz, która przyznała, że po prostu miała wielką ochotę zagrać w filmie z Johnnym Deppem - chyba można jej to wybaczyć.

- za "SEXiPIStOLS"
Ale czy naprawdę warto o tym pisać..?

A za co Wy kochacie Penélope Cruz?



fotografie: listal.com

13 kwietnia 2012

Like Crazy


Witam Was po baaardzo długiej przerwie! Niesamowicie cieszy mnie to, że mimo tak rzadkich ostatnio wpisów, ciągle zaglądacie na blog, co więcej, pojawiają się również zupełnie nowi czytelnicy, a każda obecność jest dla mnie równie ważna!

Widzieliście ostatnio jakiś film, który Was zaskoczył, zachwycił, zaciekawił lub po prostu - spodobał na tyle, że chcielibyście o tym opowiedzieć? Koniecznie napiszcie mi o tym w komentarzu. Ja mam dla Was dzisiaj właśnie taki film.

"Like Crazy"
reż. Drake Doremus
2011


To kameralna, przepiękna stylistycznie i wizualnie historia pewnej miłości. Anna jest Brytyjką, która podczas studiów w USA poznaje Amerykanina Jacoba. Ich związek jest pełen namiętności, pasji, zrozumienia, ogni. Do pełni szczęścia potrzeba Annie tylko wizy, która pozwoliłaby jej na stały pobyt w kraju ukochanego.


Lekkomyślność dziewczyny sprawia jednak, że sprawy formalne komplikują się. Zdobycie upragnionego pozwolenia może trwać długie miesiące, może nawet lata, a idea związku na odległość po pewnym czasie dla obojga wydaje się być po prostu koszmarem.



W filmie urzekł mnie klimat. Sposób pokazania miejsc, montaż budujący dramaturgię, autentyczność uczuć, ujęcie tematu: szczere, bez zbędnych przesad, ale też bez lukru. Reżyser Drake Doremus nie czaruje widzów wizjami miłości bez skazy, a jego film nie jest przepisem na ideał związku na odległość.


Jest w tym obrazie jednak coś, co elektryzuje, przyciąga i sprawia, że można ten film pokochać.


Oczywiście, ogromna w tym zasługa odtwórców głównych ról. Prześliczna Felicity Jones (znana z "Zakochanego Głupca""Powrotu do Brideshead" czy "Histerii"), daje swojej bohaterce energię, upór, spontaniczność i naturalność, natomiast Anton Yelchin ("Zakochany Nowy Jork", "Star Treck", "Alpha Dog") jako Jacob jest nieco bardziej powściągliwy, bohater mocno stąpa po ziemi, ale jego uczucie wydaje się być równie mocne. 


"Like Crazy" to dosyć nietypowy film o miłości. Jego oryginalność i siła tkwi w naturalności opowiadanej historii i energii twórców. 
Warto dać mu się porwać!

fotografie: likecrazy.com

* * *
Jeśli jest coś, o czym chcielibyście u mnie przeczytać, to również koniecznie dajcie mi znać w mailu lub komentarzu, jestem otwarta na wszelkie sugestie tym bardziej, że chciałabym tu pisać częściej!