21 listopada 2009

Filmy Cudowne Wizualnie




'filmy cudowne wizualnie' to dla mnie zupełnie odrębna kategoria filmów. Znajdują się w niej filmy z niemal każdego gatunku, ich największą siłą są kostiumy będące dziełami sztuki, zapierająca dech w piersiach scenografia, niesamowite barwy, krajobrazy, wystrój wnętrz, idealne kompozycje będące efektem wielogodzinnych konsultacji, setek szkiców i rysunków - wielkie łał.
W takich filmach nie jest najistotniejszy scenariusz czy wartość intelektualna (chociaż są (!) filmy łączące wszystkie te cechy!), ale liczy się to, jaką dziką przyjemność dla zmysłu wzroku i plastycznej wrażliwości ze sobą niosą.




Wśród zapowiedzi nadchodzących premier taką perełką będzie absolutnie "Alicja w Krainie Czarów" Tima Burtona, nawiasem mówiąc Burton jest mistrzem tej kategorii. Ja jeszcze niecierpliwie czekam, aż będę mogła podziwiać "Imaginarium of Doctor Parnassus" Terry'ego Gilliama, ale przy konkretnych tytułach pojawiają się inne nazwiska: Joe Wright ("Pokuta"), Julian Jarrold ("Zakochana Jane", "Powrót do Brideshead"), Marc Forster ("Marzyciel"), Tom Tykwer ("Pachnidło"), Mike Newell ("Miłość w czasach zarazy"), Sofia Coppola ("Maria Antonina")...



Dla potwierdzenia tego, co napisałam, załączam jeszcze kilka innych pięknych kadrów.
enjoy!






16 listopada 2009

Dystrykt 9


2009

reż. Neill Blomkamp
scen. Neill Blomkamp, Terri Tatchell


Obcy (z powodu swojego wyglądu zwani pogardliwie krewetkami) przybyli na Ziemię ponad dwadzieścia lat temu - nikt nie wie, dlaczego ich statek zatrzymał się nie nad Waszyngtonem czy Nowym Jorkiem, a dokładnie nad Johannesburgiem. Faktem jest, że osiedlili się na Ziemi i żyją tam obok ludzi, stwarzając z jednej strony swoje aktywne społeczeństwo, a z drugiej - pewne zagrożenie dla ludzi. Obcy stają się uchodźcami i zostają umieszczeni w prowizorycznym getcie o nazwie "Dystrykt 9".
Nie dziwi więc oczywista analogia: reżyser Neill Blomkamp oparł film na swoich doświadczeniach z dzieciństwa w RPA w czasach apartheidu (interesujący jest tu motyw pociągu obcych do kociego jedzenia, jako taniego środka zaspokajającego głód - w schematyczny sposób pokazano, że obcy są tutaj podkastą, czwartym światem).


Obcy mają własną technologię broni, która możliwa jest do wykorzystania tylko i wyłącznie po połączeniu się z DNA krewetek - są śmiertelnie niebezpieczni, ale wystawia ich to jednocześnie na zagrożenie ze strony nigeryjskich gangów (Nigeryjczycy wierzą, że po zjedzeniu kawałka ciała krewetki posiądą ich zdolności posługiwania się bronią).
Sytuacja wymyka się spod kontroli - państwa nie mogą dojść do porozumienia, co zrobić z ponad 1,5 milionową populacją obcych, dlatego kompromisem wydaje się być przeniesienie ich do innej strefy, z dala od ludzi. Zajmuje się tym prywatna spółka Multi-National United (MNU), która pod pozorem dbania o ich prawa i godność osobistą wysyła do Dystryktu uzbrojoną ekipę, aby zmusiła obcych do podpisania nakazów eksmisji i pokierowała ich sprawnym przesiedleniem.


Wikus Van De Merwe (bardzo dobry Sharlto Copley), który kieruje misją przesiedlenia jest miłym, ale niezbyt rozgarniętym urzędnikiem. Odwiedza krewetki w ich domach i, co uderzające, wydaje się być wyzbytym ze wszelkich pozytywnych ludzkich uczuć - namawia swoich współpracowników do przemocy, traktuje (o ironio!) krewetki jak absolutny podgatunek, jest tez zupełnie nieostrożny - przez przypadek natrafia na płyn, dzięki któremu w krótkim czasie zaczyna przemieniać się w jednego z obcych (i, co za tym idzie, otrzymuje ich wszystkie zdolności z umiejętnością posługiwania się bronią włącznie).
Staje się najbardziej poszukiwanym człowiekiem na Ziemi, jest ścigany przez wszystkie jednostki MNU i jedynym miejscem, w którym może się ukryć okazuje się właśnie Dystrykt 9.


"Dystrykt 9" jest daleki od powielania utartych schematów kina sci-fi. Utrzymanie go w konwencji nieźle zrealizowanego filmu dokumentalnego jest doskonałym zabiegiem. Co ciekawe, budżet filmu zamknął się w 30 milionach dolarów, jest bezpretensjonalny, wciągający, dynamiczny, a efekty specjalne są tutaj prześwietne. Ponadto naprawdę interesująco zostały tutaj pokazane kwestie społeczne - wynaturzenia, slumsy i totalna underclass, wykluczenie, życie ludzkie a postęp technologiczny, dążenie do władzy, pieniądze. Pojawia się szereg pytań: jak bardzo można stłamsić inność, czy możliwe jest ponowne funkcjonowanie miejsc jak obozy koncentracyjne czy getta, jak wiele można poświęcić dla budowania potęgi militarnej.


W filmie podoba mi się to, że podczas oglądania nie nabierzemy prawdopodobnie wiary w istnienie istot (lub wręcz rozwiniętych technologicznie!) cywilizacji, ale cała historia wzbudza pewne współczucie - dla inności, tłamszenia praw (według filmu za dwie dekady termin 'prawa człowieka' ma mieć zupełnie inny wydźwięk...), a zakończenie wydaje się ostatecznie pozostawiać nadzieję na to, że każde porozumienie jest możliwe.


11 listopada 2009

Konopielka


1981
reż.
scen. Witold Leszczyński

Dzisiaj prezentuję jeden z najlepszych (i jednocześnie najmądrzejszych i poruszających w swojej prostocie i fabule) polskich filmów, który szczerze uwielbiam.


W globalnie rozwijającej się Polsce Taplary przedstawiają się jako wioska skrajnie zacofana. W zabobonnej wsi nieznane były szlachetne slogany PRLu wzywające do odbudowy kraju, społeczność jest nieuświadomiona zarówno w kwestiach nowych technologii pracy (nie chcą się zgodzić na to, aby sierp zastąpić kosą!), ale i postępującego rozluźnienia obyczajów (czy możliwa jest rewolucja seksualna w Taplarach?). Wielu jest tam ludzi niepiśmiennych, nie znających zasad higieny czy dobrych manier (jak jedzenie sztućcami), żyjących bez elektryczności, a także ślepo przywiązanych do tradycji (które nie tyle cementują społeczność, ale utrudniają jej życie).


Symbolem zmian i osobą, która ma pomóc mieszkańcom wsi jest młoda nauczycielka Jola (czarująca Joanna Sienkiewicz), która zamieszkuje w domu Bartoszewiczów - Kaziuka (doskonały Krzysztof Majchrzak, uwielbiam jego grę emocjami!) i Handzi (Anna Seniuk jest na wskroś pozytywna, urocza i zalotna, szczególnie w stanie błogosławionym).


Zmiany spadają na ludzi jak ognisty deszcz zwiastujący apokalipsę. Diabeł mówi: owieczki będą się prosili, chłop z chłopem spać będzie, baba z babą! - ponieważ Pan Bóg coraz stareńszy, coraz częściej odpoczywa.


Siłą tego filmu oprócz scenariusza są doskonałe kreacje całej obsady. Oprócz Sienkiewicz, Seniuk i Majchrzaka możemy zobaczyć Annę Milewską - Matkę Boską Baletnicę w świecie, w którym Pan Bóg przebrany za dziada po świecie chodzi i porządku pilnuje. Pojawia się też Franciszek Pieczka, jeden z moich ulubionych (jeśli nie ulubiony) polskich aktorów, chodząca charyzma, uosobienie spokoju, gra jakby bez wysiłku, mądrością zapisana w swoich pięknych oczach.


I, absolutnie, delikatnie komediowy wydźwięk niektórych momentów nie zakrywa ich refleksyjności, a sceny erotyczne (i ocierające się o tą tematykę) w filmie są naprawdę smaczne.

3 listopada 2009

Wzrok zbitego psa i dążenie do doskonałości


Weronika Postanawia Umrzeć

2009

reż. Emily Young

scen. Larry Gross, Roberta Hanley



Panie i Panowie, oto prawdopodobnie najpoważniejszy kandydat do wygranej w kategorii 'filmowy gniot roku'. Adaptacja powieści Paulo Coelho jest dość luźna, aczkolwiek zachowuje wszystkie cechy charakterystyczne dla twórczości słynnego Przewodnika Dusz - ckliwość, proste prawdy ukazane w formie wielkich filozofii i przepis na życie układający się w formę czarno-białego banału, bez widocznych półcieni.


Sarah Michelle Gellar buduje postać Weroniki na bazie emocji niezbyt rozgarniętej i nazbyt infantylnej nastolatki i ratuje schizofrenicznego Edwarda (Jonathan Tucker) z otchłani alienacji niczym Buffy ludzkość przed Wampirami - chętnie pokonuje wszelkie przeciwności i okazuje się, że jest w tym (niespodzianka!) naprawdę doskonała. Uczy go (i przy okazji siebie też), jak kochać życie i być szczęśliwym odnajdując piękno w każdej, najdrobniejszej chwili.
Fatalne są w tym filmie zdjęcia - jakby kamerzysta biegał za aktorami ze sprzętem trzymanym w rękach nie z powodu waloru artystycznego, ale braku możliwości lub zepsucia osprzętu.


Zdecydowanie ubolewam nad tym, dlaczego na udział w filmie zgodził się David Thewlis. Ponieważ w swojej filmografii miewa on podobne wpadki ("Nagi Instynkt 2" ?!), myślę, że powinno mu to zostać wybaczone jako tendencja do artystycznego błądzenia, z uwagi na takie przebłyski geniuszu jak chociażby "Całkowite zaćmienie" Agnieszki Holland.


Ten film wydaje się być od początku do końca niedobry i chyba rzeczywiście takim jest. Weronika postanowiła umrzeć, a my na seansie umieraliśmy razem z nią.