29 czerwca 2012

CinemaJove - podsumowanie, część 2


Nagroda Futuro de Cine (przyszłość kina)

W tym roku nagrodę otrzymały dwie osoby: José Mota i Michelle Jenner, dlatego w ramach festiwalu pokazano również filmy z ich udziałem. Michelle Jenner to młodziutka aktorka, która zaprezentowała w Walencji filmy „Extraterrestre” Nacho Vigalondo oraz „No tengas miedo” Montxo Armendáriza: ten drugi udało mi się zobaczyć. Film w bezpośredni sposób porusza temat molestowania seksualnego i przyznam, że nie jest to może obraz rewolucyjny formalnie, ani nie odkrywa w tej materii niczego wyjątkowego, ale na pewno jest warty uwagi (Tym bardziej, że Michelle Jenner partnerują Belen Rueda i Lluís Homar). 


José Mota natomiast obecny jest w hiszpańskim przemyśle rozrywkowym od wielu lat, o czym, przyznam szczerze, zupełnie nie wiedziałam (tym większe było moje zdziwienie, gdy okazało się, że bilety na pokaz filmu z udziałem aktora – „Chispa de la vida” Álexa de la Iglesii zostały wyprzedane na długo przed seansem...). 


Dlatego teraz kilka słów wyjaśnień: José Mota jest hiszpańską gwiazdą programów komediowych, niedawno odkrytą w pełnym blasku dla kina fabularnego (przez wspomnianego Álexa de la Iglesię). Jego parodie gwiazd filmu są tutaj wprost uwielbiane ("Pooglądaj sobie na YouTube, jest rewelacyjny" – powiedziała mi pewnego dnia koleżanka z pracy, gdy nieśmiało o niego zapytałam), a sam Mota jest na tyle ujmujący, że ma nieprzebrane rzesze fanów (i fanek, o czym przekonałam się spoglądając dookoła w teatrze podczas gali otwarcia Festiwalu: rozanielenie na oczach pań oklaskujących laureata Futuro de Cine mówiło wszystko). Co więcej, José Mota od wielu lat dubbinguje filmy animowane (a jego największym sukcesem na tym polu jest użyczenie głosu Osłowi w „Shreku”).


fot. Aleksander Grześków


Pokazy specjalne

W tej sekcji moją uwagę zwróciły dwa filmy:

„Área de descanso”
Reż. Michael Aguiló
2011

Gdy dowiedziałam się, że pokazany zostanie film, w którym główną rolę gra Jarosław Bielski, polski aktor, w kraju właściwie nieznany, a od wielu lat mieszkający i pracujący w Hiszpanii, że w filmie pojawia się Ewa Kasprzyk, a główny bohater obrazu również jest Polakiem, byłam niesamowicie ciekawa efektu, a moje oczekiwania - wysokie.


Niestety, „Área de descanso” okazał się być największym rozczarowaniem festiwalu. To historia Polaka, kierowcy autokaru, którego awaria pojazdu zatrzymuje na dwa długie tygodnie na parkingu pod Walencją, razem z nieznajomą dziewczyną, duchami, trupem w bagażniku i walizką pełną pieniędzy. Film razi brakiem logiki i krzywdzącymi stereotypami (główny bohater nie zna słowa w obcym języku, ulega urokowi ckliwej historii przypadkowo napotkanej kobiety, nikt go nie rozumie, hiszpańscy policjanci nawet nie wpadają na pomysł sprowadzenia tłumacza…), a jego oglądanie pozostawia niesmak na długo.


Ten seans przyniósł mi chwilowe poczucie, że podobne festiwale robione są również po to, aby zaspokoić próżność filmowych twórców, którzy mają pomysł, zapał i dużo pewności siebie. Niestety: brakuje im finezji, być może nawet talentu, ale miłe słowa ze strony przyjaciół i organizatorów utwierdzają ich w przekonaniu, że powinni dalej tworzyć kino.

„Nosferatu. Symfonia grozy”
Reż. F.W. Murnau
1922

Ten klasyk z kolei został w tym roku pokazany z towarzyszeniem trzyosobowej orkiestry, czyli muzyką na żywo i muszę powiedzieć, że w takiej aranżacji ogląda się go wprost wybornie.


Podobne pokazy organizowane są czasami w kinach studyjnych czy centrach kultury, jeśli kiedyś będziecie mieli okazję wybrać się na podobny seans: nie możecie jej przegapić!

Ciąg dalszy nastąpi!

fotografie: oriafilms.es, cinemajove.com, notrecinema.com

28 czerwca 2012

CinemaJove - podsumowanie, część 1


Ponieważ festiwal CinemaJove już się skończył (a o werdykcie w konkursie głównym pisałam TUTAJ), nie chcę rozwlekać relacji na dalszą część lata. Pomyślałam jednak, że napiszę pokrótce o wszystkim, co jeszcze udało mi się zobaczyć, a także co mnie oczarowało i co podobało mi się najmniej.

Victoria Abril

fot. Aleksander Grześków

Nie będę oryginalna, jeśli powiem,
że najbardziej lubię ją w filmach Pedro Almodóvara (szczególnie w "Kice", gdzie wciela się w rolę ślepo goniącej za medialną sensacją Andrei Caracortady), ale pos łuchanie jej obłędnego głosu podczas prezentacji filmu "A Woman Who Brushed Off Her Tears" było całkiem ekscytujące.


dyrektor festiwalu, Rafael Meluenda, Victoria Abril i reżyserka Teona Strugar Mitevska podczas prezentacji filmu 

fot. Aleksander Grześków

fot. Aleksander Grześków

 fot. Aleksander Grześków

 fot. Aleksander Grześków
 
Współczesne kino iberoamerykańskie: gatunki

To była jedna z sekcji, które najbardziej chciałam zobaczyć i przyznam, że program mnie nie zawiódł. Odpuściłam sobie oglądanie filmu “El secreto de sus ojos” (widziałam go wcześniej, opisywałam TUTAJ i wciąż bardzo mocno polecam!), ale na “Blackthorn” Mateo Gila i “La Caja 507” Enrique Urbizu poszłam z przyjemnością. 



Pierwszy z filmów, w którym główne role zagrali Sam Shepard i Eduardo Noriega urzeka klimatem, w którym najsilniej czuć nostalgię za czasami świetności westernu. To historia starzejącego się już Butcha Cassidy (przedstawiającego sie jako James Blackthorn), który planuje wrócić do Ameryki po latach mieszkania w Boliwii. Plany krzyżuje mu jednak spotkany przypadkowo Eduardo: mężczyźni rozpoczynają wspólną podróż, która w finale (co jest największym atutem filmu Gila) okazuje się być dużo bardziej złożona, niż tylko wędrówka pośród oszałamiających krajobrazów. Wiem, że dla niektórych film Gila jest swoistym zamachem na legendę Butcha Cassidy i Sundance Kida, ale ja go będę bronić, bo ma naprawdę dużo zalet.


Film Urbizu to natomiast mocne i całkiem nieźle zrealizowane kino sensacyjne o chęci zemsty i porachunkach mafijnych, o zależnościach między pieniędzmi, przestępczością i polityką, ale także (wbrew wszelkim pozorom) o sile ojcowskiej miłości z Antonio Resinesem w roli głównej.


ciąg dalszy nastąpi!
fotografie: listal.com, filmaffinity.com

25 czerwca 2012

CinemaJove - Le Vendeur


reż. Sébastien Pilote
scen. Sébastien Pilote
2011


W piątek (22 czerwca) w Walencji zakończył się 27. Międzynarodowy Festiwal Filmowy CinemaJove. Mimo że nie udało mi się zobaczyć wszystkich filmów nominowanych w kategorii Najlepszy Film Długometrażowy (równolegle walczyły ze sobą też krótkie metraże), laureata nagrody Luna de Valencia widziałam i chcę napisać Wam o nim parę słów: to "Vendeur" w reżyserii Kanadyjczyka, Sébastiena Pilote'a


Marcel Lévesque jest sprzedawcą samochodów. Najlepszym, jaki kiedykolwiek był zatrudniony w nieźle prosperującym salonie utrzymującym się na powierzchni mimo kryzysu, który spowija cieniem niewielkie kanadyjskie miasteczko. Marcel powinien być już na emeryturze, ale kocha swoją pracę i czerpie z niej nieustanną satysfakcję. Pasmo tragedii, jakie spotkają mężczyznę sprawi, że praca stanie się nie tylko jedynym sensem, ale i niemalże podstawowym warunkiem jego życia.



Film rozpoczyna się sceną wypadku samochodowego i wielokrotnie wydaje się, jakoby historia zmierzała do jego wyjaśnienia. Długo jednak nic się nie dzieje. Kolejni bohaterowie, manipulacja muzyką czy wspomnienie o jakimś wydarzeniu początkowo coraz bardziej oddalają samego bohatera oraz wszystkich w jego otoczeniu od tego, co zostało pokazane.


Bezapelacyjnie nawiększą siłą tego filmu jest tytułowy sprzedawca: charyzmatyczna, świetnie zagrana postać (poruszająca rola Gilberta Sicotte'a), która wzbudza współczucie, ale i jedocześnie daje widzowi pewną nadzieję. Oglądając film, nie mogłam jednak oprzeć się wrażeniu, że reżyser (i jednocześnie scenarzysta) filmu, nie ma dobrego pomysłu na dramaturgię. Jakby z wielkim trudem przychodziło mu zbudowanie pierwszej części filmu, która prowadzi do drugiej: niesamowicie przejmującej i o wiele bardziej dynamicznej.


Cieszy mnie jednak werdykt jury, ponieważ mam wrażenie, że "Vendeur" jest filmem najbardziej uniwersalnym i jednocześnie (pomimo dosyć mdłej części pierwszej) najlepszym emocjonalnie filmem festiwalu (przynajmniej spomiędzy filmów, które udało mi się zobaczyć).


Więcej o CinemaJove możecie poczytać u mnie TUTAJ, kilka naszych zdjęć zamieściłam na blogowym Facebooku, ale wciąż mam Wam jeszcze trochę do napisania o festiwalu, dlatego już teraz zapraszam na dalszą część relacji!

dose.ca, bonjourtristesse.net, canada.com, media.avclub.com

20 czerwca 2012

CinemaJove: Dollhouse/Włamanie z imprezą


Raczej nie uda mi się obejrzeć wszystkich konkursowych filmów festiwalu(w tym roku w sekcji głównej długich metraży rywalizuje ze sobą 10 filmów, które porozrzucane są po programie o różnych porach i stanowią pewną konkurencję dla innych interesujących sekcji, a czasami kolidują z moim czasem pracy...), ale jak do tej pory idzie mi całkiem nieźle.

TUTAJ opisywałam Wam pierwszy film z sekcji konkursowej, “The Woman Who Brushed Off Her Tears” Teony Strugar Mitevskiej. Dzisiaj kolejny:

“Dollhouse”
("Włamanie z imprezą")
reż. Kirsten Sheridan
scen. Kirsten Sheridan
2012


Wydawałoby się, że temat młodzieńczego buntu, a w ostatnim czasie również stylu życia współczesnej młodzieży oraz (zazwyczaj katastrofalnego w skutkach) imprezowania do upadłego jest już tak wyeksploatowany (żeby nie powiedzieć po prostu: wyświechtany), że za każdym razem do filmu o podobnej tematyce podchodzę z wielką nadzieją na oryginalne spojrzenie reżysera na sprawę.


Kirsten Sheridan poza alkoholem, narkotykami i grupą lekko zdemoralizowanej młodzieży umieściła w swoim filmie również pełną niejasności historię o zagubieniu, sekretach i mocno pokiereszowanej rodzinie. Historię, która kończy się w sposób, który można nazwać “wysublimowaną brutalnością”. 


Co jest według mnie największą wartością filmu Sheridan, to nie brak zahamowań, przeciwnie: to momenty, gdy rynsztokowy język zastępują poetyckie zdjęcia, których główną bohaterką jest najbardziej ze wszystkich zagubiona Jeannie (Seána Kerslake), a także świetna sekwencja próby seksualnego zbliżenia przeplatanego kadrami z osobliwego przemeblowywania pokoju. Sekwencji towarzyszy świetnie dobrana piosenka zespołu Dead Man´s Bones (jeżeli nie jesteście pewni, z czym lub kim kojarzy się Wam ten zespół, zajrzyjcie TUTAJ)


Reżyserka, znana do tej pory z niebywale urokliwego filmu o sile miłości i cudownościach dzieciństwa - “August Rush” opisywałam TUTAJ – zatrzymuje się w kinie znacznie bardziej kameralnym i dużo odważniejszym. Według mnie – z powodzeniem, dlatego oby pozostała w nim jak najdłużej.

PS. jak już zapewne zauważyliście, polski tytuł filmu brzmi "Włamanie z imprezą"... (i lepiej pozostawię to bez komentarza).

Fotografie: cinemajove.com, smellslikescreenspirit.com, zlinfest.cz, slantmagazine.com

16 czerwca 2012

CinemaJove: The Woman Who Brushed Off Her Tears

Reżyseria i scenariusz:  Teona Strugar Mitevska
2012


Syn Heleny popełnia samobójstwo, wyjawiając jej uprzednio koszmar z przeszłości. Helena (Victoria Abril), oszalała z rozpaczy, winą za śmierć Noah obarcza raz siebie, raz swojego męża, Emila (Jean-Marie Galey). Kiedy w pracy (jest kuratorem sądowym) poznaje poruszającą historię pewnego Macedończyka (Arben Bajraktaraj), postanawia pomóc nie tylko jemu, ale tym samym, również sobie.


Aysun (Labina Mitevska) mieszka w malutkiej wiosce w Macedonii. Ojciec chce ją sprzedać jednemu z mężczyzn z sąsiedztwa, ale Aysun ciągle czeka, aż do domu wróci jej ukochany, który wyjechał parę lat wcześniej do Francji, aby zarobić na wykupienie swojej narzeczonej z domu rodzinnego.  Aysun nie zna innego życia, niż niewielka chata, despotyczny ojciec, zagroda pełna owiec, sklep i jedna ulica, na której dziewczyna sprzedaje pędzoną w domu rakiję. Całymi dniami słucha płyt z kursem języka francuskiego i najbardziej boi się rozdzielenia od syna, który nigdy nie rozstaje się maską Spidermana (prezentem od zaginionego gdzieś we Francji ojca).


Dwie historie rozgrywają się równolegle, aby spleść się w bardzo ekstremalnych okolicznościach. Film Teony Strugar Mitevskiej stawia sobie samemu bardzo wysoką poprzeczkę świetnym początkiem. Rozbudza apetyt na mocne, bezkompromisowe kino i niestety, później nie jest w stanie spełnić tak wysokich oczekiwań. Spokojne tempo filmu, podkreślane jeszcze nastrojową muzyką i pięknymi zdjęciami macedońskiej egzotyki ma uwypuklić równoległe tragedie dwóch ekstremalnie różnych kobiet. Film prowokuje również do refleksji nad współczesnymi modelami rodziny oraz ich ekstremalnymi wypaczeniami (którym winna jest tradycja, kultura bądź osoby, które ją tworzą).


Victoria Abril powiedziała, że podczas budowania postaci często sięgała do malarstwa, a w szczególności do "Krzyku" Muncha. "Zawsze zastanawiałam się, co myśli postać na obrazie" - powiedziała aktorka. - "Teraz już wiem. Po prostu obejrzała nasz film".


Wczoraj film „The Woman Who Brushed Off Her Tears” zainaugurował 27. Międzynarodowy Festiwal Filmowy CinemaJove.

fot. Aleksander Grześków 

fot. Aleksander Grześków

fot. Aleksander Grześków

Więcej zdjęć z festiwalu na bieżąco będę dodawać TUTAJ. Zapraszam do oglądania!

fotografie z filmu: theprfactory.be

14 czerwca 2012

CinemaJove

Zazwyczaj staram się ograniczyć ilość prywatnych (więc z punktu widzenia bloga - niekoniecznie interesujących) informacji, ale dzisiaj sytuacja jest dosyć szczególna i dlatego opowiem króciutko gdzie jestem i (z tego powodu) co będę Wam pokazywać w najbliższym czasie.
Od dwóch tygodni piszę do Was z przepięknej Walencji, gdzie odbywam praktyki (i przy okazji przyglądam się, temu, jak od samych podstaw tworzy się filmy dokumentalne). Natomiast dokładnie jutro, 15 czerwca, w Walencji rozpoczyna sie 27 edycja Miedzynarodowego Festiwalu Filmowego CinemaJove, na który udało mi się zdobyć akredytacje (zarówno dziennikarską, jak i fotograficzną).

 
Z tego powodu przez najbliższy czas b ęd ę Wam opisywać filmy przede wszystkim hiszpańskie (mam wielk ą nadzieję i ochotę na obejrzenie ˝The Woman Who Brushed Off Her Tears˝ w reżyserii Teony Strugar Mitevskiej: najnowszego filmu z Victorią Abril, jedną z muz Pedro Almodóvara, ˝La chispa de la vida˝, ostatniego filmu Álexa de la Iglesii czy triumfatora tegorocznych nagród Goya, czyli filmu ˝No habrá paz para los malvados˝ w reżyserii Enrique Urbizu).

Jednak gościem specjalnym i jednocześnie bohaterką głównej retrospektywy jest Lone Scherfig (o jej ostatnich filmach, szczególnie o ˝Była sobie dziewczyna˝ pisałam kilkakrotnie, teksty możecie znaleźć TUTAJ) i być może będe miała okazję do zapoznania się rownież z jej wcześniejszymi produkcjami.


Już teraz zapraszam do śledzenia całej relacji, a tymczasem zamierzam dokładnie zapoznać się z programem i zadecydować co jest najbardziej warte obejrzenia.

fotografie: cinemajove.com

11 czerwca 2012

Rushmore

reż. Wes Anderson
scen. Owen Wilson, Wes Anderson
1998


Komedie nie są jedynym gatunkiem filmowym, jaki ostatnio oglądam, ale przyznam, że odkrywanie ciekawych i pisanie o nich sprawia mi ogromną przyjemność. Jakiś czas temu, przy okazji przygotowywania pracy licencjackiej oglądałam (i opisywałam TUTAJ) "Podwodne życie ze Stevem Zissou"
W ramach dalszego odkrywania i delektowania się filmografią Wesa Andersona, przyszła kolej na "Rushmore".


Max Fischer (świetny Jason Schwartzman) jest uczniem prestiżowej szkoły Rushmore i najaktywniejszym uczestnikiem (oraz pomysłodawcą) zajęć pozalekcyjnych. Jest mistrzem autokreacji i manipulowania prawdą. Max marzy o byciu kimś wielkim, kimś znaczącym, a Rushmore, które daje mu tego namiastkę, staje się jego całym życiem. 


Wypełnione do granic możliwości najróżniejszymi aktywnościami (z dramatopisarstwem, szermierką, pszczelarstwem, dziennikarstwem, udziałem w debatach, kółku filatelistycznym i kaligrafią włącznie) życie Maxa komplikuje się znacznie, gdy na jego drodze pojawia się pani Cross (Olivia Williams). Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że jej urok zaczyna działać również na Hermana Blume'a (Bill Murray), nauczyciela i, do pewnego czasu, najbardziej zaufanego powiernika Maxa.


"Rushmore" jest czymś więcej, niż autorskim potraktowaniem high school comedy. To metafora młodości, dojrzewania i poszukiwania swojego miejsca na ziemi. Wes Anderson sięga do swoich ulubionych tematów (relacje rodzinne determinujące lub opisujące charakter bądź zachowanie bohaterów, odmienność utożsamiana/stosowana zamiennie z geniuszem, blaski i cienie dojrzewania), ubiera młodzieńczy bunt w płaszcz groteski, a jednocześnie (co jest w tym filmie wprost cudowne!), traktuje swojego bohatera z pełnią zrozumienia.


Nie zabrakło w filmie również abstrakcyjnego humoru (w którym Wes Anderson jest mistrzem) i bardzo dopracowanej stylistyki (będącej jednym z wyznaczników stylu reżysera). Kapitalny film!

fotografie: listal.com


9 czerwca 2012

Niesamowici Bracia Bloom

reżyseria i scenariusz: Rian Johnson
2008


Dzisiaj mam dla Was coś idealnego na letnie rozluźnienie. To komedia, która absolutnie skradła moje serce i mimo że jest być może odrobinę pretensjonalna, perfekcyjnie trafia w moje poczucie humoru i estetykę, bo jej klimat, żart i oryginalność są nie do przecenienia.



Co jest w niej takiego urokliwego?

intryga - dwóch braci, mistrzów złodziejstwa i kantowania chce zrobić swój ostatni skok. Ich ofiarą staje się Penelope: samotna ekscentryczka (zmieniająca zainteresowania jak rękawiczki nieustannie się rozwijając, dzięki czemu jest prawdopodobnie najbardziej fascynującą osobowością w historii współczesnej komedii!), która odziedziczyła po rodzicach ogromny majątek (co najbardziej nęci Stephena i Blooma). Nie chcę zdradzać Wam szczegółów (tym bardziej, że to naprawdę, jak każde przedsięwzięcie braci Bloom, bardzo skomplikowana operacja...), ale to, że jej część dzieje się w Pradze (!) czyni cały film jeszcze bardziej klimatycznym.


obsada - przyznam, że głównie z tego powodu sięgnęłam po film. Adrien Brody i Mark Ruffalo w rolach tytułowych braci Bloom to kapitalny wybór. Ich siła tkwi w skrajnym przeciwieństwie charakterów, postaw i podejścia do życia (czyli, cóż - w tym, na co czeka każdy widz przeciętnej komedii. Z tą różnicą, iż bracia Bloom to najwyższa klasa). Rachel Weisz jako Penelope w każdej scenie promienieje, a najbardziej ekscentryczną postacią jest  małomówna Bang Bang (Rinko Kikuchi) - czego nie trudno się domyślić - mistrzyni wybuchów. 


klimat - używam tego słowa już chyba po raz trzeci w tym wpisie, ale to jest właśnie to. Miejsca (Bloom ucieka przed światem do Czarnogóry, spaceruje z Penelopą po praskim Rynku...), kostiumy (których autorką jest Beatrix Aruna Paszor, współpracowniczka Gusa Van Santa przy "Moim własnym Idaho" czy "Buntowniku z wyboru" oraz autorka kostiumów do filmów takich jak "Fisher King", "Alfie" czy "Cudowni chłopcy"), charakter postaci, humor, dialogi...

Polecam jak najbardziej!



fotografie: listal.com

2 czerwca 2012

Książki


Bardzo dziękuję za udział w konkursie 
i wszystkie nadesłane maile, 


a własne, ilustrowane egzemplarze książki 
"Lęk i odraza w Las Vegas" Huntera S. Thompsona 
otrzymają osoby, które wysłały do mnie maile z adresów: 
egghead@adres oraz ekranpodokiem@adres

gratuluję!