24 grudnia 2011

¡Feliz Navidad!


Kochani!
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia chcę Wam życzyć pięknych, ciepłych chwil, rodzinnej atmosfery, wiele radości z każdego świątecznego dnia i, oczywiście, wielu filmowych inspiracji!








Po świętach wrócę do Was z podsumowaniami 2011 roku. W oczekiwaniu na Oscary przyjrzę się też Złotym Globom!

fotografie: listal.com, twynkle.com

23 grudnia 2011

Reklamy.


Ostatnio coraz bardziej lubię oglądać reklamy. Nie mówię co prawda o kolorowej papce, którą codziennie serwują nam wszystkie kanały telewizyjne, ale nawet tutaj można znaleźć prawdziwe perełki.

Przede wszystkim, od pierwszego wejrzenia jestem wielką fanką reklamy Nespresso z Georgem Clooneyem w roli głównej. To niesamowicie błyskotliwy, ujmujący klip, spójrzcie:



Warto zapoznać się także z innymi reklamami z udziałem George'a, bo jest ich kilka, a wszystkie naprawdę pomysłowe.

Poza tym, dzisiaj Tato opowiedział mi o reklamie, w której występuje Steven Seagal. To spot systemów zabezpieczeń domów, ale tutaj nie sam produkt jest dla mnie ważny: przede wszystkim ta reklama jest bardzo autoironiczna, czego nigdy bym się po Seagalu nie spodziewała, poza tym - znów, naprawdę zabawna:


Nawet sam Martin Scorsese ma na swoim koncie wyreżyserowanie reklamy. Jego spot dla Chanel z udziałem francuskiego aktora Gasparda Ulliela jest stylowy, niepokojący, nawiązuje do "Powiększenia" Antonioniego, "Marzycieli" Bertolucciego, ale i poniekąd nawet do "Gimme Shelter" braci Maysles (to skojarzenie mam zapewne w związku z  lecącą w tle piosenką "She said yeah" zespołu Rolling Stones)... Rewelacja.



I w tym momencie narzuca się pytanie: czy występowanie w reklamie wciąż jest jeszcze synonimem lekkiego artystycznego obciachu? Patrząc na budżet, poziom realizacji czy błyskotliwość niektórych reklam chyba od pewnego czasu reklama może stać się dla poważnych aktorów całkiem interesującym wyzwaniem zawodowym...
A jakie są Wasze ulubione reklamy z udziałem znanych aktorów?

Na koniec mam dla Was reklamę trochę innego kalibru, ale... wiedzieliście, od czego zaczynał Brad Pitt..?
Spójrzcie:


22 grudnia 2011

The Rum Diary - Wyniki


Po niemal trzech tygodniach milczenia powracam z przyjemną przedświąteczną wiadomością:
Udało mi się przeczytać Wasze maile z odpowiedzią na pytanie: 
Która z ról Johnny'ego Deppa zrobiła na mnie największe wrażenie i dlaczego?
i wyłoniłam dwójkę zwycięzców. Są nimi osoby, które wysłały do mnie maile z adresów:

gutter_glitter@gazeta.pl
kotekfilipek@gazeta.pl

Gratuluję!
O książce możecie więcej przeczytać na stronie Wydawnictwa Niebieska Studnia.



Przyznaję, że od początku nowego roku akademickiego dotyka mnie pewien kryzys blogowy, ale mam nadzieję, że nadchodzący sezon nagród (Złote Globy, później Oscary zbliżają się wielkimi krokami!) wybudzi mnie z jesienno-zimowego marazmu.
Tym bardziej, że styczeń będzie wciąż miesiącem spod znaku Huntera S. Thompsona!!!

4 grudnia 2011

The Rum Diary - Konkurs!


Wiem, że ostatnio bardzo mocno zaniedbuję blog, ale dzisiaj mam dla Was coś, co pomoże Wam przygotować się do pewnej filmowej premiery...


Już 30 grudnia na ekrany polskich film wchodzi film "Dziennik zakrapiany rumem" w reżyserii Bruce'a Robinsona (powtórzę za masą innych publikacji na ten temat - to kolejne fatalne tłumaczenie tytułu, który w oryginale brzmi po prostu - "The Rum Diary". TUTAJ możecie zobaczyć trailer!).
To (autobiograficzna) historia dziennikarza, Paula Kempa, który trafia do redakcji podupadłego dziennika w San Juan na karaibskiej wyspie - to ziemia obiecana wariatów, nieudaczników i idealistów. Kemp poznaje tam fotografa Boba Salę, kolegę po fachu Yeamona, jego obłędną dziewczynę Chenault, zdegenerowanego Moburga i PRowca Sandersona.


Nie ma w tej książce wiele akcji, ale znakomity styl Huntera S. Thompsona jest wystarczającym argumentem, aby po nią sięgnąć (i, przy okazji, naprawdę się zachwycić).

Główną rolę zagrał tu Johnny Depp, który w filmie "Las Vegas Parano" Terry'ego Gilliama, poprzedniej adaptacji prozy Thompsona także wcielił się w alter-ego autora. Z trailera do filmu oraz informacji dotyczących obsady wywnioskowałam, że w filmie połączono postacie Yeamona i Sandersona w jedną, co może być dosyć ciekawym zabiegiem fabularnym (w rolę tę wcielił się Aaron Eckhart, który po występie w "Dziękujemy za palenie" wydaje mi się być rewelacyjnym kandydatem!). Wybór Giovanniego Ribisiego do roli Moburga jak dla mnie jest również strzałem w dziesiątkę.
Czy mam rację, przekonamy się już 30 grudnia.


Tymczasem, dla tych, którzy przed obejrzeniem filmu chcieliby przeczytać książkę, dzięki uprzejmości Wydawnictwa Niebieska Studnia, mam dwa egzemplarze "Dziennika Rumowego".

Aby otrzymać jeden z nich, wystarczy na adres 
kinofilka@gmail.com 
wysłać odpowiedź na pytanie:
Która z ról Johnny'ego Deppa
zrobiła na mnie największe wrażenie
i dlaczego?

Ze wszystkich nadesłanych maili z pomocą mojej Mamy wybiorę dwa najciekawsze/najbardziej oryginalne, a na wysłanie odpowiedzi macie czas aż do [edit:] piątku, 16 grudnia.
Powodzenia!

3 grudnia 2011

Dziwna miłość w polskim kinie

Miłość w polskim kinie to materiał na długie miesiące fascynujących badań. Ja przedstawię Wam dzisiaj kilka filmów, które szczególnie zapadły mi w pamięć, a w których miłość rozumiana jest na wiele skrajnie różnych sposobów.
(Z kolei o seksie w polskim kinie pisałam kiedyś tutaj: część 1, część 2, część 3)

"Pograbek"
reż. Jan Jakub Kolski
scen. Jan Jakub Kolski
1992

Po raz kolejny przenosimy się w ukochane filmowe plenery reżysera i magiczny świat, który kreuje w swoich obrazach. To świat anielski, spokojny, swojski, a jednak z lekką nutką absurdu i skrywający w sobie prawdziwe, głębokie historie. Tytułowy bohater, Pograbek, trudni się zabijaniem starych zwierząt. Mieszka w chacie ze swoją ukochaną żoną, kulawą Kuśtyczką i jedynym, czego brakuje w ich życiu jest dziecko.


Najpierw, Kuśtyczka (Grażyna Błęcka-Kolska) z Pograbkiem (Mariusz Saniternik) chcą kupić dziecko od pewnej dziewczyny ze wsi, jednak gdy ona wycofuje się z wcześniejszych ustaleń, ostatecznie decydują się na, z naszego punktu widzenia odrobinę mniej drastyczne rozwiązanie: proszą o pomoc miejscowego Don Juana, Materkę (Tadeusz Szymków), który godzi się na zapłodnienie Kuśtyczki. Ta sytuacja uświadamia Pograbkowi, jak mocno kocha swoją narzeczoną. To piękny film z wspaniałym, delikatnie komediowym sznytem i takim słodko-gorzkim zakończeniem, które mimo wszystko daje dużo nadziei dla pozytywnego rozwoju wydarzeń w przyszłości.



"Noce i dnie"
reż. Jerzy Antczak
scen. Jerzy Antczak
1977

To film, który też szczególnie polecam Wam na zbliżające się długie, zimowe wieczory, bo naprawdę warto sięgnąć nie do skróconej filmowej, ale poszerzonej, kilkugodzinnej, serialowej wersji tego filmu. Praca nad filmem trwała aż pięć lat, a wspomnienia między innymi z tego czasu reżyser, Jerzy Antczak opublikował w książce "Noce i dnie mojego życia", gdzie można przeczytać całą masę anegdot i rozczulających opowiastek filmowych, teatralnych czy wspaniałe opowieści prawdziwych miłośników kotów.


Ale powróćmy do samego filmu.
"Noce i dnie" opowiadają historię życia rodzin Niechciców i Ostrzeńskich na przełomie XIX i XX wieku, z retrospekcjami powstania z 1863 roku. Film zaczyna się sceną, gdy Barbara Niechcic, utraciwszy wszystko, jedzie na wozie Żyda Szymszela, który wiezie ją do Borowna, do majątku Józefa Tolibowskiego – idealizowanej przez całe życie przez Barbarę jej pierwszej miłości (wszyscy znają chyba scenę, w której młody Tolibowski, grany przez Karola Strasburgera łowi dla Barbary bukiet nenufarów).


To, co oglądamy w filmie to tak naprawdę wspomnienia Barbary, dlatego w filmie to ona staje się postacią nadrzędną. Jej życie z mężem, wychowywanie dzieci i cała seria epizodów oddająca również klimat i specyfikę czasów tworzą wciągającą fabułę. Największą zaletą tego filmu jest bezbłędne aktorstwo. kreacje kapryśnej Barbary, która przez całe życie melancholijnie tęskni za niespełnioną miłością oraz jej męża, statecznego, poważnego i kochającego Bogumiła o wielkim sercu wykreowali Jadwiga Barańska i Jerzy Bińczycki. Ich uczucie jest równie mocne, jak niepewne, pełne emocji, a jednak nie pozostawia wątpliwości, że zostali oni dla siebie stworzeni pomimo, że czasami wydają się być najgorzej dobraną parą świata.
Dla mnie to Majstersztyk.


"Krótki film o miłości"
reż. Krzysztof Kieślowski
scen. Krzysztof Kieślowski, Krzysztof Piesiewicz
1988


Ten obraz, nagrodzony na festiwalu w San Sebastian to kinowa wersja szóstej części słynnego "Dekalogu". To w tym filmie szóste przykazanie, Nie cudzołóż nie jest kojarzone z jego tradycyjnym rozumieniem, czyli zdradą, a z odzieraniem drugiej osoby z jej prywatności. Zakochany, nieśmiały Tomek (Olaf Lubaszenko), podgląda przez lunetę starszą od siebie artystkę, Magdę (Grażyna Szapołowska), która mieszka w bloku naprzeciwko.


Druga interpretacja odniesienia szóstego przykazania w tym filmie jest również nietypowa. W rozumieniu Magdy miłość to tylko gra i żadnego z mężczyzn, z którymi się spotyka, nie traktuje poważnie. Jak pisze Tadeusz Lubelski w książce "Historia Filmu Polskiego", grzechem Magdy jest odzieranie miłości z należnej jej powagi. Obydwa te grzechy, będące najważniejszym tropem w interpretacji filmu wynikają jednak z ogromnego poczucia pustki i samotności. Wycinek historii opowiedziany w filmie może stać się jednak początkiem duchowego odrodzenia.


przygotowując tekst korzystałam ze znakomitej książki :
Tadeusz Lubelski, "Historia Kina Polskiego (1895-2007)", Warszawa 2009.
i materiałów z portalu Filmpolski.pl
fotografie: tvp.pl, we2.pl, plejada.pl, swiatseriali.pl, dystrybucja,tvp.pl, alekino.pl

23 listopada 2011

Kinomaszyna 2.5


Już dzisiaj moja młodsza siostra obchodzi urodziny, dlatego zamiast zwykłych urodzinowych życzeń postanowiłam wymyślić zupełnie specjalny temat dla kolejnej Kinomaszyny.


I już dzisiaj Julitka (jej radosną twórczość znajdziecie TUTAJ) przypomni sobie, że wcale nie jest jeszcze takim doroślakiem, a Wy wszyscy będziecie mieli okazję powrócić pamięcią do przecudnych filmów, które towarzyszą nam już od wielu lat, czyli... BAJEK DISNEYA!

Dla kogo pójście do szkoły miało stać się ostatecznym końcem dzieciństwa? Gdzie wilk wyje w księżycową noc? Do czego może służyć widelec?
Zapraszam bardzo serdecznie do słuchania audycji
już dzisiaj, czyli w środę, 23 listopada o godzinie 19:00
na www.uniradio.pl

19 listopada 2011

Bogusław Linda

Ostatnio gdy myślę o polskim kinie serce zaczyna mi bić mocniej na dźwięk słów "lata 80." - nic dziwnego, ten czas dla polskiej historii, a przez to także dla całego polskiego kina był zupełnie szczególny. Ponadto, początek lat 80. to moment, w którym reżyserowie dali wiele szans jednemu z moich ulubionych aktorów, a jest nim - Bogusław Linda. Co ciekawe, widzowie mogli przekonać się o jego talencie dopiero dobrych kilka lat później, bo wiele z tych filmów zostało odłożonych na półkę z powodu bezwzględnej cezury. 

 fot. Andrzej Koziar dla "Malemen"

Bogusław Linda, niestety, ostatnio jest dla mnie nie tylko symbolem kina, o którym piszę, ale także, symbolem przełomu w kinie polskim i jednocześnie, jednym z najmocniejszych znaków upadku etosu aktora przez wielkie A. Nie chcę tutaj podkreślać jego błędów w doborze ról czy niezbyt udanej kariery reżyserskiej. Dla kontrastu, przypomnijmy sobie najważniejsze i najbardziej imponujące role Bogusława Lindy.

fot. Tomek Bergmann dla "Twojego Stylu"

"Przypadek"
reż. Krzysztof Kieślowski
scen. Krzysztof Kieślowski
1981

Początki lat 80. to kontynuacja Kina Moralnego Niepokoju. Reżyserzy widzieli wtedy szczególną potrzebę diagnozy społeczeństwa, niestety, jak już napisałam, nie wszystkie z tych filmów mogły być od razu pokazane szerokiej publiczności. Krzysztof Kieślowski opublikował wtedy artykuł, w którym postulował wzbogacenie dotychczasowej konwencji realistycznej. Mówił, że Kino Moralnego Niepokoju powinno się rozwijać, jak to ujął: "głęboko zamiast szeroko, do środka, nie na zewnątrz".


Jednym z tych filmów jest właśnie "Przypadek". Film przedstawia trzy warianty losu Witka Długosza, którego gra Bogusław Linda. Pierwsza historia rozpoczyna się w momencie, gdy Witek zdąża na pociąg z Łodzi do Warszawy, drugi - gdy nie zdąża i trzeci - gdy nie zdąża, a zatrzymuje go milicjant. Automatycznie pojawia się tu pytanie: co by było, gdyby życie głównego bohatera potoczyło się w różny sposób, zależnie od tytułowego przypadku? Witek staje się tym samym trzema różnymi postaciami - działaczem politycznym popierającym władzę, opozycjonistą, a także osobą całkowicie stroniącą od polityki. Kieślowski nie wpisuje go jednak w popularne stereotypy pokazując, że preferencje polityczne nie są jedynym wyznacznikiem osobowości.

fot. Lidia Popiel dla "Vivy!"

W tym samym nurcie, co "Przypadek" Kieślowskiego, W 1981 roku powstał film, który swoją premierę miał dopiero w 1987 roku:


"Kobieta Samotna"
reż. Agnieszka Holland
scen. Agnieszka Holland i Maciej Karpiński
1981

To bardzo naturalistyczny obraz życia społecznych outsiderów: listonoszki samotnie wychowującej synka i młodego górnika, który po wypadku kuleje i nie może dłużej pracować. Maria Chwalibóg i Bogusław Linda otrzymali za te role nagrody aktorskie w Gdyni, ale dopiero w 1988 roku. Film jest gorzką historią samotnej matki, która, rozgoryczona swoją trudną sytuacją życiową, sama próbuje walczyć z całym światem. Bohater Bogusława Lindy, Jacek, załamany po wypadku, próbuje w nowym uczuciu odnaleźć promień nadziei, niestety, finał tej historii jest wyjątkowo brutalny.


Dodatkowym poziomem tej historii jest poziom polityczny. Reżyserka, Agnieszka Holland przedstawiła problemy bohaterów z jednej strony w zupełnym kontraście do euforii wielkiego sezonu "Solidarności" z roku 1980. Z drugiej strony, bohaterowie "Kobiety Samotnej" natrafiają także na ścianę obojętności ze strony partii, w której w pewnym momencie tytułowa bohaterka, opuszczona i zaszczuta próbuje znaleźć oparcie.


"Psy"
reż. Władysław Pasikowski
scen. Władysław Pasikowski
1992


To właściwie nie jest zwykły film, to raczej kultowe, symboliczne rozliczenie się z systemem. To właśnie tutaj reguły amerykańskiego filmu policyjnego zostały skrzyżowane z polską rzeczywistością. Z kolei rola Bogusława Lindy, który wcielił się w rolę Franza Maurera, miała symbolizować "mit przełomu". Do tej pory aktor wcielający się w role wrażliwych inteligentów, tutaj stał się symbolem nowego porządku, męskości, trywialnego kultu pieniądza.

i mój absolutny faworyt...

"Jańcio Wodnik"
reż. Jan Jakub Kolski
scen. Jan Jakub Kolski
1993

Mój absolutny faworyt. Jańcio Wodnik (Franciszek Pieczka) to prawy, pobożny człowiek, który pod wpływem pozarealnych znaków postanawia wyruszyć w świat. Chodzi od wsi do wsi i obmywając ludziom nogi usuwa ich schorzenia i choroby. Staje się kwadransowym świętym, zapominając o ciężarnej żonie, która pod wpływem klątwy rzuconej przez Dziada rodzi... dziecko z ogonkiem (okrzyczane we wsi wcieleniem diabła). Oprócz kapitalnego Franciszka Pieczki w roli tytułowej, rewelacyjną postać stworzył w tym filmie właśnie Bogusław Linda - jest Stygmą jeżdżącym na lekko zdezelowanym motocyklu, który "rany Pana naszego przywołuje mistycznie"... za pieniądze.


A Wy macie swoje ulubione filmy z udziałem Bogusława Lindy?

fot. Zuza Krajewska & Bartek Wieczorek dla "Exklusiv"

przygotowując tekst korzystałam ze znakomitej książki :
Tadeusz Lubelski, "Historia Kina Polskiego (1895-2007)", Warszawa 2009.
i materiałów z portalu Filmpolski.pl

fotografie: flickr.com, viva.pl, malemen.pl, 100latpolskiegofilmu.pl

16 listopada 2011

Kinomaszyna 2.4


Zapraszam na kolejną KINOMASZYNĘ!

Ponieważ ostatnio audycje dotyczą wyłącznie kina polskiego, jutrzejszym tematem będą
wyjątkowe filmowe kreacje polskich aktorów


Znów - wybrałam kilka takich, które szczególnie zapadły mi w pamięć i chcę Wam o nich opowiedzieć trochę więcej.

O czyim losie decydował Przypadek? Kto musiał spłacić swój Dług? Kto nie pamiętał o Piątym Przykazaniu i kto tak naprawdę wymyślił Kinomaszynę?


zapraszam do słuchania
już dzisiaj (w środę,
16 listopada
o godzinie 19:00
w UniRadiu (www.uniradio.pl)

fotografie: filmpolski.pl

14 listopada 2011

Wielkie Damy Polskiego Kina

W środowej Kinomaszynie mówiłam o rolach polskich aktorek, które zrobiły na mnie szczególne wrażenie. Dzisiaj chcę przypomnieć dwie z nich:

"Przesłuchanie"
reż. Ryszard Bugajski
1982


Sezon 1981-1982 dla polskiego kina jest legendarny. Powstało wtedy kilka bardzo ważnych filmów, które nie od razu mogły być zaprezentowane szerokiej publiczności. Mam na myśli  między innymi film Andrzeja Wajdy "Matka Królów" i "Przesłuchanie" Ryszarda Bugajskiego. Nakręcone w 1982 roku "Przesłuchanie" swoją premierę miało dopiero siedem lat później po czerwcowych wyborach. Reżyser poddaje w tym filmie skrajnie jednoznacznej ocenie stalinowski aparat terroru. Większa część akcji toczy się między 1951 a 56 rokiem w więzieniu, do którego trafia Antonina Dziwisz – artystka, piosenkarka i tancerka.


Podczas jednego z wieczorów, krótko po kłótni z mężem, Konstantym (Olgierd Łukaszewicz), Tonia zostaje upita w restauracji przez dwóch mężczyzn, a następnie przewieziona do więzienia. Zaczyna się tytułowe przesłuchanie: długotrwałe, beznadziejne i w filmie ukazane w bardzo naturalistyczny sposób. Żąda się od niej zeznań obciążających majora Olchę, kolegę z zespołu, który rzekomo jest oskarżony o zdradę ojczyzny i szpiegostwo, a te obciążające zeznania próbuje się wymusić na Antoninie biciem i torturami: zarówno fizycznymi jak i psychicznymi.


Za wspaniałą rolę Antoniny Dziwisz (dopiero!) w 1990 roku Krystyna Janda otrzymała główną nagrodę aktorską na festiwalu w Cannes, warto jednak wspomnieć także o znakomitych rolach Janusza Gajosa i Adama Ferencego którzy wcielili się w głównych oprawców Antoniny oraz Anny Romantowskiej jako współwięźniarki.



"Żurek"
reż. Ryszard Brylski
2003


Mówiąc o ikonicznych aktorkach polskiego kina, nie możemy zapomnieć także o Katarzynie Figurze, która w wielu wzbudza skrajne emocje, mając zarówno wielkich, wiernych fanów, jak i zdeklarowanych przeciwników. W swoich rolach Kasia Figura przyzwyczaiła nas do tego, że jest polską etatową seksbombą, o czym świadczą między innymi role w "Kilerze", "Kingsajzie" czy "Pociągu do Hollywood". Czasami jej bohaterki są niezbyt mądre i niezbyt rozgarnięte, jakby nieświadome swojej kobiecości, jak Diana z "Autoportretu z Kochanką", czyli filmu, który ja absolutnie uwielbiam.


Jest jednak film, w którym Katarzyna Figura zagrała zupełnie wbrew swojemu dotychczasowemu wizerunkowi i muszę przyznać, że o ile sam film ma w sobie trochę niedociągnięć, o tyle rola Figury wręcz powaliła mnie na kolana. A mam tu na myśli film pod tytułem "Żurek" w reżyserii Ryszarda Brylskiego.


Tadeusz Lubelski w książce "Historia kina polskiego" filmy, które powstały w latach 1990-2007 określa mianem "Kina wolność". "Żurek" jest tutaj jednym z tych filmów, w których narracja prowadzona jest z punktu widzenia wykluczonych. To zazwyczaj portrety ludzi zupełnie bezradnych wobec otaczającej ich rzeczywistości i właśnie taką bohaterką jest Halina, wiejska robotnica, kapitalnie zagrana przez Katarzynę Figurę. Mąż Haliny, ostatni dróżnik, popełnia samobójstwo rzucając się pod pociąg. Osamotniona i zrozpaczona Halina musi zmierzyć się jednak z kolejnym wielkim dla niej ciężarem: dla obrony własnej godności zrobi wszystko, by dowiedzieć się, kto jest ojcem dziecka jej nieletniej, lekko opóźnionej umysłowo córki Irenki (Natalia Rybicka). Prawda, jaką odkryje okaże się być szokująca nie tylko dla samej Haliny, ale także: dla widza.


przygotowując tekst korzystałam ze znakomitej książki :
Tadeusz Lubelski, "Historia Kina Polskiego (1895-2007)", Warszawa 2009.
i materiałów ze strony filmpolski.pl

fotografie: filmpolski.pl

8 listopada 2011

Kinomaszyna 2.3


Zapraszam na trzecią w tym sezonie KINOMASZYNĘ!

Przez kilka najbliższych audycji chcę zająć się wyłącznie kinem polskim, więc jutrzejszym tematem będą

wyjątkowe filmowe kreacje polskich aktorek

Wybrałam kilka takich, które szczególnie zapadły mi w pamięć i chcę Wam o nich opowiedzieć trochę więcej.


Co należy zrobić, gdy dojdzie się do wniosku, że pora umierać? Który film został zakazany w 1982? W którym filmie Kasia Figura pokazała, że potrafi nie być uosobieniem seksapilu?


zapraszam do słuchania
już w środę, 9 listopada o godzinie 19:00
w UniRadiu (a dokładniej: TUTAJ)

Zapraszam też do polubienia bloga na Facebooku!

fotografie: filmpolski.pl

5 listopada 2011

Sekret jej oczu


Znacie na pewno co najmniej kilka takich filmów, które chcecie obejrzeć, ale bez wielkiego przekonania. Gdy już udaje Wam się je zdobyć, czekają na długiej liście na swoją kolej. Natomiast gdy już je obejrzycie, okazują się być absolutnym objawieniem i wprost nie możecie przestać o nich myśleć?
Dla mnie takim właśnie filmem stał się argentyński obraz "El Secreto de sus Ojos" w reżyserii Juana José Campanelli.


Nagrodzony Oscarem w kategorii Najlepszy Film Nieanglojęzyczny "Sekret jej oczu" to fantastyczny kryminał zrealizowany trochę po amerykańsku, ale w starym, dobrym stylu, gdzie pełnokrwiści bohaterowie, ich cechy i obsesje stają się motorem dla porywającej fabuły.


To historia Benjamína Esposito (elektryzujący Ricardo Darín), który korzystając z emerytury po latach pracy w organach sądowych postanawia napisać powieść. Wydaje się, że odnalazł idealny temat: pewna mglista sprawa z przeszłości (morderstwo i gwałt, którego sprawca, niejaki Isidoro Gómez został po złapaniu niemal natychmiast uwolniony, a później zginął w niewyjaśnionych okolicznościach) nie daje mu spokoju.


Benjamínowi pomagają jego była przełożona (do której pała on nieskrywaną namiętnością), Irene (obłędna Soledad Villamil) oraz przyjaciel, nadużywający alkoholu Pablo Sandoval (Guillermo Francella, który tutaj jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem - mając w pamięci jego rolę Batuty z filmu "Rudo y Cursi" wprost nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę on).


Równolegle obserwujemy więc dwa światy - przeszłość i teraźniejszość, które okazują się być znacznie sobie bliższe, niż Esposito mógł przypuszczać. W scenach retrospekcji jest on bardzo zdeterminowany do odkrycia prawdy, ale odrobinę zagubiony w rzeczywistości. Natomiast w teraźniejszości - chce przede wszystkim odpowiednio ułożyć swoje życie, które z powodu kilku fałszywych ruchów marnował przez wiele lat. Książka, którą pisze okazuje się więc być nie tylko pretekstem do poukładania wspomnień z pracy czy odsunięcia spokoju zasłużonej emerytury...


Co ciekawe, reżyser filmu, Juan José Campanella ma także swoją historię w Hollywood - pracował on bowiem jako reżyser przy licznych serialach, wśród których znalazły się między innymi "Prawo i bezprawie" oraz superkultowy "Doktor House". Campanella przed "Sekretem jej oczu" współpracował także już kilkakrotnie z Ricardo Darínem (nakręcili wspólnie filmy takie jak "Ta sama miłość, ten sam deszcz" i "Syn panny młodej").


Niedawno przeczytałam, iż któraś amerykańska wytwórnia planuje zrealizowanie remake'u filmu i zaangażowanie do głównej roli Denzela Washingtona. Z całym moim szacunkiem i sympatią dla tego aktora mam nadzieję, iż ten projekt nie dojdzie do skutku.


fotografie: listal.com

31 października 2011

Służące


The Help
reż. Tate Taylor
scen. Tate Taylor
2011


Jackson w stanie Mississippi w latach 60., to nie tylko miejsce, gdzie co roku odbywają się bale dobroczynne, a plotka jest jedną z najsilniejszych znanych wartości. Lata 60. w Jackson to także (abstrakcyjne z naszego punktu widzenia) czasy segregacji rasowej.


Skeeter
(obdarzona niesamowicie magnetyzującym głosem Emma Stone) to młoda dziewczyna, która właśnie wróciła do rodzinnej miejscowości po skończeniu studiów. Podczas, gdy ona marzy o karierze pisarki i dziennikarki, jej przyjaciółki zajmują się domami, organizują wieczorki brydża i rodzą dzieci, których wychowaniem zajmują się głównie ich czarnoskóre służące.


Skeeter, uważana przez wszystkich (z jej matką na czele) za ekscentryczną, samolubną starą pannę, jest jednak niesamowicie baczną obserwatorką rzeczywistości, z którą absolutnie nie potrafi się zgodzić. Już na początku zawodowej drogi zderza się z rzeczywistością - dostaje pracę dziennikarki w miejscowym dzienniku, jednak jej pierwszym zadaniem ma być odpowiadanie na listy od czytelniczek w kolumnie porad dla kur domowych. Skeeter nie wiedząc, jak się do tego zabrać, prosi o pomoc Aibileen (Viola Davis) - czarnoskórą służącą jednej ze swoich przyjaciółek. Kącik porad nie jest jednak spełnieniem jej marzeń. Co więcej, nie może w nim pisać tego, co tak naprawdę myśli ani o tym, co uważa za szczególnie ważne. I właśnie wtedy Skeeter wpada na pomysł, by napisać książkę z punktu widzenia... czarnoskórych służących. Namawia Aibileen i jej najlepszą przyjaciółkę Minnie (Octavia Spencer) na zwierzenia, których opublikowanie może być wielkim skandalem, ale także - wszystkie trzy kobiety wierzą, że książka pomogłaby zwrócić uwagę na to, jak traktowana jest służba.


"Służące" Tate'a Taylora to adaptacja powieści Kathryn Stockett. Książka (po odrzuceniu przez kilka dużych wydawnictw i ostatecznym wydaniu) okazała się być absolutnym bestsellerem, który zelektryzował czytelniczki na całym świecie. Wydaje się, że porusza tematy, które dawno już zostały omówione z każdej możliwej strony, a jednak - "Służące" pokazują pewien ważny (a jednocześnie często pomijany) punkt widzenia. Otóż - tutaj bohaterami nie są wielcy, słynni bojownicy o wolność i równouprawnienie. Tu bohaterkami są zwykłe kobiety, zmęczone życiem, starające się ochronić resztki własnej godności. To nie jest rewolucja, a nieśmiałe próby wprowadzenia poważnych zmian w czasach, gdy wierzono, iż homoseksualizm to choroba, uleczalna za pomocą ziołowych herbatek, a czarnoskóra służba powinna korzystać z oddzielnych łazienek, ponieważ roznosi inne choroby, niż biali.


Cała historia opowiadana jest z wielką prostotą, wdziękiem i klasą. To film zrealizowany w sposób skrajnie tradycyjny, zachowujący wiele cech wiernej adaptacji. To jednocześnie obraz, który nie pozostawia obojętnym. Mimo że powstał na podstawie fikcji literackiej, jest on również do bólu prawdziwy i to stanowi jego największą siłę. Poza tym, brak fajerwerków nie jest jego wadą, przeciwnie. Fabuła rozwija się dynamicznie, a taki sposób poprowadzenia historii daje ogromne pole do popisu dla aktorek odgrywających główne i drugoplanowe role w "Służących".


Bo film to również cała masa znakomitych kobiecych ról aktorskich. Na Violę Davis zwróciłam uwagę przy okazji "Wątpliwości" Johna Patricka Shanley'a (za tę drugoplanową rolę Davis otrzymała nawet nominację do Oscara). Davis ma piękny smutek na twarzy, idealnie pasujący do kreowanej przez nią Aibileen. Uwagę przykuwają także Emma Stone i Octavia Spencer, a także - najbardziej wyraziste Jessica Chastain jako lekko szurnięta (przez co wyklęta poza mikrospołeczność idealnych pań domu) Celia Foote oraz Sissy Spacek jako uszczypliwa pani Walters.


Poprzez charakteryzację, scenografię i kostiumy świetnie został też w filmie oddany klimat lat 60., ale mi najbardziej podoba się sposób zaprezentowania samej przestrzeni miasta Jackson: z jednej strony mamy tu klimat typowych amerykańskich domów (które znamy chociażby z "Forresta Gumpa") - wielkich, białych posesji z piękną werandą, otoczonych ogrodem, w którym zawsze kryje się jakaś tajemnica. Z drugiej strony podglądamy, jak wygląda życie w pięknych dzielnicach jednorodzinnych domów, w których zawsze słychać echo najbardziej fascynującej plotki. 


W filmie znalazło się również kilka naprawdę rozdzierających scen, które wzruszają i bardzo mocno chwytają za serce. Muszę też przyznać, iż spodziewałam się po nim wdzięcznego happy endu, a ten, chociaż się go oczekuje, pojawia się w zdecydowanie słodko-gorzkim sosie, co jest znacznie bardziej przekonywujące. Tradycyjne podejście do kina rozpoczynającego swoją reżyserską karierę Tate'a Taylora pozwoliło historii wybrzmieć, a widzom umożliwia niczym nie zakłócane zagłębienie się w świat pełen półcieni.

"Służące" będą miały swoją polską premierę już w najbliższy piątek, 4 listopada.


zapraszam również do odwiedzania blogowego Facebooka!
fotografie: listal.com