Polscy filmowcy niechętnie podejmują temat seksu, nie tworzą niezliczonej ilości pięknych, wysmakowanych scen miłosnych. Przeciwnie – długo dorastali do pokazywania ich na ekranie. Co więcej, można mieć wrażenie, jakby robili to z przymusu. Seks w polskim kinie jest bowiem w większości aktem cierpiętniczym na granicy agonii lub formą terapii dla uciśnionych.
Za pierwszą polską scenę rozbieraną uznaje się obnażenie piersi przez robotnicę paryską – Hannę Skarżankę w filmie „Młodość Chopina” z 1951 roku. Biorąc pod uwagę aspekt wizualno-estetyczny można zaznaczyć, iż polskie aktorki rozbierają się (całkiem) często... Jednak trudno pozbyć się wrażenia, że jest to – paradoksalnie – kostium, który nie potrafi zastąpić autentycznej czułości czy emocji, od których mogłoby widzowi pęknąć serce.
Seks jako przyczyna i skutek
Polskie kino byłoby znacznie bardziej pruderyjne, gdyby nie dwóch prekursorów swobodnego i bezkompromisowego prezentowania seksualności, za których bez wątpienia można uznać Waleriana Borowczyka i Andrzeja Żuławskiego. Pierwszy z nich jest autorem sztandarowych „Dziejów Grzechu” na podstawie prozy Stefana Żeromskiego z Grażyną Długołęcką i Olgierdem Łukaszewiczem w rolach głównych. Jego wizje zyskały uznanie we Francji, przez wiele lat udało mu się zrealizować tam kilka obrazów przesyconych erotyką (jak „Bestia” z 1975 roku, gdzie seks jest przyczyną i skutkiem wszelkich działań, włączając seks ze zwierzętami, retrospektywne sceny kopulacji z tytułową bestią oraz seks jako narzędzie przeciwko hierarchizacji i rasizmowi).
Michał (Bogusław Linda) przez przypadek spotyka na ulicy Włoszkę (Iwona Petry). On – antropolog opętany badaniami nad swoim nowym znaleziskiem (szczątki mężczyzny, który był prawdopodobnie plemiennym szamanem); ona – poszukuje mieszkania, chce zacząć studia. Ich pierwszy seks jest zaspokojeniem najczystszych fizycznych popędów, niczym więcej. Wraz z rozwojem fabuły, niestety, nie zmienia się to. Włoszka cierpi na permanentne niezadowolenie seksualne – Tobie nigdy nie jest dobrze – mówi z wyrzutem jej chłopak, Marcin.
W „Szamance” wszystkie sceny erotyczne są niepoprawne, żeby nie powiedzieć: niesmaczne. Tutaj także seks jest przyczyną i skutkiem: oglądamy samogwałt po zjedzeniu kociej karmy, skandalizujące sceny wykorzystywania seksualności i nagości, seks w pociągu – Michał, rozżalony po samobójczej śmierci brata, jest brutalny. Właściwie wszystkie sceny seksu w „Szamance” są dosłowne, bezpruderyjne, miejscami jakby wulgarne, jest pot i łzy, strach i odraza. Michał w orgazmicznych krzykach Włoszki dopatruje się szamańskich dźwięków, dla niej zostawia piękną, utalentowaną dziewczynę. Chce zgłębić szamańską naturę swojej nowej kochanki. Ona, po jednej z kłótni, idzie do Wojtka, kolegi z pracy i pod pozorem głębokich uczuć gwałci go, jego katolicyzm i całą strukturę moralności, bo znów chce tylko zaspokoić krótkotrwałą potrzebę fizycznej bliskości.
Pikanterii całej sytuacji dodaje fakt, iż ani Linda, ani Petry nie pojawili się na premierze filmu. Ponadto, Iwona Petry zniknęła z życia publicznego tak szybko, jak się w nim pojawiła i powróciła na moment w 2004 roku z napisaną przez siebie książką, mianując się szukającą spełnienia artystką i twierdząc, że do Żuławskiego nie ma żalu, bo mimo wszystko ich spotkanie kilka lat wcześniej pomogło jej dorosnąć i ukształtować swoją osobowość.
cały artykuł można przeczytać TUTAJ
fotografie: filmpolski.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz