20 marca 2010

Agora


2009

reż. Alejandro Amenàbar
scen. Alejandro Amenàbar, Mateo Gil


Wiele można się spodziewać po obrazie, którego sloganem reklamowym jest Najbardziej kontrowersyjny film roku. Oskarżana o obrazę chrześcijaństwa „Agora” w reżyserii Alejandro Amenàbara jest jednak bardziej wiernym i widowiskowym przedstawieniem historycznych zdarzeń, niż próbą wetknięcia kija w mrowisko religijnych waśni.


Gdy pod koniec IV wieku n.e. Imperium Rzymskie chyliło się ku upadkowi, Aleksandria w Egipcie wciąż błyszczała. Tamtejsza biblioteka była miejscem kultu religijnego, gdzie obok pogaństwa istniały: judaizm i zabroniona dotąd religia – chrześcijaństwo. I właśnie to miejsce stało się sceną dla historii, w której religia jest ważniejsza niż moralność (i człowieczeństwo), a miłość przegrywa z filozofią i misją wobec ludzkości. Wielki konflikt między poganami a chrześcijanami, który jest tutaj chyba głównym bohaterem, nie ma za zadanie wywołania antychrześcijańskich uczuć. To raczej pokazanie swoistego truizmu, że wypaczenia w każdej religii są niebezpieczne.


Hypatia – czołowa (jeśli nie jedyna...) feministka swoich czasów jawnie nawołuje do tolerancji. Jej największą namiętnością jest astronomia, a rozważania o istocie wszechświata i budowie kosmosu są wykreowane jakby były surrealistycznym tworem wybitnej myślicielki. Prowadzi badania, poświęcając im całe swoje życie, jest tragiczna w swojej wierności ideałom. Rachel Weisz, piękna jak zwykle, dobrze pokazuje rozemocjonowanie swojej bohaterki, zaangażowanie i pasję, jednak jest trochę zbyt teatralna. Davus (nieco bezbarwny Max Minghella), zakochany w niej niewolnik o delikatnych rysach i niewinności wypisanej na twarzy, przechodzi metamorfozę, której ukazanie jest dość rozczarowujące. Mężczyzna jest rozdarty między utrzymaniem swojej godności, a tożsamości religijnej. Rozmach, z jakim reżyser prezentuje globalny religijny konflikt, nie pozwolił mu skupić się na niuansach psychologicznych tego bohatera.


Konflikt chrześcijaństwa z pogaństwem narasta, osiągając kilka punktów kulminacyjnych, które Amenàbar portretuje z perwersyjnym naturalizmem. Chrześcijanie w ciemnych, powiewających szatach, stają się uosobieniem brutalności. W niektórych ujęciach przypominają złowrogie kruki, a gdy kamera kadruje miasto i agorę z góry – są jak rój much próbujących gorączkowo wydostać się z labiryntu ulic. Pokazanie konfliktu religijnego jest więc tu dramatyczne, ale, na szczęście – nie melodramatyczne.


Gdzieś między polem bitwy a ideą filozoficzną nieśmiało do głosu doc
hodzi zapewnienie o sile miłości. Kochający Hypatię prefekt Orestes (niezły Oscar Isaac) broni jej godności przed wszystkimi dostojnikami kościelnymi. Davus też jest wierny Hypatii do samego końca. „Agora” opowiada również o skomplikowanym systemie społecznym, w którym godność ludzka jest warta tyle co nic. Film nie jest perfekcyjny, ani nie powala na kolana, a jednak porusza istotną, wręcz podniosłą tematykę i może zmusić do przemyśleń bardzo długo po seansie. Kolory ziemi i spokojna muzyka Dario Marianellego tworzą klimat niepokoju i niepewności – o swoją wiarę, ideały, bliższą i dalszą przyszłość. To nie chrześcijaństwo jest winne, ale egoistyczna chęć władzy. Cena jest bardzo wysoka, ale czego się nie zrobi, aby stać się zapamiętanym w księgach, brutalnym, ale ostatecznie i tak rozgrzeszonym świętym..?


Tekst ukazał się TUTAJ
fotografie: filmweb.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz