26 maja 2012

Las Vegas Parano. konkurs!


reż. Terry Gilliam
scen. Tony Grisoni, Alex Cox, Tod Davies, Terry Gilliam
1998


Terry Gilliam, dziecko kontrkultury lat 60., doskonale wiedział, co robi, biorąc na warsztat książkę "Fear and Loathing in Las Vegas" Huntera S. Thompsona. Opowieść o Raolulu Duke'u, doktorze nauk dziennikarskich i jego samoańskim adwokacie, doktorze Gonzo, którzy przyjeżdżają do tytułowego miasta by przygotować relację z wyścigu motocyklowego Mint 400, to jednocześnie gorzki obraz Ameryki w roku 1971.


Podczas swojej wyprawy bohaterowie poszukują Amerykańskiego Snu, wpadając w niekończące się narkotykowe ciągi, jednak Gilliam w swoim filmie pokazuje coś więcej, niż tylko obrazy tworzące się w umysłach bohaterów pod wpływem substancji halucynogennych (chociaż i te robią spore wrażenie i wywołują skrajne emocje od obrzydzenia po ekscytację!). 


Symbole świetności epoki hippisowskiej przeplatają się z obrazami jej upadku. Raoul Duke i doktor Gonzo będący uosobieniem degeneracji i dekadencji są z jednej strony buntownikami (czasami o mentalności nastolatków), ale również fantazyjną metaforą gnijącego moralnie kraju. Fabuła w tym filmie według mnie ma znaczenie drugorzędnie, podobnie jak w książce.


Nie będę oryginalna, gdy powiem, że obsada w "Las Vegas Parano" jest naprawdę świetna. Johnny Depp jako Raoul Duke (alter-ego Huntera S. Thompsona, zaproponowany do tej roli przez samego pisarza!) i Benicio Del Toro jako jego adwokat tworzą rewelacyjny tandem, rysując dwie bardzo silne osobowości (ponownie, idealnie oddające klimat powieści, ale i atmosferę kontestacji). Uwagę zwracają na siebie również Tobey Maguire jako autostopowicz oraz Christina Ricci jako Lucy.

Hunter S. Thompson

Piszę o tym filmie przede wszystkim dlatego, że dzięki uprzejmości wydawnictwa Niebieska Studnia, mam dla Was dwa egzemplarze książki Huntera S. Thompsona, "Lęk i odraza w Las Vegas" ze znakomitymi ilustracjami Ralpha Steadmana


Aby zdobyć jeden z nich, wystarczy wysłać do mnie poprawną odpowiedź na pytanie:

Czym jest gonzo i dlaczego pytam o to właśnie przy okazji dzisiejszego konkursu? 

mailem na adres: 
kinofilka@gmail.com
Na poprawne odpowiedzi czekam do soboty, 2 czerwca.
Powodzenia!



fotografie: thecatalyst.typead.com, listal.com

24 maja 2012

Podwodne życie ze Stevem Zissou

reż. Wes Anderson
scen. Wes Anderson, Noah Baumbach
2004


Ponieważ Wes Anderson był jednym z bohaterów mojej obrony pracy licencjackiej, chcę poświęcić dzisiejszy post jednemu z jego filmów.
Anderson to jeden z tych twórców, którzy wywołują szczególnie skrajne uczucia. Przez fanów (do których, przyznaję, dołączyłam dosyć niedawno) jest bezgranicznie uwielbiany, jego przeciwnicy zarzucają (sama już nie wiem, czy fanom, czy samemu reżyserowi) intelektualny snobizm, a jako argumenty podają między innymi przesadne stylizowanie filmów i zbyt abstrakcyjny żart, czyli dokładnie to, co można w kinie Andersona bezgranicznie pokochać.


"Podwodne życie ze Stevem Zissou" to właśnie jeden z takich filmów: pięknie wystylizowany, okraszony wielką dawką rewelacyjnego poczucia humoru. Tytułowy bohater (kapitalny Bill Murray) jest oceanografem, który tworzy słynne filmy dokumentalne opisujące jego pasjonujące podróże. Podczas jednej z takich wypraw ginie (pożarty przez rekina-jaguara) Esteban - najbliższy współpracownik i jednocześnie najlepszy przyjaciel Zissou. Ten poprzysięga zemstę na potworze i wyrusza w kolejną podróż.


Co w tym filmie zachwyca najbardziej?
Po pierwsze, warstwa wizualna. Statek ekipy Zissou pokazany jest z ogromną precyzją, każda jego kajuta to zupełnie osobna historia (warto zwrócić na to uwagę w scenie, w której Steve prowadza swojego syna w tajniki swojej pracy). Zachwyca również fauna i flora świata oceanicznego, która została wykreowana przez Henry'ego Selicka ("Miasteczko Halloween") i jest ona z jednej strony wyrazem nieograniczonej wręcz wyobraźni Wesa Andersona, ale także projekcją wyobrażeń samego Steve'a Zissou na temat podwodnego świata.


Po drugie, bohaterowie. Poza tytułową gwiazdą mórz podczas wyprawy pojawiają się Eleanor Zissou (Anjelica Huston), żona, "mózg" każdej operacji, Ned Plimpton (Owen Wilson), podający się za syna Steve'a, ciężarna Jane (Cate Blanchett), reporterka gromadząca materiał do artykułu o swoim idolu-oceanografie, a także barwna galeria współpracowników Zissou, wśród których chyba na największą uwagę zasługuje Klaus (świetny Willem Dafoe), niemiecki mechanik oraz Bill (Bud Cort), wysłannik skarbówki posługujący się płynnie językiem filipińskim. 


Po trzecie, kostiumy. Wykreowane przez Milenę Canonero (autorkę kostiumów do filmów takich, jak "Lśnienie", "Mechaniczna pomarańcza" czy "Pożegnanie z Afryką"), stylizowane na stare, charakterystyczne okrycia płetwonurków w połączeniu z czerwonymi czapeczkami z pomponami są dodatkowym elementem  komicznym filmu (który, wbrew pozorom, czystą komedią wcale nie jest!)


Mnie ten film absolutnie urzekł, a wykorzystanie piosenki "Life on Mars" Davida Bowiego dodało mu klasy (w tym raz zaśpiewanej po portugalsku przez Seu Jorge, tej wersji możecie posłuchać TUTAJ). 
Rewelacja!

fotografie: aquic.com.ar, listal.com

16 maja 2012

Allen o Almodóvarze


Dzisiaj mam dla Was jeden z moich ulubionych  cytatów ostatnich tygodni. Nie przypuszczałam, że Woody Allen jest miłośnikiem Pedro Almodóvara (inne teksty o maestro z La Manchy możecie znaleźć TUTAJ) !



"Wy, Europejczycy, jesteście szczęściarzami, 
że macie Pedro. 
Jeśli w Stanach na ekranach nie ma jego filmu, 
nie wiemy, co robić w sobotni wieczór” 
Woody Allen



Które filmy Pedro Almodóvara Wy lubicie najbardziej?


fotografie: listal.com

9 maja 2012

Daniel Day-Lewis (część II)

Niesamowicie cieszy mnie to, że Daniel Day-Lewis cieszy się u Was wielkim szacunkiem i ogromną sympatią. Dlatego dzisiaj trochę więcej o jego życiu prywatnym i stylu pracy.

fot. Terry Richardson

Jeśli wierzyć brytyjskiemu "Daily Mail", Day-Lewis w swoim domu (do którego można dojechać tylko wąską i krętą ścieżką) obsesyjnie oddaje się swoim największym pasjom, do których zalicza się szewstwo oraz rzeźbiarstwo w drewnie, jak również wielogodzinne górskie przejażdżki rowerem.


W poprzednim wpisie (TUTAJ) pisałam o pewnych poświęceniach dla ról w filmach: "W imię ojca" oraz "Ostatni Mohikanin". Co ciekawe, przygotowując się do zagrania w "Balladzie o Jacku i Rose" Rebeki Miller (żony aktora), gdzie Day-Lewis zagrał żyjącego na odludziu hippisa, zbudował on swój własny szałas na wyludnionej kanadyjskiej wyspie, gdzie spędzał noce po zakończeniu dnia zdjęciowego. 


Dla roli w "Aż poleje się krew" Paula Thomasa Andersona, by wczuć się w apodyktycznego, znienawidzonego, mściwego, okrutnego Daniela Plainview, odmówił rozmawiania z resztą ekipy i nalegał na zakwaterowanie w namiocie w samym sercu pustynnych pól naftowych w Teksasie. Podobno po zakończeniu zdjęć okazał się  być czarującym mężczyzną.



Gdy kilka lat wcześniej grał Billa Rzeźnika w "Gangach Nowego Jorku" Martina Scorsese nie tylko wprawiał się w rzeźniczym fachu, ale niemal pokłócił się z grającym w tym samym filmie Liamem Neesonem, gdy wściekły Day-Lewis nakazał koledze zwracać się do niego imieniem swojej postaci nawet podczas wspólnych wyjść do hotelowej siłowni.


W wywiadzie dla magazynu "Vogue" Carey Mulligan (pisałam o niej  wielokrotnie, wszystkie teksty są TUTAJ) powiedziała, że jak była młodsza, marzyła o tym, by zostać Danielem Day-Lewisem.
I niech to będzie dzisiejszą puentą.


fotografie: indexmagazine.com, listal.com