Nie chcę zmieniać profilu bloga, ale pomyślałam, że co jakiś czas mogłabym przedstawiać Wam książki, które są bezpośrednio związane z kinem, a które szczególnie mnie zainteresowały, bo takich lektur są tysiące i warto je dla siebie nieustannie odkrywać. Czyż nie?
Na początek wybrałam "Noce i dnie mojego życia" Jerzego Antczaka.
Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że film (i serial) "Noce i dnie" to jedna z moich ulubionych polskich produkcji wszech czasów. A książka napisana przez jednego z najważniejszych reżyserów nie tylko polskiego kina, ale i telewizji (zaryzykuję stwierdzenie, że najważniejszego reżysera procesu formowania się Teatru Telewizji!) świetnie opisuje nie tylko proces powstawania "Nocy i dni", ale również rzeczywistość polskiego filmowca w epoce PRLu. I dlatego, mimo pewnych wad, takich, jak prawdopodobne idealizowanie pewnych wydarzeń i czasami nadmierna kwiecistość stylu (mamy z panem profesorem coś wspólnego!), uważam, że naprawdę warto ją przeczytać.
Książka Jerzego Antczaka naszpikowana jest anegdotami i opowieściami, które czasami są tak metaforyczne, magiczne i pełne niespodziewanych zwrotów akcji bądź przypadków, że wydają się nieprawdziwe. A jednak, nadają tej książce swoistego uroku: nie jestem pewna, czy Jerzy Antczak jest wielbicielem literackiej rzeczywistości cudownej (lub chociaż realizmu magicznego), ale jego losy i sposób, w jaki je opowiada, mogłyby na to wskazywać.
Uwielbiam moment na początku, w którym Antczak opowiada o przygotowaniach monumentalnego spektaklu w hołdzie zmarłemu Józefowi Stalinowi, jak i wszystkie anegdoty, w których pierwsze skrzypce gra Leon Niemczyk. Z zapartym tchem przeczytałam nie tylko ewokacje z czasu tworzenia "Nocy i dni" (i oczywiście wszystkie wspomnienia Jerzego Binczyckiego oraz anegdoty dotyczące żony reżysera, świetnej Jadwigi Barańskiej), ale także burzliwe losy filmu po jego premierze.
Co jednak najmocniej skradło moje serce to fakt, iż Jerzy Antczak sam siebie i swoją żonę nazywa "kocimi oszołomami".
A ponieważ ja należę dokładnie do tej samej kategorii, tym optymistycznym akcentem powtórzę jedynie, że bardzo bardzo mocno zachęcam do lektury, szczególnie oczywiście wielbicieli polskiego kina.
Uwielbiam moment na początku, w którym Antczak opowiada o przygotowaniach monumentalnego spektaklu w hołdzie zmarłemu Józefowi Stalinowi, jak i wszystkie anegdoty, w których pierwsze skrzypce gra Leon Niemczyk. Z zapartym tchem przeczytałam nie tylko ewokacje z czasu tworzenia "Nocy i dni" (i oczywiście wszystkie wspomnienia Jerzego Binczyckiego oraz anegdoty dotyczące żony reżysera, świetnej Jadwigi Barańskiej), ale także burzliwe losy filmu po jego premierze.
A ponieważ ja należę dokładnie do tej samej kategorii, tym optymistycznym akcentem powtórzę jedynie, że bardzo bardzo mocno zachęcam do lektury, szczególnie oczywiście wielbicieli polskiego kina.