28 kwietnia 2011

Wojna w Wietnamie - część 2.

Kilka dni temu rozpoczęłam na blogu temat motywu wojny w Wietnamie w (zazwyczaj amerykańskim) kinie, tekst o dwóch pierwszych filmach możecie przeczytać TUTAJ, a dzisiaj - przedstawię Wam kolejne.

"Pluton"
reż. Oliver Stone
1986


Reżyser Oliver Stone podczas wojny służył w drugim plutonie, w kompanii Bravo. Z Wietnamu wrócił w roku '68 lub '69 i wtedy napisał scenariusz pod tytułem "Break". Stone opowiadał, że posłał kopię tego scenariusza Jimowi Morrisonowi i muzyk miał ten tekst w swoim paryskim mieszkaniu w chwili śmierci. Kilkanaście lat później Stone zebrał grupę aktorów – wielu z nich wówczas nieznanych – żeby nakręcić film, który stał się absolutną klasyką kina. Na realizację scenariusza pod tytułem "Pluton", czyli kolejnej wersji podobnych wydarzeń po wcześniejszym "Break", zdecydowała się mała firma producencka. 


Arnold Kopelson, producent, po przeczytaniu scenariusza dosłownie szlochał. Gdy żona zapytała go, co się stało, Kopelson odpowiedział jej: "właśnie przeczytałem najlepszy i najważniejszy scenariusz w moim życiu". Zatrudnienie Charliego Sheena do jednej z głównych ról wydawało się Stone'owi oczywistością, jednak najważniejszą, a na pewno najbardziej ikoniczną rolę w filmie zagrał bez wątpienia Willem Dafoe, wcielając się w postać sierżanta Eliasa. To postać autentyczna, półkrwi Apacz, któremu Stone podlegał w Wietnamie. Mimo że reżyser początkowo chciał zatrudnić w tej roli Indianina, poczuł, że to właśnie Dafoe posiada duchowość tej postaci.


Kolejną niezwykle ważną rolę w "Plutonie" gra Tom Berenger czyli filmowy Sierżant Barnes. Zatrudnienie go było dość ryzykowne, ponieważ jego kariera chyliła się ku upadkowi i zaczynał być znany bardziej z telewizji, niż kina. Jego zdecydowana twarz stała się ostatecznym argumentem dla reżysera.


Co jest jednak w tym filmie najbardziej niezwykłe, to sam proces pracy nad dziełem. Dale Dye, konsultant do spraw militariów zaproponował bowiem Oliverowi Stone'owi stworzenie dla całej obsady obozu dla rekrutów, w którym aktorzy mieli poczuć namiastkę wojny. W wykopanych przez siebie dołach aktorzy spędzili kolejne dwa tygodnie. Brak snu był dla nich jak pranie mózgu, a niemożność zdobycia normalnego jedzenia wzbudzał coś na kształt atawistycznych instynktów. Sytuacja zmuszała ich do zwiększonego wysiłku, który przełożył się później na siłę wyrazu ich aktorskiej gry na planie. "Pluton" jest opowieścią o wojnie ale też o wszystkich tych, którzy brali w niej udział. O tych, którzy musieli zmierzyć się z własnymi słabościami, a byli na to zdecydowanie zbyt niedojrzali, nie mówiąc już o tym, iż byli zdecydowanie za młodzi na to, by umierać, niezależnie od  idei, jakie im przyświecały.


Symbolem filmu jest scena z Willemem Dafoe w roli głównej, która odbiera mowę i wyciska łzy z oczu, jest efektownym, wręcz teatralnym pokazem mistrzowskiej gry na emocjach, ale bez szerokiego kontekstu całego obrazu nie powinno się chyba jej analizować, a już na pewno nie wolno jej wyrywkowo oglądać, bo traci ona wtedy całą swoją magię. Podobnie jak sceny konfrontacji amerykańskich żołnierzy z mieszkańcami wietnamskiej wioski.


Jaki był odbiór filmu po jego premierze?
Dystrybutorzy "Plutonu" nie zdawali sobie sprawy z tego, co mieli w ręku. Prawie w ogóle nie wierzyli w jego sukces, co było ewidentne, zrobili bowiem jedynie sześć jego kopii. Niektórym weteranom "Pluton" bardzo się nie podobał, wielu z nich twierdziło, że nie mordowali dzieci ani nie palili wiosek, pytali, czy to Oliver Stone nie powinien odpowiedzieć przed sądem za zbrodnie wojenne. Dla wielu jednak oglądanie "Plutonu" było swoistym katharsis, zwłaszcza dla tych, którzy odnajdywali jednak w filmie własne wspomnienia.


"New York Times" przez siedem kolejnych tygodni po premierze pisał o tym filmie.
Tom Berenger na dwa dni przed końcem aktorskiego obozu szkoleniowego zwrócił się do innych ze słowami: "Jedno chcę wam powiedzieć – mam dziwne przeczucie, że ten film przejdzie do klasyki kina. A wy, chłopaki, zapamiętacie go na zawsze i będziecie dumni, ze wzięliście w nim udział". Później w jednym z wywiadów odtwórca jednej z drugoplanowych ról, Kevin Dillon, skomentował: "Nie miałem wtedy zielonego pojęcia, o czym Berenger mówi, ale, na Boga, miał rację".

 
"Łowca Jeleni" 
reż. Michael Cimino
1978

To według mnie jeden z najlepszych i prawdopodobnie najbardziej poruszających filmów w historii kina.
Michael, Steven i Nick to młodzi mieszkańcy niewielkiego miasteczka w Pensylwanii, którzy dostają powołanie do wojska, na wojnę w Wietnamie.


Tuż przed wyjazdem Steven (John Savage) poślubia ciężarną Angelę, a ich przyjęcie ślubne jest zarazem przyjęciem pożegnalnym. Na ścianach sali weselnej możemy zobaczyć ogromne portrety odjeżdżających chłopców, a w tym kontekście stają się one niemal portretami żałobnymi.


W role Michaela i Nicky'ego wcielili się Robert de Niro i Christopher Walken, uhonorowany za tę rolę Oscarem. Rzeczywiście, ich wspólne sceny to aktorski majstersztyk.
Przyjaciele trafiają do Wietnamu, a sama wojna portretowana jest tak, by na pierwszym planie pozostały relacje głównych bohaterów.


Film jest w rzeczywistości pełen metafor, z których najmocniejszą staje się bez wątpienia gra w rosyjską ruletkę, symbolizująca, mówiąc dość banalnie, kruchość życia. Nie można jednak odmówić tej scenie wielkiej mocy. Łączy się ona klamrą z finałem filmu, w którym reżyser, Michael Cimino dobitnie podkreśla, że interesuje go przede wszystkim człowiek, jego traumy i słabości, ale także – niezłomność pomimo wszystko.


"Łowca Jeleni" jest także filmem o tyle niezwykłym, że sama woja w Wietnamie jest w nim tylko przerywnikiem. Ciągiem brutalnych wydarzeń, który nigdy nie będzie mógł zostać potraktowany jako banalny epizod.


ciąg dalszy nastąpi.

Pisząc ten tekst wykorzystałam informacje z artykułu "Witajcie w dżungli", który pojawił się w magazynie "Film", nr 03/2007


fotografie: screenrant.com, cinemastrikesback.com,  horrorphile.net, johnnydeppfan.com, filmhistoryasalist.co.

2 komentarze:

  1. oj szkoda, że dopiero teraz trafiam na ten blog! "Pluton" i "Łowca jeleni" to filmy, z którymi dość niedawno się zapoznałem, ale które trafiły do mojej prywatnej galerii filmów najlepszych. "Łowca jeleni" ma piękny klimat, któremu nie sposób się oprzeć, ale za to "Pluton" chyba w najlepszym stopniu oddaje wojnę w Wietnamie. Człowiek po obejrzeniu tych filmów staje się radykalnym pacyfistą ;) Spustoszenie wojenne w mózgach bohaterów udziela się widzowi. To jest coś!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w 100% sie z Toba zgadzam!
      dla mnie "Pluton" jest w scislej czolówce filmów EVER, ale "Czas Apokalipsy" tez miazdzy.

      ps. lepiej pózno niz pózniej! :)

      Usuń