Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kara Hayward. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kara Hayward. Pokaż wszystkie posty

28 marca 2014

Alfabet Wesa Andersona - część 2

Część pierwsza Alfabetu Wesa Andersona znajduje się TUTAJ.

M - Moonrise Kingdom

Suzy (Kara Hayward) i Sam (Jared Gilman) mają po dwanaście lat, ale czują się już właściwie dorośli. Oboje są nierozumianymi przez otoczenie outsiderami: Suzy mieszka z rodzicami-prawnikami (Frances McDormand i Bill Murray), maluje powieki na zielono i nie rozstaje się ze swoją lornetką, małym kotkiem i książkami pełnymi magicznych historii. Podczas gdy Sam spędza przymusowe wakacje na obozie dla skautów.
Również i w tym filmie znajdziemy tematy i motywy, które stały się już cechą charakterystyczną twórczości Wesa Andersona: wspaniałe poczucie humoru, skomplikowane relacje rodzinne, werteryczne dziewczynki, błyskotliwi, wyalienowani chłopcy i nostalgia za dzieciństwem, w którym wszystko jest jednocześnie hiperpoważne i zupełnie błahe... 
O filmie pisałam TUTAJ.


O - Opiekun

Mam na myśli artystycznego (nieformalnego) opiekuna, którym dla Wesa Andersona jest sam Martin Scorsese. Mistrz najpierw nazwał "Bottle Rocket" - pełnometrażowy debiut Andersona - jednym z najlepszych filmów lat 90., a następnie napisał, iż Wes ma "szczególny rodzaj talentu: wie, jak ukazać proste radości oraz interakcje między ludźmi tak dobrze i z taką głębią. Taki rodzaj wrażliwości jest bardzo rzadki w świecie kina". Scorsese uważa również, że filmy Andersona są zarówno zabawne, jak i poruszające, a specyficzny związek, jaki wytwarza się między nim-widzem, a bohaterami z ekranu porównuje z relacją, jaką sam zawiązywał z postaciami z filmów Jeana Renoira, które oglądał, gdy był jeszcze dzieckiem.
Więcej przeczytacie TUTAJ.

P - Przestrzeń

Przestrzenie w filmach Wesa Andersona nie dosyć, że są pełne smakowitych detali (które po pierwsze, charakteryzują wyjątkowy styl estetyki jego kina, ale także służą jako dodatkowe opisy bohaterów), zazwyczaj bywają klaustrofobiczne. Przypomnijcie sobie łódź Steve'a Zissou, dom, w którym mieszkała rodzina Suzy, głównej bohaterki "Moonrise Kingdom", lub tytułowy Genialny Klan. Pociąg, który jechał do Darjeeling, lub wspominany w poprzednim wpisie hotel...
Każda taka schizofreniczna przestrzeń to w kinie Andersona zupełnie osobny świat, który, w połączeniu ze światami z innych filmów tworzy wspaniały obraz nieograniczonej wyobraźni reżysera.



R - Reklamy

Wes Anderson jest również cenionym reżyserem reklam. Ma na swoim koncie zrealizowanie spotów dla Ikei, American Express, SoftBank (w której pojawia się uroczo wystylizowany Brad Pitt) czy Stella Artois. Każdy z klipów jest kwintesencją stylu Andersona, błyskotliwym mikroopowiadaniem, pełnym odwołań z jednej strony do jego własnej twórczości, ale także do innych dzieł filmowych.
Ja najbardziej cenię współpracę reżysera z Pradą.

Pierwszą miniserię reklam zapachu Candy - stworzony wspólnie z Romanem Coppolą zainspirował film "Jules i Jim" Françoisa Truffauta, a w główną bohaterkę wcieliła się jedna z najciekawszych aktorek francuskich młodego pokolenia, Léa SeydouxDrugi to "Castello Cavalcanti", w której główną rolę (kierowcy zagubionego na włoskiej prowincji) zagrał jeden z ulubionych aktorów Andersona, Jason Schwartzman i jest to swoisty hołd dla mistrza kina włoskiego, Federico Felliniego ("Candy" i "Castello Cavalcanti" to również typowe przykłady filmu modowego - o co chodzi, przeczytacie TUTAJ).

Nic tylko podziwiać!


Reklamy Wesa Andersona możecie obejrzeć na przykład TUTAJ.



S - Szkoła Rushmore

Czyli główne miejsce akcji filmu "Rushmore", uznawanego przez wielu za najwybitniejszy film Andersona.
Max Fischer (świetny Jason Schwartzman) jest uczniem tej prestiżowej szkoły i najaktywniejszym uczestnikiem (oraz pomysłodawcą) zajęć pozalekcyjnych. Marzy o byciu kimś wielkim, kimś znaczącym, a Rushmore, które daje mu tego namiastkę, staje się jego całym życiem. Wypełnione do granic możliwości najróżniejszymi aktywnościami życie Maxa komplikuje się znacznie, gdy na jego drodze pojawia się czarująca pani Cross (Olivia Williams). Nie bez znaczenia pozostaje fakt, że jej urok zaczyna działać również na Hermana Blume'a (Bill Murray), nauczyciela i, do pewnego czasu, najbardziej zaufanego powiernika Maxa.



"Rushmore" jest czymś znacznie więcej, niż autorskim potraktowaniem gatunku high school comedy. To metafora młodości, dojrzewania i poszukiwania swojego miejsca na ziemi (to motyw, który będzie nieustannie powracał w filmografii reżysera). Wes Anderson sięga do swoich ulubionych tematów, ubiera młodzieńczy bunt w płaszcz groteski, a jednocześnie (co jest w tym filmie wprost cudowne!), traktuje swojego bohatera z pełnią zrozumienia.
Pełną recenzję filmu znajdziecie TUTAJ.


W - Walizki

Nie mogłam się powstrzymać przed umieszczeniem tego hasła...

Słynne (i na każdym roku przeze mnie podkreślane) upodobanie Wesa Andersona do filmowych detali zaowocowało współpracą reżysera z marką Louis Vuitton - to jej główny projektant, Marc Jacobs podjął się zaprojektowania walizek, z którymi podróżują bohaterowie "Pociągu do Darjeeling" (te kolorowe plamki, które na nich widać to w rzeczywistości inicjały byłego właściciela, a także obrazki dzikich zwierząt jak słonie, antylopy czy nosorożce oraz palmy narysowane przez brata reżysera!).

Z - Zissou

"Podwodne życie ze Stevem Zissou" to pięknie wystylizowany film, okraszony wielką dawką rewelacyjnego poczucia humoru. Tytułowy bohater (kapitalny Bill Murray) jest oceanografem, który tworzy słynne filmy dokumentalne opisujące jego pasjonujące podróże. Podczas jednej z takich wypraw ginie (pożarty przez rekina-jaguara) Esteban - najbliższy współpracownik i jednocześnie najlepszy przyjaciel Zissou. Ten poprzysięga zemstę na potworze i wyrusza w kolejną podróż.



Poza tytułową gwiazdą mórz na ekranie pojawiają się Eleanor Zissou (Anjelica Huston), żona, "mózg" każdej operacji, Ned Plimpton (Owen Wilson), podający się za syna Steve'a, ciężarna Jane (Cate Blanchett), reporterka gromadząca materiał do artykułu o swoim idolu-oceanografie, a także barwna galeria współpracowników Zissou, wśród których chyba na największą uwagę zasługuje Klaus (świetny Willem Dafoe), niemiecki mechanik oraz Bill (Bud Cort), wysłannik skarbówki posługujący się płynnie językiem filipińskim. 
O filmie pisałam TUTAJ.



fotografie: listal.com, tumblr.com, sojo.net

19 grudnia 2012

Młodość na pierwszym planie, część 3.


Artykuł pojawił się w 5. numerze Shot Magazine, tę część nieco skróciłam, bo o większości poniższych filmów kiedyś już tutaj pisałam. 
Ale jeśli jesteście ciekawi, cały tekst (i magazyn!) do poczytania TUTAJ

Błędy młodości

Początek filmu: młoda dziewczyna w bluzie idzie popijając sok pomarańczowy z wielkiego plastikowego kanistra. To Juno (Ellen Page), tytułowa bohaterka filmu Jasona Reitmana. Szybko okazuje się, że Juno planuje zrobienie testu ciążowego, a jego wynik przewróci świat nastolatki do góry nogami. Dziecko, które ma przyjść na świat nie jest tym, czego Juno życzyłaby sobie w tym momencie życia.


Jej chłopak nie wydaje się być, przynajmniej na razie, księciem z bajki, a relacje z ojcem (i jego partnerką) to kolejna kropla w morzu problemów dziewczyny. Dlatego postanawia ona znaleźć swojemu dziecku nową, idealną rodzinę. „Juno” to jednak nie ckliwa opowieść o niechcianym niemowlęciu i nastoletnich ciężarnych. To natomiast bardzo błyskotliwy (i wybornie komediowy) portret kursu przyspieszonego dojrzewania, który Juno musi przejść odkrywając po drodze, czym jest odpowiedzialność i jaką cenę płaci się za własne błędy w kolejnym, bo dorosłym życiu.


W nurt filmów o błędach młodości wpisuje się także film „Była sobie dziewczyna” Lone Scherfig. Jenny (przeurocza Carey Mulligan) to inteligentna, wychowywana w tak zwanej dobrej, angielskiej rodzinie nastolatka, która moknąc na przystanku autobusowym ze swoją wiolonczelą poznaje Davida (Peter Sarsgaard). „Była sobie dziewczyna” to, wbrew pozorom, film daleki od pospolitej komedii romantycznej – on proponuje dziewczynie ochronę przed deszczem i podwiezienie do domu, co staje się preludium do ich burzliwej znajomości [...].


"Studiowałem na uniwersytecie życia" - mówi David i powoli wprowadza do niego Jenny. Słodka i naiwna, początkowo zupełnie nie pasuje do jego świata, który z czasem zupełnie ją uzależnia, a wrodzona ambicja nakazuje jej błyskawicznie odnaleźć się w zupełnie nowych konwenansach. „Była sobie dziewczyna” to interesująca historia o dojrzewaniu i konieczności brania odpowiedzialności za konsekwencje wszystkich decyzji. To również opowieść o świecie, w którym kobieta ani z dyplomem, ani bez niego nie mogła robić w życiu nic specjalnie ważnego oraz o tym, jak z tego przygnębiającego świata można było uciec chociaż na kilka chwil [...]. 


Młodość urocza

Urocza. Dokładnie taka jest młodość z filmów Wesa Andersona, a szczególnie ta znana z „Rushmore” i najnowszego filmu Amerykanina, „Kochankowie z Księżyca. Moonrise Kingdom. Bohater pierwszego z nich to Max Fischer (Jason Schwartzman) – uczeń prestiżowej, tytułowej szkoły Rushmore i jednocześnie najaktywniejszy uczestnik oraz pomysłodawca zajęć pozalekcyjnych. Max jest mistrzem autokreacji i manipulowania prawdą. Marzy o byciu kimś znaczącym dla ludzkości, a jego pozycja w szkolnej hierarchii daje mu tego nieocenioną namiastkę. Wypełnione do granic możliwości najróżniejszymi aktywnościami (z dramatopisarstwem, szermierką, pszczelarstwem, dziennikarstwem, udziałem w debatach, kółku filatelistycznym i kaligrafią włącznie) życie Maxa komplikuje się znacznie, gdy na jego drodze pojawia się nauczycielka, pani Cross (Olivia Williams), która wpada w oko także pewnemu nauczycielowi, Hermanowi Blume (Bill Murray) – do tej pory najbardziej zaufanemu powiernikowi Maxa. 


„Rushmore” jest jednak czymś znacznie więcej, niż tylko autorskim potraktowaniem high school comedy. To piękny portret niestrudzonego poszukiwania swojego miejsca na ziemi, kształtowania osobowości i dążenia do wymarzonego celu, bez względu na konsekwencje.[...].


Najważniejsze jest jednak to, że młodość u Andersona, mimo że urocza i potraktowana z dużą dozą ironii, traktowana jest przez reżysera z pełnym zrozumieniem i absolutną powagą. Problemy nastolatków w tych perfekcyjnych stylistycznie filmach nabierają wielowymiarowego znaczenia, co sprawia, że jest to kino niebywale wartościowe. W swoim najnowszym filmie „Kochankowie z Księżyca. Moonrise Kingdom Wes Anderson powraca z tym, co w jego kinie zachwyca najbardziej: dopracowanymi kadrami, unikalnym klimatem, całą masą ciekawych bohaterów i charakterystycznym poczuciem humoru. Oraz portretem bezpretensjonalnej, zaskakująco pomysłowej młodości. 


Bohaterowie filmu, Suzy (Kara Hayward) i Sam (Jared Gilman) mają po dwanaście lat, ale czują się już właściwie dorośli. Oboje są nierozumianymi przez otoczenie outsiderami: Suzy mieszka z rodzicami-prawnikami oraz trzema braciszkami-miłośnikami słuchowisk z muzyką poważną, odkrywa, że jej matka (Frances McDormand) ma romans z dobrodusznym policjantem, kapitanem Sharpem (Bruce Willis) maluje powieki na zielono i nie rozstaje się ze swoją lornetką, małym kotkiem i książkami pełnymi magicznych historii. Sam nie ma rodziców. Nie rozumie go ani rodzina zastępcza ani członkowie obozu skautów, na który przyjechał i którym dowodzi ciapowaty nauczyciel matematyki, Harcmistrz Ward (Edward Norton). 


Suzy i Sam, znający się do tej pory jedynie korespondencyjnie, postanawiają więc uciec, co staje się przyczyną wielkiej akcji poszukiwawczo-ratunkowej, w której istotną rolę spełnią między innymi nożyczki, lornetka i burza stulecia. Werteryczne dziewczynki, błyskotliwi, wyalienowani chłopcy i tęsknota za dzieciństwem, w którym wszystko jest jednocześnie hiperpoważne i zupełnie błahe to motywy, których Wes Anderson także nie potrafi porzucić. Jego kino podszyte jest warstwą nostalgii, którą można bezwarunkowo pokochać. Swoje małe-wielkie opowieści reżyser snuje uciekając od banalnych rozwiązań, a ich wielobarwność pozostawia na bardzo długo wrażenie uczestnictwa w przepięknej przygodzie, w której młodość i dzieciństwo to najpoważniejsze i najpiękniejsze stany na świecie. 



fotografie: listal.com

23 lipca 2012

Moonrise Kingdom


reż. Wes Anderson
scen. Wes Anderson, Roman Coppola
2012


Wes Anderson powraca z przytupem i tym, co w jego kinie najlepsze: dopracowanymi kadrami, unikalnym klimatem, całą masą ciekawych bohaterów i zaskakującym, uroczym poczuciem humoru.


Suzy (Kara Hayward) i Sam (Jared Gilman) mają po dwanaście lat, ale czują się już właściwie dorośli. Oboje są nierozumianymi przez otoczenie outsiderami: Suzy mieszka z rodzicami-prawnikami (Frances McDormand i Bill Murray) oraz trzema braciszkami-miłośnikami słuchowisk z muzyką poważną, odkrywa, że jej matka ma romans z dobrodusznym policjantem, kapitanem Sharpem (Bruce Willis), maluje powieki na zielono i nie rozstaje się ze swoją lornetką, małym kotkiem i książkami pełnymi magicznych historii.


Sam nie ma rodziców. Nie rozumie go ani rodzina zastępcza ani członkowie obozu skautów, na który przyjechał i którym dowodzi ciapowaty nauczyciel matematyki, Harcmistrz Ward (Edward Norton). Suzy i Sam postanawiają więc uciec, co staje się przyczyną wielkiej akcji poszukiwawczo-ratunkowej, w której istotną rolę spełnią między innymi nożyczki, lornetka i burza stulecia.


W kinie Wesa Andersona można z łatwością wyodrębnić powtarzające się tematy i w „Moonrise Kingdom” również znajdziemy te, które stały się już cechą charakterystyczną twórczości reżysera: wspaniałe poczucie humoru, skomplikowane relacje rodzinne, werteryczne dziewczynki, błyskotliwi, wyalienowani chłopcy i nostalgia za dzieciństwem, w którym wszystko jest jednocześnie hiperpoważne i zupełnie błahe... 


I to, co mnie w filmach tego reżysera zachwyca najbardziej: długie ujęcia prezentujące wnętrza, kostiumy będące często wariacją na temat czegoś tak zuniformizowanego jak mundurek skauta (wdzianko Sama w „Moonrise Kingdom”) czy kostiumy płetwonurków (uniformy ekipy statku z „Podwodnego świata ze Stevem Zissou”), a także barwne postacie drugoplanowe (czy może bardziej: dalszoplanowe). 


W „Moonrise Kingdom” są to (poza rodzicami głównej bohaterki, Harcmistrzem Wardem i policjantem): narrator (przezabawny Bob Balaban), demoniczna pracownica opieki społecznej (Tilda Swinton), Kuzyn Ben (Jason Schwartzman), dowódca Pierce (Harvey Keitel) i cała barwna grupa młodych skautów.


Nie wiem, czy „Moonrise Kingdom” to najlepszy film Wesa Andersona, ale wielobarwność postaci, emocji i kadrów sprawia, że można (i warto!) się w nim zakochać.



fotografie: movies.nytimes.com, listal.com