reż. Władysław Pasikowski
scen. Władysław Pasikowski
2012
Franciszek Kalina (Ireneusz Czop) przyjeżdża do swojej rodzinnej wsi po dwudziestu latach pobytu w Chicago. Bardzo szybko okazuje się, że jego brat, niedawno porzucony przez rodzinę Józek (Maciej Stuhr) jest ofiarą zbiorowego linczu całej wiejskiej społeczności. Układając te puzzle w jedną, coraz bardziej przerażającą całość Franek przekonuje się, że Józek prowadzi swoją niewygodną dla wszystkich jednoosobową wojnę, a we wsi, w której się wychowali widmo śmierci jest silniejsze i bardziej bolesne, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać (a także, ile jest osób, którzy świadomość o tym, co się wydarzyło stara się wyprzeć z pamięci).
Przede wszystkim Władysław Pasikowski po raz kolejny udowadnia, że jest znakomitym twórcą mrocznych, niepokojących kryminałów. Muzyka Jana Duszyńskiego potęguje ciężki i gęsty klimat opowieści, która obudowana jest mistrzowsko stopniowanym napięciem.
Po drugie, reżyser po raz kolejny łamie pewne społeczne (czy może raczej społeczno-historyczne) tabu. Według mnie, zupełnie słusznie.
Po wyjściu z sali kinowej usłyszałam rozmowę dwóch dziewcząt, które upewniały się nawzajem w przekonaniu, że wydarzenia o których opowiada film (czyli, mówiąc krótko, wkład Polaków w Holocaust), z pewnością nigdy nie miały miejsca ("W Polsce bywały różne przejawy antysemityzmu, ale przecież nie aż takie" - powiedziała jedna z dziewcząt. - "To wszystko wyobraźnia reżysera, chociaż muszę sobie jeszcze doczytać" - dodała druga). I chociażby dlatego uważam, że to film naprawdę ważny. Być może rozbudzi (o ile jeszcze nie rozbudził!) przynajmniej ciekawość do tego, by rzeczywiście sprawdzić, doczytać i zaakceptować historię.
Tym bardziej boli mnie nagonka, jaka rozpętała się wokół zarówno Władysława Pasikowskiego (autora słynnych "Psów" - W 1992 roku reżyser rozliczał się z polską rzeczywistością po upadku komunizmu bezkompromisowo przedstawiając punkt widzenia byłych funkcjonariuszy UB), jak i odtwórcy jednej z głównych ról, Macieja Stuhra (kontekst możecie złapać na przykład TUTAJ), jakby artyści zszargali najwyższą, niepodważalną świętość.
Poza tym - co podkreśla wielu recenzentów - podobne reakcje na film prowokują do dyskusji, jak wiele może pokazać film rozumiany w kategorii dzieła sztuki i jak (jeżeli w ogóle) należy oceniać jego treść.
Na koniec warto podkreślić, że zarówno Maciej Stuhr (konsekwentnie udowadniający ("Obława"!), że jest świetnym i przede wszystkim wszechstronnym aktorem) jak Ireneusz Czop stworzyli bardzo dobre role na wysokim poziomie emocjonalnym. Na drugim planie pojawiła się w filmie cała plejada świetnych aktorów, między innymi legendarny Jerzy Radziwiłowicz jako proboszcz, jedyny wspierający braci, Andrzej Mastalerz jako czyhający na jego odejście młody, zacietrzewiony w swoim wspieraniu rozjuszonego tłumu wikary, a także Zbigniew Zamachowski, (wspaniała!) Danuta Szaflarska, Ryszard Ronczewski i Wojciech Zieliński.
fotografie: wyborcza.pl, film.dziennik.pl.
Ja obejrzałem "Pokłosie" dzisiaj i nadal jestem przytłoczony. Nie zdarzeniami, bo nie rozumiem jak dla kogoś może być to informacja pierwszy raz zasłyszana (odnośnie rozmów dwóch dziewczyn) ale sposobem przedstawienia. Fabularny majstersztyk - Pasikowski klasa. Od połowy filmu oglądałem go ze ściśniętym gardłem i łzami i tak już zostało do końca, a nawet po seansie. Niesamowity film. Co do nagonki, to szkoda gadać, że tak się dzieje. Faktycznie nikomu nie przeszkadzało,jak Pasikowski rozliczał się z poprzednim systemem, no ale przecież "tego" tematu lepiej nie ruszać.
OdpowiedzUsuńPozdtawawiam
Wiesz co, mi się jednak wydaje, że "Psy" w 1992 roku były również bardzo niewygodne... Media miały jednak mniejszą siłę oddziaływania i może dlatego nie było to aż takie głośne.
UsuńNiemniej, kij został włożony w mrowisko, nawet jeśli Pasikowski nie lubi o tym myśleć w ten sposób.
Bardzo dobry,mocny film.Jeden z lepszych,które oglądałam.Czas się pogodzić,że nacjonalizm nie dotyczył tylko Niemców
UsuńJak dla mnie film był super ;)
OdpowiedzUsuń