30 października 2012

Afonia i pszczoły

reż. Jan Jakub Kolski
scen. Jan Jakub Kolski
2008


Kino Jana Jakuba Kolskiego kocham miłością wielką, do niedawna myślałam, że wręcz bezwarunkową. "Jańcio Wodnik" (pisałam o nim TUTAJ) to mój ulubiony polski film wszech czasów, uważam, że zarówno Franciszek Pieczka (jako tytułowy bohater), jak i Bogusław Linda (jako Stygma, który wywołuje rany Jezusa Chrystusa  za pieniądze) stworzyli w tym filmie role życia. W genezę kinematografu opowiedzianą w "Historii kina w Popielawach" jestem skłonna szczerze uwierzyć, "Pograbek" (TUTAJ) rozczula mnie do granic, a "Pogrzeb kartofla" to poruszająca refleksja na temat opozycji nowoczesności i tradycji oraz etosu pracy na roli.


Niestety, "Afonia i pszczoły" pokazała mi, że potrafię oglądać filmy tego reżysera z krytycznym spojrzeniem. To obraz, który z całej filmografii Jana Jakuba Kolskiego podobał mi się najmniej, a jednak odnalazłam w nim kilka elementów dobrze znanych z wcześniejszej twórczości reżysera. Realizm magiczny w wersji lokalnej nie stał się Kolskiemu zupełnie obcy (co potwierdziła późniejsza "Wenecja"), jednak "Afonia i pszczoły" to film tak autorski, że aż manieryczny.


Mariusz Saniternik i Grażyna Błęcka-Kolska zagrali już parę w cudownym "Pograbku" z 1992 roku. Ich Pograbek i Kuśtyczka byli wspaniałym, kochającym się małżeństwem, któremu do szczęścia brakowało jednak dziecka. Pojawienie się w ich życiu przystojnego, niepokornego Heńka Materki (Tadeusz Szymków) wywróciło ten sielankowy, poukładany świat do góry nogami.


Afonia i Rafał (znów: Grażyna Błęcka-Kolska i Mariusz Saniternik) to dla mnie tacy Kuśtyczka i Pograbek po latach: ich córka jest już dorosła, ma własne życie i narzeczonego. Rafał po wypadku nie może chodzić, ani poprawnie mówić, natomiast Afonia spełnia się nakręcając swoją kamerą minifilmy ze swojej  nudnawej codzienności. Mimo to jednak widać, że cierpi i prawdziwego spełnienia odnaleźć nie potrafi. Świat Afonii zmienia się pewnego pięknego dnia w roku 1953, znów za sprawą mężczyzny. Radziecki zapaśnik (Andrei Bilanov), który pojawi się przed drzwiami Afonii pomoże jej odnaleźć uśpioną kobiecość i namiętność, jednak jej melancholia okaże się nieuleczalna, a finały poszczególnych wątków - przesmutne. 


Manieryczność "Afonii i pszczół" przejawiająca się w depresyjnej muzyce, ciężkich dialogach (którym brakuje błyskotliwości dialogów z "Jasminum", "Jańcia Wodnika" czy właśnie "Pograbka"!) i dosyć irytującym portrecie tytułowej bohaterki naprawdę mnie zawiodła, a jednak Jan Jakub Kolski wciąż pozostaje moim ukochanym polskim reżyserem wszech czasów.
Z tym większą niecierpliwością czekam na premierę jego najnowszego filmu, "Zabić bobra" z Erykiem Lubosem w roli głównej.



fotografie: filmweb.pl, galapagos.com.pl, filmpolski.pl, film.wp.pl

4 komentarze:

  1. Chciałam Ci jeszcze raz serdecznie podziękować za "Fight Club". Zaczynam powoli czytać. Niedawno film był w telewizji, więc go nadrobiłam.

    O filmie "Afonia i pszczoły" wcześniej nie słyszałam. Myślę, jednak że chyba to nie moje rejony.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Tobą w 1000% procentach absolutnie we wszystkim. Zarówno co do tytułów ulubionych filmów, jak i co do rozczarowania Afonią. Manieryczny. O chyba tego właśnie słowa mi brakowało do określenia zaraz po seansie już jakiś czas temu.
    Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja lubię Afonię i Pszczoły ...

    OdpowiedzUsuń