Odcinek 3: osobowości mody.
Gdy kilka tygodni temu pisałam, że Wikipedię zamieniłam na Voguepedię, mówiłam zupełnie poważnie. Magazyn „Vogue”, biblia mody, przeszło rok temu stworzył swoistą encyklopedię, podzieloną na osiem kategorii (między innymi Projektanci, Modelki czy Punkty zwrotne), z której, jeśli dobrze poszukamy, możemy dowiedzieć się między innymi, kiedy i w jakich okolicznościach na okładkę „Vogue” trafił Richard Gere, kto zalicza się (według redakcji) do osobowości mody i co o każdej z osób napisano w magazynie.
Jak na razie baza nie jest zbyt obszerna, ale już dosyć interesująca. We wspomnianym dziale Osobowości największą grupę tworzą aktorki: nic dziwnego, w końcu moda, a w szczególności media mówiące o modzie są teraz znakomitym narzędziem filmowej promocji. Co można więc rozumieć pod pojęciem „osobowość mody”?
Dzisiaj posłużę się kilkoma zgrabnymi przykładami.
Jeansowa Gwyneth
Kolejne ikony mody pojawiają się z podejrzanie dużą częstotliwością (a może ten związek wyrazowy jest po prostu nadużywany?), ale wśród nich zawsze będą takie, które zasługują na większe zainteresowanie, niż reszta. W 2002 roku Plum Sykes napisał o Gwyneth Paltrow (nie tylko ikonie stylu, ale i aspirującej guru kuchni): „Nie jest może innowatorką, jednak jej talent do wyławiania przebojowych zestawów ubrań sprawia, że władają one wyobraźnią świata jak nigdy przedtem – zanim nie włożyła ich Gwyneth” – nic dziwnego, że gdy została pewnego dnia sfotografowana w parze jeansów z naszytymi kieszeniami marki Blue Cult, popyt na nie wzrósł tak bardzo, że jeansy zyskały nową nazwę – „Gwyneth”.
„Vogue” dodaje, że nawet postacie, w które wciela się Paltrow mogą rozpalić nowe trendy. Oczy wymalowane jak u pandy, tenisowa sukienka, torebka Birkin: Margot Tenenbaum z filmu „Genialny Klan” Wesa Andersona (wzorowana być może na wizerunku Nico, modelce, jednej z muz Warhola, wokalistce Velvet Underground) wzbudziła podobną sensację, co sam film.
Złote agrafki i seksualna frustracja
Czasami sensację większą, niż filmy wywołują ich premiery lub kampanie promocyjne. W pierwszym wypadku jednym z najbardziej sztandarowych przykładów jest pewna premiera z 1994 roku, na której Elizabeth Hurley, ówczesna dziewczyna Hugh Granta, pojawiła się w czarnej kreacji od Versace, spiętej złotymi agrafkami w dwudziestu czterech miejscach. Filmem, który wyświetlano w kinie była komedia „Cztery wesela i pogrzeb”, jednak Hurley absolutnie przyćmiła grającą główną rolę Andy MacDowell. „W owej chwili” – pisał „Vogue” – „która w świecie brukowców nabrała takiego znaczenia, jak Boże Narodzenie ma dla chrześcijan, narodziła się gwiazda”.
Jeśli chodzi o materiały prasowe towarzyszące jakiejś głośnej premierze, warto przypomnieć sobie chociażby przykład Michaela Fassbendera. Po zagraniu we „Wstydzie” Steve’a McQueena, czyli jednym z najbardziej oczekiwanych filmów ubiegłego roku, poruszającej opowieści o trzydziestoletnim yuppie uzależnionym od seksu i pornografii, Fassbender stał się etatowym fotograficznym seksualnym frustratem i homme fatale sesji zdjęciowych kolorowych magazynów. Po tym, jak magazyn „GQ” kilka lat wcześniej napisał, że Michael Fassbender jest najlepszym towarem eksportowym Irlandii od czasów Guinnessa, przy okazji kolejnego wywiadu z aktorem bardzo wyraźnie nawiązał stylistyką sesji zdjęciowej towarzyszącej rozmowie do tematyki „Wstydu”.
„Vogue” natomiast jest jednym z pism, które co jakiś czas zapraszają topowych aktorów do przemyślanych, wysmakowanych sesji mody, które mają na celu nie tylko zaprezentowanie ubrań, ale i opowiedzenie jakiejś historii. Stąd na przykład w kwietniu 2012 roku Michael Fassbender towarzyszył Natalii Vodianovej w fotograficznej historii o nowoczesnej parze, a dwa lata wcześniej: Jeremy Renner, Larze Stone w sesji pod tytułem „Niebezpieczne związki”.
Być może nie stali się od razu ikonami mody, jednak pokazali, że pasują do sesji fotograficznych tak samo, jak modelki do miejsca przed kamerą na planie filmowym, czyli… coraz lepiej.
ciąg dalszy nastąpi, a ja zapraszam do zaglądania również na Facebooka!
cały tekst do przyłapania TUTAJ
fotografie: listal.com, vogue.com, gq.com
Ale się zaczytałam :) Piszę naprawdę w bardzo interesujący sposób, a Twoje posty sa niesmowicie intrygujące i wciągające. Gratuluję.
OdpowiedzUsuńBARDZO dziękuję!
Usuńobiecuję trzymać poziom!
Aj, ta sukienka z agrafkami ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy to ikona (te oceny wydają mi sie czasem dość dyskusyjne), ale od lat zachwycam sie Cate Blanchett.
OdpowiedzUsuńZ innej beczki - nie wiem, czy znasz stronę http://clothesonfilm.com/ Polecam, jest to ciekawy i obszerny materiał nt. stylizacji w różnych filmach i roli, jaką odgrywała w tworzeniu postaci; trafiłam tam przypadkiem szukając info o filmie "Body of Lies", gdzie Mark Strong grał chyba najlepiej ubranego faceta, jakiego widziałam kiedykolwiek na ekranie :) Dość ciekawa stronka.
masz rację, "ikona" jest pojęciem mocno względnym i subiektywnym!
UsuńA Cate Blanchett jest w niektórych publikacjach uznawana wręcz za antyikonę lub nadikonę :), bo wygląda wspaniale, a wydaje się jakby nie interesować do końca tym, kto zaprojektował strój, który ma na sobie (teraz i tak jest mniej ignorancka, niż kiedyś)...
a clothesonfilm.com to świetna strona, tak! i Mark Strong to świetny facet, czyż nie?
o tak, potwierdzam ;)
UsuńKurcze, jesteś dla mnie prawdziwą kopalnią ciekawostek! Wcześniej Rambo, czyli Sylvester Stallone i jego kolekcja, a teraz Voguepedia - powiem Ci szczerze, że nie słyszałam o takich cudach, ale za chwilkę postaram się nadrobić zaległości! :))
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za odwiedziny! :)
Polecam się na przyszłość!
Usuń:)
Najciekawsza z dotychczasowych części :) Czekam na kolejną.
OdpowiedzUsuń