Część 1. (o wspaniałych
animacjach Sylvaina Chometa) do przeczytania TUTAJ.
Słodko-gorzką
opowieść o przyjaźni międzypokoleniowej serwuje Adam Elliot - trochę młodsza i
bardziej odważna w kwestii dobierania tematów wersja Nicka Parka, autora
legendarnej plastelinowej sagi o fajtłapie Wallace’ie i jego oddanym,
superinteligentnym psie Gromicie. „Mary i Max” debiutancki pełnometrażowy film
Elliota (za swoją krótkometrażówkę „Harvie Krumpet”, w której głównym bohaterem
jest młodzieniec chory na zespół Tourette’a reżyser otrzymał Oscara) to
plastelinowy dramat obyczajowy.
Mary jest małą, zakompleksioną dziewczynką z
Australii, a
Max – otyłym nowojorczykiem cierpiącym na zespół Aspergera
(przejawiający się w jego wypadku upośledzeniem umiejętności społecznych i
posiadaniem dziwacznych, obsesyjnych zainteresowań).Zbieg okoliczności sprawia,
że Mary i Max
zostają korespondencyjnymi przyjaciółmi i od tej pory poznają nie tylko siebie
nawzajem, odkrywając wszystkie blaski i cienie życia w bardzo przygnębiających
rzeczywistościach, ale i swoje własne słabości.
Ta korespondencja przynosi
nareszcie odrobinę blasku dla ich przykrego i wyboistego życia, w którym za najlepszych
przyjaciół do tej pory można było uznać złotą rybkę czy szafkę z batonami. To,
co łączy film Adama Elliota z twórczością Sylvaina Chometa to nie tylko relacje
międzypokoleniowe, ale także to, że przykre historie oprawione są w piękną
warstwę plastyczną, która nie przykrywa historii, przeciwnie: w mistrzowski
sposób wzmacnia ich odbiór emocjonalny.
Problemy dorosłości
Równie pięknie
zrealizowaną animacją jest film „Chico i Rita”. Co więcej, w filmie Fernando
Trueby, Javiera Mariscala i Tono Errando warstwa wizualna wspierana przez
piękną muzykę – na którą składają się nie tylko kubańskie bolero czy bossa
nova, ale także świetnie oddany moment ewolucji i najbujniejszego rozkwitu
jazzu –oraz niezwykły klimat portretowanej Kuby (a później również Nowego
Jorku) próbuje przykryć nieco banalną fabułę.
Warto jednak przymknąć na to oko,
bo „Chico i Rita” to jedna z najbardziej porywających filmowych historii
miłosnych ostatnich lat. Dwójka tytułowych bohaterów spotyka się pewnego wieczoru
w Hawanie. Ona jest utalentowaną piosenkarką, on - najlepszym pianistą na Kubie
(akcja filmu kilka razy przenosi się do najsłynniejszego klubu w Hawanie - La Tropicany. Ten sam klub i historia
jego właściciela pojawiła się wcześniej w filmie „Hawana – miasto utracone”
Andy’ego Garcii, bardzo dobrze zrealizowanego filmowego opisu wielu wymiarów
rewolucji kubańskiej). Chico i Rita spędzają ze sobą upojną noc i rozstają się,
by ich drogi w przyszłości mogły wielokrotnie się przecinać, łączyć i
rozchodzić, formowane przez ich kariery, intrygi czy urażoną dumę.
Co w tym
filmie boli najbardziej to pojawiające się po seansie przeświadczenie, że
bohaterowie starają się o siebie zbyt mało, jakby zależało im niewystarczająco
mocno i jakby nie chcieli wziąć swojego życia tak zupełnie na serio we własne
ręce.
Zupełnie przeciwnie,
niż w przypadku jednego z bohaterów filmu Tatii Rosenthal „$9.99” na podstawie
prozy Etgara Kereta. Dave, mieszkający z ojcem lekkoduch, za tytułową sumę
kupuje poradnik i ma nadzieję, że dzięki niemu nie tylko zmieni swoją postawę,
ale także pozna odpowiedź na pytanie „jaki jest sens życia”.
Historia Dave’a
splata się z losami innych mieszkańców tego samego blokowiska. Ich drogi
przecinają się w windzie czy klatce schodowej, a problemy, z którymi mierzą się
każdego dnia są zazwyczaj, delikatnie mówiąc, niecodzienne. Rozczulający
staruszek Albert z samotności uwielbia zabawiać rozmową dzwoniące do niego
telemarketerki, a pewnego dnia przyjmuje pod swój dach anioła-frustrata (mówiącego głosem Geoffrey'a Rusha).
Mały
chłopiec tak bardzo przywiązuje się do swojej świnki-skarbonki, że zrobi
wszystko, by nie pozwolić jej rozbić. Lenny gotów jest spełnić wszystkie
zachcianki swojej dziewczyny, modelki Tanity, której największym fetyszem
są bezwłosi mężczyźni. Marcus Parcus to iluzjonista tonący w
długach…
Historie znane z opowiadań Etgara Kereta zostały połączone zgrabną
klamrą mikrospołeczności jednego blokowiska. W efekcie, „$9.99” to
powykrzywiane, ale jednocześnie bardzo prawdziwe zwierciadło naszej wspólnej
rzeczywistości, a oglądanie animowanej nie-bajki może okazać się autentycznym katharsis.
Ciąg dalszy nastąpi.
Tekst w całości ukazał
się w 3. Numerze SHOT Magazine.
ilustracje:listal.com
"Mary i Max" także oglądałam. Spodobała mi się nie tylko animacja, ale i też niezwykła historia w nim przestawiona.
OdpowiedzUsuńTo jest wspanialy film...
Usuńale dwa pozostale opisane wyzej tez naprawde goraco polecam!