Filmy animowane już dawno przestały być gatunkiem
zarezerwowanym wyłącznie dla dzieci. Przeciwnie, niejednokrotnie dają zupełnie
nowe możliwości dla opowiedzenia historii i nie unikają trudnych tematów. Z
drugiej strony, pokusa artystycznego szaleństwa bywa zbyt duża i nierzadko strona
wizualna filmu staje się nieporównywalnie ważniejsza, niż jego fabuła. Bajki
dla dorosłych bywają jednak naprawdę fascynujące.
Porozumienie międzypokoleniowe
Filmy Sylvaina
Chometa to jedne z najpiękniejszych animacji ostatnich lat: jako pierwszy swoją
delikatną kreską i charakterystycznym stylem rysunku (czarująco niewymiarowe
postacie z czasami wręcz groteskowo uwydatnionymi cechami wyglądu), a także
klimatyczną muzyką i niemal brakiem dialogów zachwycał film „Trio z Belleville”.
Reżyserowi kładącemu taki sam nacisk na brzydotę jak i piękno prezentowanego
świata udało się opowiedzieć poruszającą, ale jednocześnie ciepłą i zabawną
historię Madame Souzy i jej wnuka kolarza, rozgrywającą się we Francji tuż po
II Wojnie Światowej, w którą zamieszane jest porwanie, mafia i tytułowy, nieco
zapomniany przez publiczność, zespół muzyczny.
Na kolejny film Chomet kazał
czekać publiczności aż siedem lat. Tym razem przeniósł akcję do Edynburga,
jednak jednym z tematów przewodnich obrazów pozostały różnice i relacje
międzypokoleniowe. „Iluzjonista” to opowieść nieco smutniejsza, ale równie
finezyjna pod względem plastycznym.
Tytułowy bohater, magik Tatischeff, tuła
się po całym kraju w poszukiwaniu możliwości dania chociaż jednego
przedstawienia. Niestety, mieszkańcy wielkich miast są znudzeni i wychodzące z
kapelusza króliki czy czarowane za pazuchą bukiety nie robią na nich wrażenia.
Tatischeff odnosi jednak prawdziwy sukces w zapomnianej, małej wiosce pełnej
roześmianych, rozrywkowych ludzi, lubiących dobrą zabawę i alkohol.
Kontrastem
dla mieszkańców wioski jest Alice – dziewczynka, która ciężko pracuje w
karczmie i absolutnie wierzy w każdą sztuczkę tytułowego bohatera, nazywając go
czarodziejem. Tatischeff i Alice wspólnie opuszczają prowincję. Ich relacja to
w efekcie jeden z najsmutniejszych wątków filmu: mężczyzna traktuje ją trochę
jak córkę, trochę jak bardzo delikatną, wymagającą absolutnego oddania i troski
szklaną figurkę, a jednocześnie jedynego kompana ciężkiego i przykrego życia.
Troszczy
się o nią i próbuje rozpieszczać, a ona wykorzystuje tę dobroć, co wynika
bardziej z dziecięcej naiwności, w której piękne buty i wytworne płaszcze można
wyczarować z taką samą łatwością, jak królika z kapelusza, niż zepsucia czy
złej woli. Mimo to przejmująca samotność obojga głównych bohaterów oraz ich nie
do końca wzajemna relacja nie odbierają filmowi ogromnego wdzięku.
Artykuł w całości
pojawił się w 3. Numerze SHOT Magazine.
ciąg dalszy nastąpi...
fotografie:listal.com
Piękny i wzruszający obraz, polecam!
OdpowiedzUsuń"Trio z Belleville" oglądałam jakiś czas temu. Z jednej strony zrobiło na mnie dość duże wrażenie, ale też trochę wzbudziło mój niepokój. Muszę przyznać, że ta bajka i animacja wydała mi się trochę straszna. Seans "Iluzjonisty" jeszcze przede mną.
OdpowiedzUsuń