26 lipca 2012

Festen i Dogma 95


Mam ostatnio pewien filmowy problem. Zakochałam się nie tylko w kinie skandynawskim (o czym pisałam TUTAJ), ale i we wszystkich smutnych filmach w ogóle. Jeśli chodzi o kino skandynawskie, powoli przekonuję się do Dogmy 95: co prawda ciągle mam przed sobą odkrywanie filmografii Larsa Von Triera, jednego z głównych inicjatorów ruchu (nie zachwycił mnie ani „Antychryst” ani „Melancholia” i przez to, prawdopodobnie niesłusznie, zraziłam się do jego wcześniejszej twórczości: na pewno to nadrobię!), ale filmy, które otrzymały znak tego manifestu, szczególnie te najbardziej znane (wyreżyserowane przez Thomasa Vinterberga, Lone Scherfig czy hiperutalentowaną Susanne Bier), zaczynają mnie coraz bardziej interesować. Zanim opowiem Wam o jednym z nich (wybranym nieprzypadkowo!), kilka słów o samym manifeście:


Dogma 95 to kolektyw zrzeszający reżyserów filmowych, powsta
ły w Kopenhadze w 1995 roku. Jej twórcy uznali, że Nowa Fala z lat 60. była słuszną inicjatywą wskrzeszenia (umarłego według nich) kina, jednak wykorzystano do tego błędne środki. „Film antyburżuazyjny sam stał się burżuazyjny, ponieważ fundament, na jakim powstał, oparty był na burżuazyjnej percepcji sztuki. Pojęcie filmu autorskiego - od początku oparte na burżuazyjnym romantyzmie - było błędne” - pisano. Zwrócono uwagę na demokratyzację kina spowodowaną burzą technologiczną, w wyniku której każdy może robić filmy. W obecnej sytuacji, tym ważniejsza staje się awangarda.

Lars Von Trier i Thomas Vinterberg

Susanne Bier

„Nieprzypadkowo słowo "awangarda" ma militarne konotacje. Kluczem jest dyscyplina - musimy nasze filmy zuniformizować, ponieważ film indywidualny z samej definicji jest dekadencki!” – twierdzili twórcy manifestu. Stworzono więc zbiór reguł – wszystkie postulaty możecie przeczytać TUTAJ - które stały się podstawą dla tworzenia nowej jakości w kinie.
Dlatego dzisiaj kilka słów o pierwszy filmie, który uzyskał certyfikat Dogmy 95:

"Festen"
reż. Thomas Vinterberg
scen. Thomas Vinterberg, Mogens Rukov
1998


Helge (Henning Moritzen) jest zamożnym przedsiębiorcą, który wyprawia swoje 60. urodziny. Helge ma piękną, wspierającą żonę (Birthe Neumann) i trójkę dorosłych dzieci: ułożonego, ale bardzo nieśmiałego Christiana (Ulrich Thomsen), porywczego Michaela (Thomas Bo Larsen) i wciąż poszukującą swojego miejsca antropolożkę Helene (Paprika Steen). Pozornie stała konstrukcja wspaniałej rodziny podczas przyjęcia runie jednak jak domek z kart.


Trudno jest zrecenzować ten film z jednego szczególnego powodu: kwestia najbardziej istotna dla akcji pojawia się dopiero po 40 minutach projekcji – może przesadzam, ale chyba odrobinę lepiej jest obejrzeć „Festen” nie znając istoty punktu kulminacyjnego. Wtedy dziwaczna gra emocji, niedopowiedzeń i niedokończonych konwersacji między gośćmi tytułowego przyjęcia wydaje się być znacznie bardziej intrygująca.


W filmie Vinterberga najmocniej poruszyła mnie właśnie historia. Ból głównych bohaterów, zamykanie się na prawdę, a następnie: desperackie jej przyjmowanie oraz sposób realizacji: surowy, dynamiczny, naturalistyczny. Smaczkiem scenariuszowym jest oddanie ważnej roli dla filmu i opowiadanej historii personelowi z alkoholizującym się kucharzem (Bjarne Henriksen) na czele.


A jeśli chodzi o pociągu do smutnych filmów... To jest malutki problem, naprawdę chciałabym obejrzeć coś przyjemniejszego. Przymiotnik „przyjemny” to w odniesieniu do filmów jeden z najgorszych i najcięższych do zdefiniowania epitetów. Ale jeśli powiem, że w mojej precepcji kina przyjemne filmy to „Jak we śnie”, „Wszystko jest ilumnacją”, „Amelia” i filmografia Wesa Andersona, może będziecie w stanie mi coś polecić? 
Czekam!

źródło informacji o Dogmie 95 – gutekfilm.pl
fotografie: listal.com, filmin.es

7 komentarzy:

  1. "Festen" widziałam pierwszy raz kilka lat temu. Wywrócił mnie na lewą stronę. Po jakimś czasie obejrzałam go ponownie i pomimo tego, że znałam już fabułę znowu poczułam, że jestem na lewej stronie. Z filmem Bier "Otwarte serca" spotkałam się także kilka lat temu na Filmostradzie. Rewelacyjny film! Potem były jej "Bracia". Kilka lat temu oglądałam Triera z zapartym tchem, teraz jakoś mi bliżej do lżejszych skandynawskich produkcji "Elling", "Kumple", czy szwedzkie "Jak w niebie".
    Skandynawia górą!:))
    Trudno mi Tobie coś polecić, oglądasz pewnie tyle filmów i pewnie trudno będzie się wszczelić z jakimś tytułem któregoś byś nie znała:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiele znanych tytułów, które bardzo chce się obejrzeć, łatwo zapomnieć w natłoku kolejnych przychodzących każdego dnia!
      :)
      dlatego z przyjemnością zapoznam się z "Elling" i "Jak w niebie". "Kumpli" widziałam i byłam zachwycona!

      Usuń
  2. Miałem przyjemność oglądać interpretację teatralną Grzegorza Jarzyny w Teatrze rozmaitości w Warszawie i powiem, iż mimo, że fimową wersję uważam za wybitną to interpretacja teatralna pozwoliła brać udział w tej uroczystości. Można było poczuć , że siedzi się przy stole i uczestniczy w całej tej sytuacji. Natomiast co do polecania filmów to nie wiem czy znasz Rusałkę. Rosyjska cudownie magiczna odpowiedź na Amelię. Wizualny majstersztyk połączony z ciekawą fabułą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam o tej realizacji, to musiało być ciekawe doświadczenie!
      "Rusałki" nie widziałam, dlatego dziękuję za polecenie!

      Usuń
  3. Inny kierunek- "Fish Tank" tak mi jakoś nagle przyszedł ten tytuł do głowy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Fish Tank" znam, znalazlam go w trakcie zapoznawania sie z filmografia Michaela Fassbendera (nawet wspomnialam o nim tu: http://kinofilka.blogspot.com.es/2012/07/michael-fassbender-cd.html).
      To rzeczywiscie, niepokojace kino i niezbyt przyjemne :) ale warto obejrzec.

      Usuń
    2. Ja tak patrzyłam na tego aktora, patrzyłam i wiedziałam, że ja go znam, że mi się podoba i że zaczynam się niepokojąco ślinić, i w końcu załapałam któż to:))

      Usuń