Jeszcze niedawno wydawało mi się, że nie ma lepszych filmów, niż te z
Hiszpanii i Ameryki Łacińskiej. Ich klimat, problematyka i sposób
przedstawiania rzeczywistości odpowiadają mi w 100% i dlatego wprost uwielbiam
je oglądać. Niedawno jednak zaczęłam poznawać kino skandynawskie i chyba się w
nim zakocham!
Bardzo lubię ten smoliście czarny humor filmów norweskich czy duńskich,
który pomaga twórcom podchodzić do prezentowanych problemów z dystansem i
bezpretensjonalnością. Niesamowicie podoba mi się też to, że twórcy ze
Skandynawii nie udają mędrców, którzy chcą przedstawić gotowy filmowy przepis
na to, jak żyć, to, że do każdej sytuacji i bohatera podchodzą w sposób
maksymalnie indywidualny i to, że ich rzeczywistość, często przygnębiająca, nie
otrzymuje kolorowych filtrów, raczej: niezbędny naturalizm. Nie poznałam
jeszcze tylu filmów z Norwegii, Danii czy Szwecji, aby zbyt mocno
generalizować, jednak dzisiaj chcę opisać jeden, który w ostatnim czasie zrobił
na mnie naprawdę spore wrażenie.
„Pewien dżentelmen”
reż. Hans Petter Moland
scen. Kim Fupz Aakeson
2010
Ulrik (Stellan Skarskård) właśnie wyszedł z więzienia. Spędził w nim
dwanaście lat za zabójstwo kochanka swojej żony. Po tym czasie, żona ciągle ma
do niego żal, syn wymazał ze swojego życia istnienie Ulrika, a on sam musi
zatrzymać się u (nieatrakcyjnej i niespotykanie napalonej) siostry (Jorunn
Kjellsby) swojego starego znajomego.
Klimat tego filmu jest wprost rewelacyjny. Zamiast depresyjnej opowieści o
nawróceniu i ponownej socjalizacji człowieka upadłego, mamy tutaj czarną
komedię, w której były więzień staje się niemal playboyem i z prawdziwą
fantazją rozlicza się ze swoją mafijną przeszłością. Film miejscami bywa też
smutny, ale nie jest to smutek rozpaczy, raczej: rozczulenia.
Kapitalna jest sama postać Ulrika – Stellan Skarskård stworzył
wielowymiarową rolę, wzruszającą i rozbrajająco zabawną jednocześnie, za którą
otrzymał Amandę – nagrodę Norweskiego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego.
Rewelacyjne tło stanowią dla niego wspomniana Jorunn Kjellsby, Aksel Hennie w
epizodycznej roli handlarza bronią i Bjørn Sundquist jako nadmiernie elokwentny
mechanik, z którym po wyjściu z więzienia pracuje Ulrik.
Warto w tym filmie zwrócić uwagę na akcenty polskie: główny bohater co
prawda ma w swoim pokoju telewizor, ale odbiera tylko jeden kanał: polski.
Dlatego razem ze swoją współlokatorką ogląda „Trędowatą” i tańczy do piosenki
duetu Krzysztof Krawczyk & Goran Bregović. Polska jawi się tu co prawda
jako dosyć egzotyczna kraina, w której nawet kazirodztwo nie jest niczym
zaskakującym, jednak jest to wplatane w dialogi ze smakiem i dużym poczuciem
humoru.
A Wy które kinematografie oglądacie najchętniej?
Fotografie: novekino.pl
Wielbię go! Czas i na ten film.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam www.fogdancing.blogspot.com
Uwielbiam kino skandynawskie, skandynawskich aktorów, choć nie zawsze pamiętam od razu ich nazwiska, nie przepuszczam żadnej okazji, żeby coś z niego zobaczyć. Poza tym kino rosyjskie (także radzieckie, niemieckie ostatnio jest też bardzo dobre, Hiszpańskie także, Ameryka Południowa, kino azjatyckie, ale tu już nie łykam tak wszystkiego w ciemno, jak w przypadku kina skandynawskiego. Wychodzi na to, że najmniej imponuje mi ostatnio kino amerykańskie.
OdpowiedzUsuńja tez mam ostatnio wiecej sceptycyzmu w kwestii kina amerykanskiego ...
Usuńfrancuskie tez mnie srednio pociaga, na azjatyckie musze miec szczegolny humor...
chcialabym jednak jeszcze lepiej poznac kino wloskie!
Uwielbiam Stellana Skarskårda! :) Widziałaś może "Wyspę skazańców" (Kongen av Bastøy)? Świetny film, właśnie ze Skarskardem :)
OdpowiedzUsuńP.S. A Ty gdzie studiujesz dziennikarstwo?
Pozdrawiam
Amandine (filmdine.blogspot.com)
jeszcze tego filmu nie widzialam, ale od pewnego czasu sie na niego intensywnie czaje :)
Usuńdziekuje za polecenie!
a ja studiuje we Wroclawiu!
wlasciwie, pierwszy etap skonczylam pod koniec maja, obronilam prace i teraz bede kontynuowac :)