16 lipca 2012

Pewien dżentelmen


Jeszcze niedawno wydawało mi się, że nie ma lepszych filmów, niż te z Hiszpanii i Ameryki Łacińskiej. Ich klimat, problematyka i sposób przedstawiania rzeczywistości odpowiadają mi w 100% i dlatego wprost uwielbiam je oglądać. Niedawno jednak zaczęłam poznawać kino skandynawskie i chyba się w nim zakocham!


Bardzo lubię ten smoliście czarny humor filmów norweskich czy duńskich, który pomaga twórcom podchodzić do prezentowanych problemów z dystansem i bezpretensjonalnością. Niesamowicie podoba mi się też to, że twórcy ze Skandynawii nie udają mędrców, którzy chcą przedstawić gotowy filmowy przepis na to, jak żyć, to, że do każdej sytuacji i bohatera podchodzą w sposób maksymalnie indywidualny i to, że ich rzeczywistość, często przygnębiająca, nie otrzymuje kolorowych filtrów, raczej: niezbędny naturalizm. Nie poznałam jeszcze tylu filmów z Norwegii, Danii czy Szwecji, aby zbyt mocno generalizować, jednak dzisiaj chcę opisać jeden, który w ostatnim czasie zrobił na mnie naprawdę spore wrażenie.

„Pewien dżentelmen”
reż. Hans Petter Moland
scen. Kim Fupz Aakeson
2010


Ulrik (Stellan Skarskård) właśnie wyszedł z więzienia. Spędził w nim dwanaście lat za zabójstwo kochanka swojej żony. Po tym czasie, żona ciągle ma do niego żal, syn wymazał ze swojego życia istnienie Ulrika, a on sam musi zatrzymać się u (nieatrakcyjnej i niespotykanie napalonej) siostry (Jorunn Kjellsby) swojego starego znajomego.


Klimat tego filmu jest wprost rewelacyjny. Zamiast depresyjnej opowieści o nawróceniu i ponownej socjalizacji człowieka upadłego, mamy tutaj czarną komedię, w której były więzień staje się niemal playboyem i z prawdziwą fantazją rozlicza się ze swoją mafijną przeszłością. Film miejscami bywa też smutny, ale nie jest to smutek rozpaczy, raczej: rozczulenia.

Kapitalna jest sama postać Ulrika – Stellan Skarskård stworzył wielowymiarową rolę, wzruszającą i rozbrajająco zabawną jednocześnie, za którą otrzymał Amandę – nagrodę Norweskiego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego. Rewelacyjne tło stanowią dla niego wspomniana Jorunn Kjellsby, Aksel Hennie w epizodycznej roli handlarza bronią i Bjørn Sundquist jako nadmiernie elokwentny mechanik, z którym po wyjściu z więzienia pracuje Ulrik. 


Warto w tym filmie zwrócić uwagę na akcenty polskie: główny bohater co prawda ma w swoim pokoju telewizor, ale odbiera tylko jeden kanał: polski. Dlatego razem ze swoją współlokatorką ogląda „Trędowatą” i tańczy do piosenki duetu Krzysztof Krawczyk & Goran Bregović. Polska jawi się tu co prawda jako dosyć egzotyczna kraina, w której nawet kazirodztwo nie jest niczym zaskakującym, jednak jest to wplatane w dialogi ze smakiem i dużym poczuciem humoru.


A Wy które kinematografie oglądacie najchętniej?

Fotografie: novekino.pl

5 komentarzy:

  1. Uwielbiam kino skandynawskie, skandynawskich aktorów, choć nie zawsze pamiętam od razu ich nazwiska, nie przepuszczam żadnej okazji, żeby coś z niego zobaczyć. Poza tym kino rosyjskie (także radzieckie, niemieckie ostatnio jest też bardzo dobre, Hiszpańskie także, Ameryka Południowa, kino azjatyckie, ale tu już nie łykam tak wszystkiego w ciemno, jak w przypadku kina skandynawskiego. Wychodzi na to, że najmniej imponuje mi ostatnio kino amerykańskie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja tez mam ostatnio wiecej sceptycyzmu w kwestii kina amerykanskiego ...
      francuskie tez mnie srednio pociaga, na azjatyckie musze miec szczegolny humor...

      chcialabym jednak jeszcze lepiej poznac kino wloskie!

      Usuń
  2. Uwielbiam Stellana Skarskårda! :) Widziałaś może "Wyspę skazańców" (Kongen av Bastøy)? Świetny film, właśnie ze Skarskardem :)

    P.S. A Ty gdzie studiujesz dziennikarstwo?

    Pozdrawiam
    Amandine (filmdine.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeszcze tego filmu nie widzialam, ale od pewnego czasu sie na niego intensywnie czaje :)
      dziekuje za polecenie!

      a ja studiuje we Wroclawiu!
      wlasciwie, pierwszy etap skonczylam pod koniec maja, obronilam prace i teraz bede kontynuowac :)

      Usuń