18 lipca 2012

Zawstydzający Michael Fassbender


Przez wielu uznawany jest za jednego z najbardziej obiecujących aktorów swojego pokolenia: powściągliwy w kreowaniu medialnego wizerunku, odważny i zdystansowany. W swojej filmografii ma niemal tyle samo arcydzieł, co szmir, a jednak w każdej roli daje z siebie wszystko. Na kilka dni przed polską premierą „Prometeusza”, najnowszego filmu Ridley’a Scotta, gdzie Michael Fassbender gra główną rolę, warto przyjrzeć się uważniej dorobkowi aktora, którego penis był przez kilka miesięcy bardziej popularny, niż on sam.

Sebastian Kim dla Interview Magazine

Uwielbia piłkę nożną, jest zapalonym kibicem Liverpoolu, ale uważa, że sam jest raczej średnim graczem („Zero techniki w lewej nodze. Za to Viggo Mortensen gra naprawdę świetnie!”). Od zawsze pociągały go samochody (gdy miał siedem lat nauczył się prowadzić traktor. Gdy dwanaście – auto swojego ojca). Później przyszła namiętność do motocykli (w minionym roku odbył z ojcem i przyjacielem ze szkoły 6.000-kilometrową podróż po Europie prowadząc swojego wiernego BMW GS). Miłość do kina przejął od swojej matki, fanki Amerykańskiego kina lat 60’ i 70’: Coppoli, Lumeta, Scorsese, Kazana, Brando i Newmana. 

Sebastian Kim dla Interview Magazine

Gdyby Michael Fassbender jednak nie został aktorem, otworzyłby swoją małą trattorię podążając drogą, którą obrali również jego rodzice, właściciele restauracji. W wywiadzie dla włoskiego „Vogue’a” mówił: „Miałem wiele ciężkich momentów jako aktor, ale zawsze otrzymywałem wsparcie od rodziny. Wypadałem fatalnie na przesłuchaniach, bo gdy nie pracujesz, tracisz pewność siebie. Poza tym, to frustrujące, gdy nie osiągasz tego, czego chcesz. Jestem wdzięczny mojemu ojcu za to, że zawsze zmuszał mnie do jeszcze większej pracy; nigdy nie satysfakcjonowały go moje osiągnięcia. Dzięki niemu nauczyłem się dwóch bardzo ważnych i cennych rzeczy: języka niemieckiego (Michael Fassbender wychował się w Killarney, w Irlandii, ojczyźnie swojej matki, ale urodził w niemieckim Heidelbergu) i dyscypliny. Zawsze będę też wdzięczny Françoisowi Ozonowi, który dał mi moją pierwszą istotną rolę”.

Sebastian Kim dla Interview Magazine

„Angel” to wprost fatalny film, uznawany za największą porażkę w całej filmografii Ozona. Reżyser, chcąc zagrać z gatunkiem melodramatu, oprawia go w bezduszny kicz, co czyni obraz nie intrygującym pastiszem, ale pretensjonalną, banalną opowiastką. Trzeba przyznać jednak, że Michael Fassbender jest jego najmocniejszym ogniwem. Gra tutaj Esme, sfrustrowanego kobieciarza i upadłego artystę, który pewnego dnia poznaje Angel – tytułową megalomańską pisarkę, która chce wziąć pod opiekę jego sztukę i uczucia. Fassbender do tego nudnego i niechlujnie zrealizowanego filmu dodaje jednak coś bardzo istotnego: zaangażowanie. Jego Esme jest bohaterem tragicznym: uwikłany w dziwaczne małżeństwo nie może związać się z kobietą, którą naprawdę kocha, nigdy nie spełnił się jako artysta, a okrucieństwa wojny zmienią go na zawsze.



Ciąg dalszy nastąpi,
Korektę całego tekstu wykonał: Grzesiek Szklarczuk
Artykuł w całości możecie przeczytać na portalu G-Punkt.pl, dokładnie TUTAJ

fotografie: interviewmagazine.com, listal.com

6 komentarzy:

  1. Uwielbiam człowieka! Genialny aktor.
    PS. Biorę się za Babel. Bo Amores perros już zaliczone.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo! A mnie się "Angel" podobał. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fassbender mnie fascynuje. Zirytował mnie tylko w "Jane Eyre", ale pokochałam go po "Fish Tank". Trzeba przyznać, że faktycznie do każdej roli podchodzi z zaangażowaniem. To czyni go wyjatkowym aktorem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczerze przyznam: widziałem z nim tylko "Wstyd", no i w tej roli, cóż... świetny jak dla mnie! Kwestię penisa pozostawiam damom.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dodam od siebie ze w Prometeuszu gral role drugoplanowa a nie glowna.

    OdpowiedzUsuń