Przez wielu uznawany jest za jednego z
najbardziej obiecujących aktorów swojego pokolenia: powściągliwy w kreowaniu
medialnego wizerunku, odważny i zdystansowany. W swojej filmografii ma niemal
tyle samo arcydzieł, co szmir, a jednak w każdej roli daje z siebie wszystko.
Na kilka dni przed polską premierą „Prometeusza”, najnowszego filmu Ridley’a
Scotta, gdzie Michael Fassbender gra główną rolę, warto przyjrzeć się uważniej
dorobkowi aktora, którego penis był przez kilka miesięcy bardziej popularny,
niż on sam.
Sebastian Kim dla Interview Magazine
Uwielbia piłkę nożną, jest zapalonym kibicem Liverpoolu, ale
uważa, że sam jest raczej średnim graczem („Zero techniki w lewej nodze. Za to
Viggo Mortensen gra naprawdę świetnie!”). Od zawsze pociągały go samochody (gdy
miał siedem lat nauczył się prowadzić traktor. Gdy dwanaście – auto swojego
ojca). Później przyszła namiętność do motocykli (w minionym roku odbył z ojcem
i przyjacielem ze szkoły 6.000-kilometrową podróż po Europie prowadząc swojego
wiernego BMW GS). Miłość do kina przejął od swojej matki, fanki Amerykańskiego
kina lat 60’ i 70’: Coppoli, Lumeta, Scorsese, Kazana, Brando i Newmana.
Sebastian Kim dla Interview Magazine
Gdyby Michael Fassbender jednak nie został aktorem, otworzyłby
swoją małą trattorię podążając drogą, którą obrali również jego rodzice,
właściciele restauracji. W wywiadzie dla włoskiego „Vogue’a” mówił:
„Miałem wiele ciężkich momentów jako aktor, ale zawsze otrzymywałem wsparcie od
rodziny. Wypadałem fatalnie na przesłuchaniach, bo gdy nie pracujesz, tracisz
pewność siebie. Poza tym, to frustrujące, gdy nie osiągasz tego, czego chcesz.
Jestem wdzięczny mojemu ojcu za to, że zawsze zmuszał mnie do jeszcze większej
pracy; nigdy nie satysfakcjonowały go moje osiągnięcia. Dzięki niemu nauczyłem
się dwóch bardzo ważnych i cennych rzeczy: języka niemieckiego (Michael
Fassbender wychował się w Killarney, w Irlandii, ojczyźnie swojej matki, ale
urodził w niemieckim Heidelbergu) i dyscypliny. Zawsze będę też wdzięczny
Françoisowi Ozonowi, który dał mi moją pierwszą istotną rolę”.
Sebastian Kim dla Interview Magazine
„Angel” to wprost fatalny film, uznawany za największą porażkę w
całej filmografii Ozona. Reżyser, chcąc zagrać z gatunkiem melodramatu, oprawia
go w bezduszny kicz, co czyni obraz nie intrygującym pastiszem, ale
pretensjonalną, banalną opowiastką. Trzeba przyznać jednak, że Michael Fassbender
jest jego najmocniejszym ogniwem. Gra tutaj Esme, sfrustrowanego kobieciarza i
upadłego artystę, który pewnego dnia poznaje Angel – tytułową megalomańską
pisarkę, która chce wziąć pod opiekę jego sztukę i uczucia. Fassbender do tego
nudnego i niechlujnie zrealizowanego filmu dodaje jednak coś bardzo istotnego:
zaangażowanie. Jego Esme jest bohaterem tragicznym: uwikłany w dziwaczne
małżeństwo nie może związać się z kobietą, którą naprawdę kocha, nigdy nie
spełnił się jako artysta, a okrucieństwa wojny zmienią go na zawsze.
Ciąg
dalszy nastąpi,
Korektę
całego tekstu wykonał: Grzesiek Szklarczuk
fotografie: interviewmagazine.com, listal.com
Uwielbiam człowieka! Genialny aktor.
OdpowiedzUsuńPS. Biorę się za Babel. Bo Amores perros już zaliczone.
a jak wrazenia po Amores Perros?!
UsuńOoo! A mnie się "Angel" podobał. ;)
OdpowiedzUsuńFassbender mnie fascynuje. Zirytował mnie tylko w "Jane Eyre", ale pokochałam go po "Fish Tank". Trzeba przyznać, że faktycznie do każdej roli podchodzi z zaangażowaniem. To czyni go wyjatkowym aktorem.
OdpowiedzUsuńSzczerze przyznam: widziałem z nim tylko "Wstyd", no i w tej roli, cóż... świetny jak dla mnie! Kwestię penisa pozostawiam damom.
OdpowiedzUsuńDodam od siebie ze w Prometeuszu gral role drugoplanowa a nie glowna.
OdpowiedzUsuń