4 lipca 2012

Martha Marcy May Marlene


reż. Sean Durkin
scen. Sean Durkin
2011

To film pociągający, elektryzujący, a jednocześnie niełatwy i trochę nieprzyjemny. Długometrażowy debiut Seana Durkina jest mieszanką wybuchową, która na długo nie pozwoli o sobie zapomnieć.


Martha, Marcy May oraz Marlene to trzy różne wcielenia tej samej bohaterki (Elizabeth Olsen). Dziewczyna ucieka z sekty i szuka schronienia u swojej siostry Lucy i jej męża, Teda. Okazuje się jednak, że długie miesiące na oddalonej od świata farmie po pierwsze sprawiły, że Martha nie potrafi funkcjonować w normalnym społeczeństwie (ani nawet mikrospołeczeństwie własnej rodziny z którą nie widziała się od niemal dwóch lat), a po drugie zostawiły Marcie bolesne wspomnienia. Historię jej pobytu na farmie sekty od przybycia przez każdy ważniejszy moment aż po ucieczkę oglądamy jako serię epizodów, które z prawdziwą wirtuozerią zostały poprzeplatane ze scenami które rozgrywają się już w domu siostry.


Znakomita reżyseria (nagrodzona na festiwalu Sundance) sprawia, że film trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej sceny nie tanimi sztuczkami, ale bardzo wnikliwym, bezkompromisowym i emocjonalnym podejściem do bohaterki. Jej próba przystosowania się do życia z bliskimi zakłócana jest skojarzeniami z tym, co wydarzyło się we wspólnocie. Jej lęki, niepokoje i wspomnienia są więc pretekstem do odkrywania tajemniczych dwóch lat jej życia kawałek po kawałku.Co najważniejsze, reżyser podejmując temat funkcjonowania w sekcie ucieka od nachalnego moralizatorstwa, bardzo delikatnie traktuje zarówno sytuacje ekstremalne, jak i skrajne emocje. Kamera prowadzona jest tak, że widz często staje się podglądaczem, zaglądając do domu przez okna czy podsłuchując przez półotwarte drzwi.


Film Seana Durkina jest też świetnie obsadzony. Na uwagę zasługuje przede wszystkim diabelnie charakterystyczny (mam wrażenie, że ostatnio dosyć modny) John Hawkes o wyglądzie psychopatycznego heroinisty, który znakomicie wpisuje się w profil nihilistycznego guru sekty. Elisabeth Olsen w swojej pierwszej poważnej roli z talentem portretuje zagubioną w rzeczywistości tytułową bohaterkę i pokazuje, że warto nie tylko zapamiętać jej nazwisko, ale również z uwagą śledzić jej filmową karierę. Bardzo dobre tło stanowią dla nich Sarah Paulson jako Lucy, Hugh Dancy jako Ted oraz Brady Corbet jako Watts, znajomy Marthy z sekty.




Atmosfera w „Martha Marcy May Marlene” jest gęsta jak mgła. Napięcie, jakie tworzy się pomiędzy poszczególnymi epizodami może wręcz irytować, ale jest to uczucie, wbrew pozorom, pozytywnie stymulujące. Ważne tym bardziej, że wiele pytań pozostaje w filmie bez jednoznacznej odpowiedzi.


Film polecałam w pierwszym numerze "SHOT Magazine". Cały magazyn możecie obejrzeć i poczytać TUTAJ.

fotografie: listal.com 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz