reż. Sean Durkin
scen. Sean Durkin
2011
To film pociągający, elektryzujący, a
jednocześnie niełatwy i trochę nieprzyjemny. Długometrażowy debiut Seana Durkina
jest mieszanką wybuchową, która na długo nie pozwoli o sobie zapomnieć.
Martha, Marcy May oraz Marlene to trzy różne
wcielenia tej samej bohaterki (Elizabeth Olsen). Dziewczyna ucieka z sekty i
szuka schronienia u swojej siostry Lucy i jej męża, Teda. Okazuje się jednak,
że długie miesiące na oddalonej od świata farmie po pierwsze sprawiły, że
Martha nie potrafi funkcjonować w normalnym społeczeństwie (ani nawet
mikrospołeczeństwie własnej rodziny z którą nie widziała się od niemal dwóch
lat), a po drugie zostawiły Marcie bolesne wspomnienia. Historię jej pobytu na
farmie sekty od przybycia przez każdy ważniejszy moment aż po ucieczkę oglądamy
jako serię epizodów, które z prawdziwą wirtuozerią zostały poprzeplatane ze
scenami które rozgrywają się już w domu siostry.
Znakomita reżyseria (nagrodzona na festiwalu
Sundance) sprawia, że film trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej sceny
nie tanimi sztuczkami, ale bardzo wnikliwym, bezkompromisowym i emocjonalnym
podejściem do bohaterki. Jej próba przystosowania się do życia z bliskimi
zakłócana jest skojarzeniami z tym, co wydarzyło się we wspólnocie. Jej lęki,
niepokoje i wspomnienia są więc pretekstem do odkrywania tajemniczych dwóch lat
jej życia kawałek po kawałku.Co najważniejsze, reżyser podejmując temat funkcjonowania
w sekcie ucieka od nachalnego moralizatorstwa, bardzo delikatnie traktuje zarówno
sytuacje ekstremalne, jak i skrajne emocje. Kamera prowadzona jest tak, że widz
często staje się podglądaczem, zaglądając do domu przez okna czy podsłuchując przez
półotwarte drzwi.
Film Seana Durkina jest też
świetnie obsadzony. Na uwagę zasługuje przede wszystkim diabelnie
charakterystyczny (mam wrażenie, że ostatnio dosyć modny) John Hawkes o
wyglądzie psychopatycznego heroinisty, który znakomicie wpisuje się w profil
nihilistycznego guru sekty. Elisabeth Olsen w swojej pierwszej poważnej roli z talentem
portretuje zagubioną w rzeczywistości tytułową bohaterkę i pokazuje, że warto
nie tylko zapamiętać jej nazwisko, ale również z uwagą śledzić jej filmową
karierę. Bardzo dobre tło stanowią dla nich Sarah Paulson jako Lucy, Hugh Dancy
jako Ted oraz Brady Corbet jako Watts, znajomy Marthy z sekty.
Atmosfera w „Martha Marcy May Marlene” jest
gęsta jak mgła. Napięcie, jakie tworzy się pomiędzy poszczególnymi epizodami może
wręcz irytować, ale jest to uczucie, wbrew pozorom, pozytywnie stymulujące.
Ważne tym bardziej, że wiele pytań pozostaje w filmie bez jednoznacznej
odpowiedzi.
fotografie: listal.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz