29 maja 2013

(ulubieni) reżyserzy. część 1.

Opowiadałam Wam już tutaj o ulubionych aktorkach (części: 1, 2, 3), aktorach (części: 1, 2, 3) i filmach muzycznych (tu), nadszedł więc czas na ulubionych reżyserów.
Kolejność prezentowania tych (według mnie, absolutnie wyjątkowych) osobistości ze świata kina jest zupełnie przypadkowa. Nie chodziło mi o to, by stworzyć sztywny ranking, a raczej by podpowiedzieć Wam, z czyją filmografią warto się zapoznać (mój reżyserski top 3 wszech czasów zaprezentuję dopiero w kolejnym wpisie tej serii).
Fioletowe tytuły filmów to odnośniki do recenzji. Zapraszam!

Wes Anderson

Wzrusza mnie to, jak ogromny szacunek ma Wes Anderson do dziecka. Jako głównego bohatera swoich filmów, elementu struktury społecznej, źródła nieskrępowanej wyobraźni i wolności od konwenansów czy wreszcie jako swego rodzaju (może zabrzmi to zbyt metafizycznie...) głosu drzemiącego wewnątrz każdego z nas. Bez wątpienia najbardziej urokliwym przykładem na to wszystko, co napisałam, jest film "Kochankowie z Księżyca. Moonrise Kingdom", ale bardzo cenię również błyskotliwość "Rushmore".
Z drugiej strony, zadziwia mnie to, jak fotogeniczna jest w filmach Andersona rodzina dysfunkcyjna, taka, jak z "Genialnego Klanu" czy "Pociągu do Darjeeling".
Z kolei tym, co w obrazach reżysera zachwyca mnie najbardziej, to fantazja, z jaką pomaga kreować klimat i sferę wizualną filmu. Koniecznie podczas seansów zwróćcie uwagę na to, jak pieczołowicie zaprojektowane jest każde pomieszczenie i jak smakowicie skomponowany każdy kadr!
Autorem zdjęć wszystkich filmów Andersena jest Robert D. Yeoman.




Wes Anderson często powtarza swoje ulubione tematy. Sam mówi, że stara się nie być nachalnie autotematyczny, ale chce tworzyć kino bardzo osobiste, które będzie równocześnie interesujące dla widza. 
Równie często reżyser powraca do współpracy z lubianymi i sprawdzonymi już filmowcami - zarówno scenarzystami (Noah Baumbach, Roman Coppola), kompozytorami (Alexandre Desplat), kostiumografami (Milena Canonero) jak i aktorami: przede wszystkim najulubieńszym Billem Murray'em (mówi się nawet, że to Wes Anderson odkrył Murray'a dla kina niezależnego), ale także Owenem Wilsonem, Lukem Wilsonem, Jasonem Schwartzmanem czy Anjelicą Huston)


Natomiast tym, co w jego historii najbardziej mi imponuje jest fakt, że jego wielkim fanem jest sam Martin Scorsese, który najpierw nazwał "Bottle Rocket" - pełnometrażowy debiut Andersona - jednym z najlepszych filmów lat 90., a następnie w 2000 roku, napisał dla magazynu "Esquire" bardzo pochlebny artykuł na temat zarówno "Bottle Rocket", jak i późniejszego "Rushmore".


A teraz przenosimy się do zupełnie innej bajki, a właściwie, skandynawskiego piekiełka, z ogromną jednak ilością dystansu i czarnego humoru, który w tym wydaniu wprost ubóstwiam.

Anders Thomas Jensen


Andersa Thomasa Jensena cenię równie bardzo jako reżysera, jak i scenarzystę (w tej drugiej roli, znanego najbardziej jako stałego współpracownika wspaniałej Susanne Bier, ale również jako autora scenariuszy do filmów takich, jak "Antychryst", "Wilbur chce się zabić" czy "Księżna").
Jako reżyser, Jensen ma na swoim koncie Oscara w kategorii Najlepszy krótkometrażowy film aktorski (1999) za film "Valgaften", a także trzy filmy pełnometrażowe. Niestety, w przeciągu kilku ostatnich lat zdecydowanie porzucił reżyserię na rzecz scenopisarstwa, ja wciąż jednak mam nadzieję na wielki comeback.


Pierwszy z długich metraży
Andersa Thomasa Jensena to "Błyskające światła", komedia kryminalna o czwórce przyjaciół-przestępców, którzy podczas ucieczki przed byłym szefem-gangsterem do Barcelony, zmuszeni są ukryć się na jakiś czas w starym, opuszczonym domu w środku lasu. Drugi, "Zieloni rzeźnicy" to historia dwóch tytułowych pracowników rzeźni, którzy z powodu złego traktowania przez szefa odchodzą z pracy i zakładają konkurencyjny sklep, w którym sprzedają mięso o bardzo osobliwej właściwości. Trzeci film to "Jabłka Adama", mój ulubiony z całej filmografii Jensena. Jego tytułowy bohater, radykalny neonazista, po wyjściu z więzienia musi przejść bardzo nieprzeciętną resocjalizację. Jej głównym celem okazuje się być upieczenie szarlotki oraz uprzednie przygotowania do tej misji, aranżowane pod okiem pastora Ivana, żyjącego w swoim wyimaginowanym świecie.

 


Mam wrażenie, że w filmach
Andersa Thomasa Jensena sama opowiadana historia jest ważna, ale znacznie istotniejsze są dialogi, epizody i charakterystyczny, smoliście czarny humor. Poza tym, jednocześnie w każdym z obrazów humor miesza się ze smutkiem, opowiadając czasami przykre, a czasami całkiem budujące pointy i prawdy o życiu.
Również w kontekście tego twórcy pojawia się to, co bardzo lubię, czyli stali współpracownicy i znajome nazwiska obsadzie, tym razem, plejada gwiazd duńskiego kina: Mads Mikkelsen, Ulrich Thomsen czy Nikolaj Lie Kaas (wszyscy trzej wspaniali!)

fotografie: listal.com, tumblr.com, filmweb.pl

9 komentarzy:

  1. masz konto na portalu filmweb?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam, ale traktuję go raczej jako własną bazę filmów obejrzanych i listę tych, które wciąż czekają w kolejce ;)

      Usuń
  2. Rushmore akurat mniej mi się podobał, chociaż wiadomo, że i tak jest znakomity (jak wszystkie jego filmy). Kocham jest inteligencję i poczucie humoru. Kocham!

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj tak, Anderson jest fantastyczny. Najbardziej mnie zachwycił "Fantastycznym Panem Lisem" :D - cudna bajka

    OdpowiedzUsuń
  4. Wesa Andersona uwielbiam najbardziej za to, jak umiejętnie pokazuje pokręcone relacje rodzinne. Moje ulubione filmy to "Pociąg do Darjeeling" i "Genialny Klan". Poza tym jego dzieła to wizualne majstersztyki, a niektóre sceny potrafią wbić się w pamięć na zawsze. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jensen jest dla mnie całkiem obcy, praktycznie w ogóle nie znam jego twórczości. Natomiast z Andersonem spotkałem się przy okazji "Kochanków z Księżyca" i "Fantastycznego Pana Lisa". O ile animacja była po prostu dobra, niczym mnie nie zachwyciła, to "Moonrise Kingdom" okazał się jednym z najlepszych filmów ubiegłego roku. Barwny, przyjemny, lekki - dla mnie rewelacja! :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Słyszałam o fenomenie Wesa już dawno, dawno temu, ale jakoś nigdy nie miałam po drodze, by zahaczyć o jego dzieła. Zacząć od "Moonrise Kingdom" to dobry pomysł?
    Pozdrawiamy, zapraszamy do nas, AS!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja najbardziej lubię zaczynać przygodę z danym reżyserem albo od jego najpopularniejszego filmu, albo od samych początków twórczości.
      o "Moonrise Kingdom" mówiło się tyle, że mam wrażenie, iż jest to teraz najbardziej znany film Andersona :) i myślę też, że spokojnie można poznawanie jego filmografii rozpocząć właśnie od tego filmu!
      pozdrawiam ciepło, M.

      Usuń