6 czerwca 2013

(ulubieni) reżyserzy. część 2.

Zanim napiszę o moich absolutnie najulubieńszych reżyserach, chciałabym opowiedzieć Wam jeszcze o kilku, których pracę bardzo sobie cenię (pierwszą dwójkę prezentowałam w TYM wpisie):

Jan Jakub Kolski

fot. Adam Golec

To bez wątpienia mój ulubiony polski reżyser. Uwielbiam jego interpretację filmowego realizmu magicznego, sielsko-anielską wieś (zwaną Jańciolandem od według mnie najlepszego filmu reżysera, "Jańcia Wodnika") z przydrożnymi świętymi, miłostkami, samozwańczymi czarodziejami, zbuntowanymi kaznodziejami i rozbuchaną przyrodą.
Rzeczywiście najbardziej pokochałam "Jańcia Wodnika" ze wspaniałą tytułową rolą Franciszka Pieczki - jego bohater odkrywa pewnego dnia, że potrafi czynić cuda, wyrusza więc w świat nieść dobro, zostawiając w domu ciężarną żonę. Jańcio nie wie jednak, że jego wieś została przeklęta wcześniej przez Dziada (Olgierd Łukaszewicz) i od tej pory nic już nie będzie takie samo. Drugą wspaniałą kreację w tym filmie stworzył Bogusław Linda - wcielił się on w rolę Stygmy, który stygmaty Jezusa Chrystusa wywołuje za pieniądze.


Jeśli miałabym wybrać jeszcze inne filmy reżysera, które podbiły moje serce, na pewno byłyby to: "Pograbek" (i wspaniali Mariusz Saniternik oraz Grażyna Błęcka-Kolska w rolach głównych), "Historia kina w Popielawach" (który opowiada o tym, kto tak naprawdę stoi za wynalazkiem braci Lumière) i nieprawdopodobnie urokliwe "Jasminum".
Ostatni film Kolskiego, "Zabić bobra" do dzisiaj wzbudza we mnie mieszane (ale nieustająco gorące) uczucia. To według mnie film nie do końca udany, ale z pewnością bardzo ważny. Recenzję możecie przeczytać TUTAJ.


- A czy ktoś z Was czytał ostatnią powieść Kolskiego, "Egzamin z oddychania"? Moja Mama jest w trakcie lektury i z niecierpliwością czekam na komentarz po skończeniu, sama planuję zabrać się za nią po egzaminach, ale chętnie poczytam również Wasze opinie!

Michel Gondry


Michel Gondry jest bardzo wszechstronnym filmowcem: w jego dorobku znajdziemy zarówno filmy fabularne, jak i dokumentalne oraz całą masę teledysków (między innymi dla Björk czy The White Stripes). Ja jednak najbardziej cenię dwa filmy, które jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki podczas seansu przenoszą nas do fascynującego, czarodziejskiego świata. Mam na myśli oczywiście "Zakochanego bez pamięci", czyli niebezpieczne eksperymenty dokonywane na własnej pamięci, oraz "Jak we śnie", bardzo surrealistyczny obraz o potędze snów i wyobraźni, z wątkiem miłosnym w tle.
Muszę przyznać, że gdy pierwszy raz obejrzałam "Zakochanego bez pamięci", uznałam, że jest okropnym, pretensjonalnym chaosem. Z perspektywy czasu jednak widzę, jak bardzo się myliłam: jest to bowiem szalenie mądry, błyskotliwy obraz, w którym wspaniałe role wykreowali Kate Winslet oraz Jim CarreyDzisiaj myślę, że może w wieku czternastu lat miałam nieco inną wrażliwość, a może po prostu ten film trafił na nieswój czas..? Niemniej teraz uważam, że jest to filmowa lektura obowiązkowa. Czy wymazanie z pamięci przykrych wydarzeń przyniosłoby nam wyłącznie ulgę, czy może nieodwracalne szkody? Jak ważne są wspomnienia w kontekście naszej tożsamości? - warto poszukać odpowiedzi właśnie w tym filmie.


To, co podczas seansu zwraca uwagę najbardziej, to (poza intrygującymi historiami) bez wątpienia fantazyjna scenografia. Każde pomieszczenie zdaje się opowiadać zupełnie osobną, oryginalną historię, a każdy znajdujący się w nim przedmiot niesie ze sobą dodatkowe znaczenie (niekoniecznie dla fabuły, czasami wyłącznie dla sceny, a czasami bardzo wprawnie uzupełnia portrety bohaterów).
Wkrótce swoją premierę będzie miał najnowszy film Francuza, "Dziewczyna z lilią", czyli romantyczno-magiczna historia z udziałem Audrey TautouRomaina Durisa i Omara Sy. Nie mogę się doczekać!


Oczywiście, taką listę mogłabym ciągnąć znacznie dłużej: 

Bardzo lubię filmy braci Coen, z tych już obejrzanych zauroczył mnie absurd w "Tajne przez poufne", styl życia Dude'a Lebowskiego czy czarny humor "Fargo", ale także niespokojna atmosfera "To nie jest kraj dla starych ludzi".
(wiecie, że co roku organizowany jest zjazd miłośników i naśladowców Dude'a Lebowskiego? Odtwórcę tej roli, Jeffa Bridgesa tak zafascynowała idea spotkania wielkiej grupy ludzi poprzebieranych za wykreowanego przez niego i braci Coen czołowego filmowego nihilistę, że postanowił zrobić im niespodziankę. Wraz ze swoim zespołem pojawił się na jednym z takich zlotów i zagrał niespodziewany koncert dla oczarowanego tłumu. Przepiękne!)


Z wielką ciekawością sięgam po filmy nowojorskiego artysty, Juliana Schnabela (i bezapelacyjnie najwspanialszym z nich jest dla mnie "Zanim zapadnie noc", biografia kubańskiego pisarza rewolucyjnego, Reinaldo Arenasa - w tę rolę wcielił się niezawodny Javier Bardem), jakiś czas temu zaczęłam poznawać filmografię pochodzącej z Danii Susanne Bier i każdy film autentycznie mnie porusza (recenzję znakomitego "Tuż po weselu" przeczytacie TUTAJ), bardzo cenię umiejętność Davida Finchera do opowiadania emocjonujących, nieco mrocznych historii i kręcenia znakomitych adaptacji, działa też na mnie wrażliwość Todda Haynesa (szczególnie, gdy zajmuje go tematyka szeroko rozumianej tożsamości)...




Natomiast z reżyserujących aktorów bardzo szanuję Clinta Eastwooda (jego "Co się wydarzyło w Madison County" to według mnie jeden z najpiękniejszych melodramatów w historii, który pokazał nieprawdopodobną wrażliwość filmowego Brudnego Harry'ego, zarówno jako reżysera, jak i aktora. Z kolei jego "Rzeka tajemnic" jest jednym z moich ulubionych filmów - znakomicie zagrana, porywająco opowiedziana, miejscami wręcz porażająca i przesmutna historia) oraz George'a Clooney'a (o jego wyczynach z obu stron kamery pisałam TUTAJ). 



Zapraszam Was też na blogowego Facebooka, bardzo się cieszę, że jest tam Was tak wielu!

fotografie: culture.pl, listal.com, kultura.gazeta.pl, europeanmovies.org

1 komentarz:

  1. A mnie "Rzeka tajemnic" niespecjalnie przekonała. Podziwiam, dobry film, 7/10, ale nie wzbudziła specjalnie żadnych emocji podczas seansu.

    OdpowiedzUsuń