Killing Them Softly
reż. Andrew Dominik
scen. Andrew Dominik
2012
Reżyser Andrew Dominik czerpie z wzorców charakterystycznych dla kina Guy'a Ritchie czy Matthew Vaughna i opowiada historię, w której główne role odgrywają pieniądze, gangsterskie porachunki i bardzo prosty plan zemsty.
reż. Andrew Dominik
scen. Andrew Dominik
2012
W pewnym dosyć prowincjonalnym amerykańskim mieście ogromną popularnością cieszy się gra w karty. Najlepsze turnieje do pewnego czasu organizował Markie Trattman (Ray Liotta), dopóki nie strzeliło mu do głowy obrabowanie własnej imprezy (i opowiedzenie o tym kolegom). Ponieważ jednak Markie jest naprawdę przyzwoitym gangsterem, uzyskuje wybaczenie. Gdy jednak turniej Trattmana zostaje obrabowany ponownie, nie tylko Markie jest w gronie podejrzanych.
W mieście pojawiają się nowi gangsterzy i stary porządek zostaje niepokojąco naruszony przez dwóch pół-amatorów (Scoot McNairy, Ben Mendelsohn). Dlatego szara eminencja tego półświatka (Richard Jenkins), wzywa do siebie płatnego mordercę, Jackiego Coogana (świetny Brad Pitt), by ten przywrócił ład dzięki swoim bezwzględnym i niezawodnym metodom.
Zdaję sobie sprawę, że stylizowane sceny przemocy (tutaj ukłon w stronę Quentina Tarantino), śmierć w slow motion, krople deszczu, krople krwi i lecące iskry wielu z Was mogą wydać się nieco efekciarskie. A jednak, mi te elementy spodobały się bardzo, podobnie jak wykreowany w filmie klimat i główny bohater - superprofesjonalista i uosobienie spokoju, który zabija delikatnie, z dystansu, ponieważ nie może znieść błagań o litość (powtórzę: świetna rola Brada Pitta!).
Interesujący jest też wątek Mickey'a (James Gandolfini), któremu Jackie proponuje współpracę przy jednym z zadań. Pomimo że ten element filmu mógłby wydawać się zbędny, postać Mickey'a wspaniale pokazuje upadek etosu gangstera. Mickey, niegdyś niezawodny, teraz nadmiernie się alkoholizuje i spędza większość czasu z prostytutkami. Bardzo w tym filmie spodobał mi się też Ray Liotta. Mam do niego dziwny sentyment - na pewno największy wpływ na to mieli "Chłopcy z ferajny" Martina Scorsese, ale także "As w rękawie" Joego Carnahana (chyba po prostu Ray Liotta zawsze powinien grywać gangsterów...)
Zdaję sobie sprawę, że stylizowane sceny przemocy (tutaj ukłon w stronę Quentina Tarantino), śmierć w slow motion, krople deszczu, krople krwi i lecące iskry wielu z Was mogą wydać się nieco efekciarskie. A jednak, mi te elementy spodobały się bardzo, podobnie jak wykreowany w filmie klimat i główny bohater - superprofesjonalista i uosobienie spokoju, który zabija delikatnie, z dystansu, ponieważ nie może znieść błagań o litość (powtórzę: świetna rola Brada Pitta!).
Równolegle do głównych wątków fabuły reżyser próbuje przemycić dyskurs społeczno-polityczny. W tle (z odbiorników radiowych czy telewizorów) słyszymy górnolotne deklaracje i pompatyczne przemówienia amerykańskich polityków (Obamy, Busha) - to jasne nawiązanie do obecnej sytuacji ekonomicznej, którą komentuje nie tylko reżyser (będący jednocześnie scenarzystą filmu), ale także, w jednej ze scen, zirytowany Jackie Cogan:
Postanowiłam nie opierać się mediom społecznościowym, dlatego jestem też tutaj:
Zapraszam!
fotografie: aceshowbiz.com
fotografie: aceshowbiz.com
Co was tak wzięło dzień po dniu ;) Co myślę więcej o filmie napisałam na Filmowym Abecadle. Chciałam ustosunkować się i do twojej recenzji, ale jedyne co mogę zrobić to podpisać się :) Pewnie jakbym pisała jego recenzję (co już sobie darowałam - ciężko opisać każdy film:) to wychwaliła bym go jeszcze bardziej.
OdpowiedzUsuńFilm mógłby być krótszy, ale ogólnie podobał mi się.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, DaisyLine