22 lipca 2011

Miłość i inne używki


Love and Other Drugs
reż. Edward Zwick
2010

Potencjał w tym filmie od początku był spory - duet aktorski Jake Gyllenhaal & Anne Hathaway i ciekawa tematyka (przede wszystkim nie eksploatowana jeszcze w kinie choroba Parkinsona, na którą cierpi główna bohaterka, ale także - zawiłości rynku, lub raczej: marketingu medycznego).


Film "Miłość i inne używki" zaczyna się jednak niemrawo. Lata 90. Przypadkowe spotkanie łączy dwójkę ludzi, Jamiego i Maggie, którzy początkowo zainteresowani są przelotnym romansem, a my śledzimy rozwijające się między nimi uczucie. Poziom emocji na ekranie jest jednak bardzo letni.


Cóż, film największe zainteresowanie wzbudził we mnie dopiero wtedy, gdy z ekranu padło słowo "viagra". Bo Jake Gyllenhaal jako akwizytor/przedstawiciel handlowy/marketingowiec wypada naprawdę wiarygodnie (trochę lepiej, niż łamacz serc-Don Juan, chociaż, przyznam, że ochoczo rozsyła na wszystkie strony swój ujmujący uśmiech i... sam jest całkiem ujmujący). Właśnie tutaj chyba dochodzi do głosu zjawisko filmowego utożsamienia, bo ja naprawdę kibicowałam Jamiemu, a wspomnianą viagrę od samego początku potraktowałam jako gwarant jego upragnionego sukcesu (bohater porzucił szkołę medyczną, by pokazać apodyktyczym rodzicom, iż nie ma ochoty podporządkowywać się ich wymarzonym ideałom).


Annie Hathaway jest jak zwykle absolutnie czarująca, a rola, którą zagrała zdecydowanie zasługuje na uwagę - niepokoje bohaterki, ale także - jej chorobę Hathaway odegrała w sposób wiarygodny. Maggie daje się lubić, ale jednocześnie nie wzbudza wymuszonego współczucia, co więcej, wcale o nie nie zabiega.


Muszę przyznać, że jest to zdecydowanie film "z momentami". I nie mam tu bynajmniej na myśli nagiego biustu Anne Hathaway. Sceny, w których pokazany jest rozwój romansu Jamiego i Maggie, bywają wciągające, a stopniowe pogłębianie ich wzajemnej fascynacji ukazane poprzez pryzmat... wielkiej pasji Maggie, jaką jest fotografia i szeroko pojęta sztuka w ogóle, to bardzo ciekawy zabieg. Miejscami film wygląda tak, jakby twórcy zagubili gdzieś ideę i poszybowali w stronę kiepskiej komedii dla nastolatków, ale w ostatnim momencie zmienili jednak zdanie.


Co więcej, zauroczył mnie soundtrack do tego filmu, bo jest niesamowicie lekki i przyjemny, a zakończenie, muszę to przyznać, jest nawet odrobinę wzruszające. Odrobinę.


Nie jest to najlepszy film w filmografii Edwarda Zwicka. Producent i reżyser filmów takich, jak "Krwawy Diament", "Ostatni Samuraj" czy "Wichry Namiętności" spróbował swoich sił jako twórca romansu o lekkim zabarwieniu komediowym. Skutek nie jest porażający, jednak "Miłość i inne używki" to film, który można uznać za kawałek całkiem przyjemnej rozrywki.


fotografie: listal.com

7 komentarzy:

  1. Juz od jakiegos czasu chcialam obejrzec, a teraz mnie przekonalas w sumie i jak bede miala ochote obejrzec cos lekkiego to wybiore ten film;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też właśnie od dawna chciałam obejrzeć ten film i myślę, że sięgnę po niego na najbliższy wieczór ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie ten film zanudził. Gra Anne Hathaway zatrzymała mnie do końca.Ja bym wolała mniej scen łóżkowych, w zamian za pokazanie, jak Jamie wspiera ją podczas nasilenia się choroby.Wątek z akwizycja leków, nudny...ale ja ostatnio tez jestem nudna, może stąd taka opinia :)
    Poza tym podobają mi się Twoje recenzje, a że lubię kino, klikam w "obserwuję".

    OdpowiedzUsuń
  4. HoneyBunny, pandorcia, dajcie znać, jak Wam się podobał film, gdy go już obejrzycie :)

    galopek, dziękuję za miłe słowa!
    co do filmu, ja też początkowo myślałam, że brakuje mi pogłębienia uczucia i pokazania ich relacji podczas samej choroby, jednak z drugiej strony, bałabym się, że podobne sceny mogłyby być trochę zbyt ckliwe.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnio udało mi się obejrzeć "Zakochaną Jane" z tą aktorką. Skusiłaś mnie na ten film, zobaczymy czy Hathaway wypadła również dobrze:) Dzięki za recenzję. Świetnie się Ciebie czyta.

    OdpowiedzUsuń
  6. NIe oglądałam tego filmu i chyba muszę to zrobic!

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie się podobał i naprawdę nie tylko dlatego, że Jake jest taki bosssski!!! :-) pzodrawiam, fajowy blog! :))

    OdpowiedzUsuń