4 lipca 2011

Magiczne Projekcje Zastępczej Rzeczywistości (część 1)


Czym jest film i kim dla obrazu jest reżyser? Nie ma, wbrew pozorom, jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, bo dla wielu widzów słownikowe objaśnienia są co najmniej niedokładne. Znany od renesansu topos boga-artysty, twórcy spektaklu na scenie teatru, jakim jest świat, w epoce srebrnego ekranu zaczął nabierać dodatkowego sensu. Tym razem, bóg-reżyser jest nie tyle znacznie bardziej wizjonerski, co dysponuje ogromnymi możliwościami technologicznymi i grzechem byłoby z nich nie korzystać. Ponadto, to reżyser stwarza świat, który staje się znakiem rozpoznawczym jego twórczości. Powracające w kolejnych filmach motywy, scenerie czy postaci nie oznaczają jednak powtarzalności, braku pomysłów ani kryzysu kreatywności. W przypadku największych filmowych wizjonerów, powracanie w filmografii do starannie wykreowanego świata to znak konsekwentnego, bardzo indywidualnego stylu.


Jednym z najbardziej charakterystycznych reżyserów-wizjonerów jest Terry Gilliam. Pracę w przemyśle filmowym zaczynał jako rysownik i autor animacji, a będąc jedynym Amerykaninem w grupie Monty Pythona szerokiej publiczności dał się poznać jako aktor komediowy. Gilliam–reżyser to twórca o ogromnej wyobraźni i bezkompromisowym krytycyzmie w stosunku do rzeczywistości, jak również - osoba obdarzona nieprawdopodobnym zmysłem estetycznym.


Sprzeciwia się konserwatywnemu myśleniu, mentalnej biurokratyzacji życia codziennego, a filmy, które tworzy, są tego swoistym manifestem. Takim obrazem jest "Parnassus". Grupa ludzi podróżuje po Londynie ze swoim magicznym teatrem i wydaje się być całkowicie niezauważalna przez społeczeństwo, pochłonięte dobrodziejstwami nowoczesnych technologii, próbujące za wszelką cenę złapać uciekający czas. Wiktoriański teatr obwoźny z jarmarcznymi dekoracjami, proponujący widzom krótką podróż do świata z ich marzeń, staje się areną odwiecznej walki dobra ze złem, którą symbolizuje diabelski układ zawarty między doktorem Parnassusem (Christopher Plummer), a demonicznym panem Nickiem (Tom Waits).


Spotkanie cierpiącego na amnezję Tony'ego (postać zagrana została przez czterech aktorów ze względu na śmierć pierwotnie odgrywającego ją Heatha Ledgera - oprócz niego w Tony'ego wcielili się Jude Law, Colin Farrell i Johnny Depp) jest dla tytułowego bohatera ostatnią szansą nie tylko na renesans teatru, ale także na pokonanie ciemnych stron mocy.


Świat, do którego można wejść przez czarodziejskie lustro – największy skarb tej dziwacznej trupy - oszałamia plastycznym kunsztem i zachwyca feerią barw oraz ekstrawagancją idei.


Doktor Parnassus jest w pewnym sensie alter ego samego Gilliama. Reżyser między swoimi sukcesami ("Las Vegas Parano", "12 Małp") kilkakrotnie tworzył projekty będące spektakularnymi klęskami (jak planowana od lat historia na motywach "Don Kichota").


Parnassus wykorzystuje swoją nieśmiertelność na to, by swoją działalnością chociaż odrobinę zmienić świat. Gilliam, jako dziecko kontrkultury lat 60. część swojej osobowości oddaje także Noah – jednemu z bohaterów "Krainy Traw" – ekranizacji powieści Mitcha Cullina.


Noah (Jeff Bridges) to hippis, który po śmierci żony zostaje sam z kilkuletnią córeczką, Jelizą-Rose. Ona, nie mając wsparcia w ojcu, którego głównym sensem życia jest alkohol i branie narkotyków, całymi dniami bawi się na łące główkami swoich starych lalek Barbie, traktując je jak najlepsze przyjaciółki i jedyne powiernice. On buntuje się przeciwko życiu samemu w sobie. Uczy swoje dziecko, jak podawać narkotyk, by sam nie musiał ruszać się z fotela i po jego przyjęciu zapada w długotrwały letarg.


Noah nie jest jednak z gruntu zły. Jego ucieczka od życia jest wyrazem przejmującej tęsknoty za światem, z którego pochodzi i formą ukrycia się przed odpowiedzialnością, do której nigdy nie dorósł. Jeliza-Rose natomiast, po śmierci ojca, zostaje zupełnie sama. Poznaje Dell i jej niepełnosprawnego umysłowo brata Dickensa, spędza wiele godzin na strychu, a widz nie wie do końca, czy to, co widzi niejako oczami dziewczynki jest prawdą, czy tylko wytworem jej imaginacji.


Film Gilliama, uznany za wyjątkowo brutalny to nie tylko bardzo wierna ekranizacja książki Cullina. To przede wszystkim westchnienie za miejscami, które w swoim prymitywizmie były ucieleśnieniem nieskończonej wolności. Wrażenie okrucieństwa potęguje jednak fakt, iż całą akcję oglądamy oczami małej, delikatnej Jelizy-Rose.


Ciąg dalszy nastąpi,
Jest to fragment tekstu opublikowanego w trzecim numerze Eclectic Magazine.


fotografie: allmoviephoto.com, listal.com, parismatch.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz