Balada triste de trompeta
reż. Álex de la Iglesia
2009
reż. Álex de la Iglesia
2009
Krwawa groteska w szaro-czarnych barwach, poturbowani przez życie bohaterowie i smoliście czarny humor - "Hiszpański cyrk", najnowszy film Álexa de la Iglesii to film, który można pokochać, albo wyłączyć z poczuciem totalnego niesmaku. Ja byłam zauroczona.
Głównymi tematami filmu są zemsta, żądza i namiętności, a główna oś historii rozgrywa się w krajobrazach podupadłego cyrku. Reżyser świetnie bawi się toposem klauna, niejako rozbijając go na dwie postacie - Sergio (Antonio de la Torre), wesoły klaun jest u Iglesii uosobieniem fałszu - śmieszny na scenie po zdjęciu maski okazuje się być brutalem, natomiast Javier (Carlos Areces), smutny klaun, obarczony dramatami przeszłości, całą tragedię swojego przejmująco smutnego dzieciństwa pragnie przelać w kreowaną przez siebie postać. Mężczyzn łączy (a może - rozdziela?!) ogromna namiętność do akrobatki Natalii (Carolina Bang), która bawiąc się ich uczuciami napędza spiralę przemocy, szaleństwa i bólu.
Gdy na ekranie pojawiły się napisy końcowe, pomyślałam (jak zapewne wielu innych widzów): Álex de la Iglesia jest/musi/chce być hiszpańskim Quentinem Tarantino. Jednak wkładanie go do takiej szufladki jest dość krzywdzące: reżyser garściami czerpie nie tylko z dziedzictwa światowego kina czy amerykańskiej popkultury, bo "Hiszpański Cyrk", na swój perwersyjny sposób wciąż pozostaje filmem na wskroś hiszpańskim, przemycając delikatnie cytaty z historii i tradycji.
Co ciekawe, Álex de la Iglesia w swojej filmowej twórczości sięga po tematy z pogranicza horroru i groteski, tworzy antyutopie, w których umieszcza klaunów, wykolejeńców i terrorystów-mutantów (jest między innymi reżyserem filmu "Perdita Durango", opowieści o kapłanie voodoo, który porywa dwójkę nastolatków chcąc złożyć ich w ofierze swoim bogom, zagranym przez samego Javiera Bardema na moment przed rozpoczęciem się jego błyskotliwej międzynarodowej kariery).
W doborze tematów oraz ich realizacji de la Iglesia wydaje się być bezkompromisowym entuzjastą, przez co, przyznaję, dla mnie jest jednym z najciekawszych hiszpańskich twórców.
fotografie: listal.com, sgomistika.com, baladatristedetrompeta.blogspot.com
Wpadłam poinformować, że w ramach blogowego konkursu/łańcuszka wytypowałam Cię do zabawy One Lovely Blog Award - to wyróżnienie dla interesujących blogów :) Nie wiem czy chce Ci się w to bawić, ale jakby co wszelkie informacje są u mnie na blogu. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie tym filmem, ale muszę przyznać, że zniechęca mnie fakt iż z Twojego opisu wnioskuję, ze to dość ciężki film... i tego troszkę się boję...
OdpowiedzUsuńNawiązując do Twojego poprzedniego tekstu ;) o zawodzących filmach... w tym roku czekałam tylko na jeden. Na Harrego Pottera :) jestem wierną fanką i jutro idę do kina. Mam nadzieję, że o zawodzie pisać nie będę musiała ;p
P.S. maa-k ;) właśnie Rzym jest jednym z naszych pomysłów :) ale na troszkę dłużej... W Chorwacji byliśmy i wrócimy tam niebawem :) ale nie w tym roku...
To musi być ciekawy film! Nie słyszałam o nim. Z chęcią się za nim rozejrze!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!