reż. Raoul Ruiz
scen. Raoul Ruiz
2006
Lubicie filmy o malarzach?
Ja kiedyś naprawdę uwielbiałam je oglądać (pisałam o nich nawet wiele miesięcy temu TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ), do czasu, aż w moje ręce wpadł film "Klimt" w reżyserii Raoula Ruiza.
Biografia austriackiego malarza-symbolisty Gustava Klimta, prawdopodobnie najbardziej znanego przedstawiciela secesji wydaje się być znakomitym materiałem na filmową historię. Silna osobowość kobieciarza rozwijającego swoją sztukę w czasie dekadenckiego przełomu IXX i XX wieku, pragnącego stworzyć dzieło totalne, wtnikające z nieograniczonej swobody twórczej, niesplątanego żadymi konwenansami... Niestety, obraz z 2006 roku to kolejny film zmarnowanej szansy.
Raoul Ruiz chyba od początku założył, iż jego film nie będzie biografią 1:1. To pozwoliło mu na znacznie większą swobodę, ale jednocześnie - po zderzeniu się z wielką sztuką i osobowością Klimta, reżyser wpadł w pułapkę, w której jego film stał się wydmuszką, jedynie ładnie oprawioną kostiumami i scenografią.
Ruiz przez większą część filmu opowiada nam lekko schizofreniczną historię, w której Gustav Klimt (John Malkovich), targany namiętnością do pewnej tajemniczej kobiety (Safron Burrows), ścigany przez wścibskiego sekretarza (Stephen Dillane) jawi się widzowi jako egocentryczny brutal. Zaryzykuję stwierdzenie, że Klimt miał być tutaj uosobieniem fin de siecle'u, jednak skończyło się na (zapewne dobrych) chęciach.
Ja w tej historii nie znalazłam głębszego sensu, a dodanie rozmetaforyzowanych wątków pozbawia biografię błyskotliwości i większość filmu zmienia w pseudoartystyczną papkę. Być może ktoś kiedyś jeszcze podejmie się sportretowania Klimta, byśmy mogli zachwycić się filmem tak, jak zachwycamy się na przykład "Pocałunkiem"...
PS. Być może to tylko moje zbyt daleko idące wnioski, ale czasami miałam wrażenie, że pochodzący z Chile reżyser nadaje historii klimat bardziej południowoamerykański, niż europejski?
fotografie: moviesonline.ca, silenzio-in-sala.com
Ja kiedyś naprawdę uwielbiałam je oglądać (pisałam o nich nawet wiele miesięcy temu TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ), do czasu, aż w moje ręce wpadł film "Klimt" w reżyserii Raoula Ruiza.
Biografia austriackiego malarza-symbolisty Gustava Klimta, prawdopodobnie najbardziej znanego przedstawiciela secesji wydaje się być znakomitym materiałem na filmową historię. Silna osobowość kobieciarza rozwijającego swoją sztukę w czasie dekadenckiego przełomu IXX i XX wieku, pragnącego stworzyć dzieło totalne, wtnikające z nieograniczonej swobody twórczej, niesplątanego żadymi konwenansami... Niestety, obraz z 2006 roku to kolejny film zmarnowanej szansy.
Raoul Ruiz chyba od początku założył, iż jego film nie będzie biografią 1:1. To pozwoliło mu na znacznie większą swobodę, ale jednocześnie - po zderzeniu się z wielką sztuką i osobowością Klimta, reżyser wpadł w pułapkę, w której jego film stał się wydmuszką, jedynie ładnie oprawioną kostiumami i scenografią.
Ruiz przez większą część filmu opowiada nam lekko schizofreniczną historię, w której Gustav Klimt (John Malkovich), targany namiętnością do pewnej tajemniczej kobiety (Safron Burrows), ścigany przez wścibskiego sekretarza (Stephen Dillane) jawi się widzowi jako egocentryczny brutal. Zaryzykuję stwierdzenie, że Klimt miał być tutaj uosobieniem fin de siecle'u, jednak skończyło się na (zapewne dobrych) chęciach.
Ja w tej historii nie znalazłam głębszego sensu, a dodanie rozmetaforyzowanych wątków pozbawia biografię błyskotliwości i większość filmu zmienia w pseudoartystyczną papkę. Być może ktoś kiedyś jeszcze podejmie się sportretowania Klimta, byśmy mogli zachwycić się filmem tak, jak zachwycamy się na przykład "Pocałunkiem"...
PS. Być może to tylko moje zbyt daleko idące wnioski, ale czasami miałam wrażenie, że pochodzący z Chile reżyser nadaje historii klimat bardziej południowoamerykański, niż europejski?
fotografie: moviesonline.ca, silenzio-in-sala.com
widziałam ten film :) bardzo mi się podobał, uwielbiam filmy biograficzne artystów :) pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńDobra propozycja i chhętnie obejrzę
OdpowiedzUsuń"Klimta" nie oglądałam, uwielbiam natomiast "Dziewczynę z perłą", co skłania mnie do zobaczenia również i te pozycji :)
OdpowiedzUsuń"Dziewczyna z perłą" to film dużo bardziej kameralny, refleksyjny... tutaj panuje dość dużo chaosu :)
OdpowiedzUsuńJa też przymierzam się do obejrzenia filmu o Modiglianim, bo Andy Garcia w roli głównej bardzo dobrze rokuje :)
Andy Garcia jako Modigliani to brzmi apetycznie :)
OdpowiedzUsuń