28 grudnia 2010

David Lynch


Dzisiaj swoje urodziny obchodzi 
wspaniała, utalentowana Juanka
której zdjęcia możecie podziwiać TUTAJ i TUTAJ.
Z tej okazji życzę jej samych wspaniałych chwil, 
nieustającej pogody ducha, niewyczerpanych źródeł inspiracji 
i powodzenia w maju !!!

Wiele tygodni temu obiecałam jej, że napiszę coś o jej ulubionym reżyserze i, niestety, na obietnicach się skończyło, ponieważ ja do Davida Lyncha czuję wielką obojętność. Przyznaję szczerze, że nie mam serca do oglądania i późniejszego interpretowania jego surrealistycznych wizji filmowych, jednak z drugiej strony potrafię zrozumieć, dlaczego jest to twórca mający tak ogromne rzesze fanów (czy wręcz fanatyków).

Kiedyś przeczytałam pogląd, według którego Lynch jest tak naprawdę najbardziej wyrachowaną osobą w historii kina. Pomimo że sam przyznaje, jakoby jego filmy odznaczały się nieprawdopodobną logiką, w rzeczywistości - przez wiele lat swojej działalności zdołał tak zmanipulować opinię publiczną, iż obecnie nie wypada po prostu przyznać, że jest inaczej.


Autor tej wypowiedzi dowodził również, że Lynch tak naprawdę realizuje swoje chore wizje składając je w zupełnie dowolny sposób, bo... sprawia mu to wielką przyjemność i cieszy go, że można do tego dopisać każdą opinię (od "najlepszy film Lyncha" po "najgorszy film Lyncha" w konkurencyjnych magazynach) oraz niemal każdą interpretację (w myśl zasady - ile osobowości, tyle poglądów).

Przyznam, że skłaniam się do przyznania racji.

Ale przejdźmy do faktów. David Lynch był czterokrotnie nominowany do Oscara, ale nigdy nie należał do twórców kasowych, wysokobudżetowa adaptacja "Diuny" z 1984 okazała się klapą, dochód niemal wszystkich filmów pochodzi z rynków europejskich. Nie dziwi więc fakt, że kilka ostatnich filmów Lyncha najchętniej finansowali Francuzi (Canal +). I paradoksalnie, mimo że reżyser mieszka w Los Angeles i podkreśla, że żadne miasto nie jest dla niego bardziej odpowiednie, największym szacunkiem darzy go Europa. On sam, po pobycie w Polsce, zakochał się w Łodzi, podkreślał, jak bardzo podobają mu się stare, opuszczone fabryki i postindustrialna architektura miasta.


Lynch często kręci film bez gotowego scenariusza (jak było na przykład w wypadku "Inland Empire"). Pojawia się pomysł, na planie są aktorzy gotowi na wszystko, kamery czekają na naciśnięcie przycisku REC, a nad wszystkim czuwa reżyser ze swoimi wizjami. Jednak sam Lynch nie uznaje tego za improwizację, a podążanie za ściśle określoną ideą, którą przekazuje współpracownikom podczas niekończących się prób, bo, jak sam podkreśla, najważniejsza jest komunikacja. Ponadto, przyznaje, że jego pomysły nie pochodzą z koszmarów sennych, a raczej urzeka go "senna logika", bo, jak wspominałam na początku, podkreśla, że jego filmy są "logiczne, logiczne i jeszcze raz logiczne".

Jego debiutancki film pełnometrażowy, "Głowę do Wycierania" (1977) Francis Ford Coppola pokazywał aktorom na planie "Czasu Apokalipsy", by osiągnęli pożądany przez niego stopień szaleństwa. Ten sam film zrobił równie ogromne wrażenie na George'u Lucasie, który zaproponował Lynchowi wyreżyserowanie VI epizodu "Gwiezdnych Wojen".


fotografie: allmoviephoto.com, aceshowbiz.com
część materiału do tekstu pochodzi z artykułu Bartosza Żurawieckiego, "Z wizytą w imperium", magazyn FILM, nr 04/2007.

2 komentarze:

  1. no oczywiście, że przy kręceniu filmów kieruje się logiką - LOGIKĄ SNÓW. dlatego trzeba pozwolić sobie, oglądając jego dzieła, na plastyczność własnego umysłu - otwartość na wizje, które niosą w sobie pewne senne archetypy i toposy. nie wszystko, co dobre, musi być podane od A do Z.

    OdpowiedzUsuń
  2. i przy okazji dopisuję się do życzeń dla Juanki :) pozdrawiam. Laura.

    OdpowiedzUsuń