reż. Krzysztof Lang
scen. Anita Nawrocka, Paweł Trześniowski
2009
To jest, niestety, kolejna komedia romantyczna ułożona według niemal identycznego schematu - mamy więc Julię (nowa twarz polskiego kina - Karolina Gorczyca) - prostolinijną, śliczną młodą dziewczynę. Zdradzona przez chłopaka postanawia wziąć się w garść, uciec z małej nadmorskiej miejscowości i rodzinnej smażalni ryb, ale ponieważ z rozpaczy rezygnuje z egzaminu na studia, musi rozpocząć ostrą walkę o przetrwanie w wielkim mieście Warszawa.
scen. Anita Nawrocka, Paweł Trześniowski
2009
To jest, niestety, kolejna komedia romantyczna ułożona według niemal identycznego schematu - mamy więc Julię (nowa twarz polskiego kina - Karolina Gorczyca) - prostolinijną, śliczną młodą dziewczynę. Zdradzona przez chłopaka postanawia wziąć się w garść, uciec z małej nadmorskiej miejscowości i rodzinnej smażalni ryb, ale ponieważ z rozpaczy rezygnuje z egzaminu na studia, musi rozpocząć ostrą walkę o przetrwanie w wielkim mieście Warszawa.
Jest Kacper (doskonały w każdym calu Marcin Dorociński) - przystojny, odrobinę niepokorny młody fotograf, Czarny Charakter to Marlena (Urszula Grabowska) - bezwzględna, tyranizująca współpracowniczki właścicielka agencji modelek, jest też osoba, która w ostatnim momencie wpłynie na bieg akcji - przyjaciółka Marleny (Izabela Kuna) i, co stało się chyba trendem w polskich filmach o miłości, pojawia się anioł stóż - osoba doświadczona, stateczna, dobra dusza i wyrocznia (Barbara Brylska).
Julia, wypatrzona w salonie fryzjerskim przez agentkę rozpoczyna swój burzliwy romans ze światem mody. Zakochuje się w fotografie Kacprze i... mamy mały mezalians, gdyż na ultraprzystojnego mężczyznę poluje nikt inny jak Marlena.
Nie będzie zaskoczeniem, gdy powiem, że film jest pełen kryptoreklam, przewidywalny i zbyt luksusowy, a dobroć, szczerość i talent dziewczyny oraz wspomniany przeze mnie, pozornie nieoczekiwany zwrot akcji doprowadzą do słodkiego happy endu.
W filmie nie brak może tytułowej miłości - trochę naiwnej i zbyt szybkiej, płytkiej, chociaż w pięknych kolorach i na zdjęciach najwyższej jakości - mi zabrakło tytułowego wybiegu! Możemy obejrzeć sekwencję z pokazu Macieja Zienia (sam projektant pokazuje się przez chwilę na ekranie) i drugą, z pokazu Vistuli, jednak twórca autentycznie zainteresowany modą mógłby zrobić z tego filmu obraz kultowy z perspektywy czysto modowej, wykreować świetne wizerunki i zadbać o to, aby widz czuł się szczerze zaintrygowany tym, co noszą na sobie aktorzy. To nazwałabym swoistą ignorancją.
Nie będzie zaskoczeniem, gdy powiem, że film jest pełen kryptoreklam, przewidywalny i zbyt luksusowy, a dobroć, szczerość i talent dziewczyny oraz wspomniany przeze mnie, pozornie nieoczekiwany zwrot akcji doprowadzą do słodkiego happy endu.
W filmie nie brak może tytułowej miłości - trochę naiwnej i zbyt szybkiej, płytkiej, chociaż w pięknych kolorach i na zdjęciach najwyższej jakości - mi zabrakło tytułowego wybiegu! Możemy obejrzeć sekwencję z pokazu Macieja Zienia (sam projektant pokazuje się przez chwilę na ekranie) i drugą, z pokazu Vistuli, jednak twórca autentycznie zainteresowany modą mógłby zrobić z tego filmu obraz kultowy z perspektywy czysto modowej, wykreować świetne wizerunki i zadbać o to, aby widz czuł się szczerze zaintrygowany tym, co noszą na sobie aktorzy. To nazwałabym swoistą ignorancją.
Nie skreślam jednak tego filmu zupełnie, bowiem nie jest to obraz tak na wskroś zły jak na przykład "Tylko mnie kochaj" czy "Dlaczego nie". Mamy kilka interesujących ról drugoplanowych (szczególnie Tomasz Karolak), piękne plenery, kilka niezłych kwestii w dialogach, główna bohaterka nie jest jeszcze zmanierowana, całość jest naprawdę przyjemna i wybitnie randkowa i, co absolutnie najważniejsze: jeśli ktoś zadałby mi pytanie, dlaczego ma pójść na "Miłość na wybiegu" odpowiadam bez wahania jednym słowem: Dorociński.
Podczas oglądania tego filmu ostatecznie przekonałam się, że oglądanie Marcina Dorocińskiego w każdym filmie sprawia mi niemal dziką przyjemność. Co prawda do tej pory nie śledziłam jego kariery zbyt uważnie, ale przyznaję, że to był błąd i od pewnego czasu nadrabiam zaległości. Zachwycił mnie w "Boisku Bezdomnych", w "Pitbullu" stworzył kreację doskonałą. Nawet w scenie pierwszego spotkania Julki i Kacpra i w zupełnie ostatniej scenie filmu Dorociński, że się tak wyrażę, mówi Desperem, co dodaje mu jeszcze więcej uroku.
Jest to (kolejna) polska opowieść o Kopciuszku. I ja naprawdę ją kupuję - ze względu na obsadę, ale oczywiście, polskie komedie romantyczne to jeden z tych gatunków, które mają tyle samo przeciwników, co zwolenników, dlatego radzę obejrzeć pewnego dnia przy chęci na "coś lekkiego" i samodzielnie zdecydować, do której grupy się przyłączyć.
Każdy film, w którym gra Dorociński awansuje u mnie o trzy gwiazdki w górę (nawet jeżeli jest "do bani"). No i zapomniałaś o "Rozmowach Nocą", "Ogrodzie Luizy" i "Vinci" (2004); tam też Desper pokazuje na co go stać.
OdpowiedzUsuńNie widziałam "Ogrodu Luizy" ani "Vinci" i chciałam przemilczeć tę ignorancję ;)
OdpowiedzUsuńOgród Luizy ci się będzie bardzo podobał.
OdpowiedzUsuń