11 lutego 2013

(moje) Ulubione role Javiera Bardema, część 2.


Dzisiaj druga część mojego prywatnego rankingu ulubionych ról Javiera Bardema, kolejność znów chronologiczna.


Carlos Santamaría - "Poniedziałki w słońcu" (reż. Fernando León de Aranoa, 2002)


Film o grupie bezrobotnych stoczniowców z północnej Hiszpanii jest z jednej strony niesamowicie smutny, ale z drugiej pokazuje, jak bohaterowie starają się sobie z tą sytuacją poradzić. Protagoniści filmu (a wśród nich - grany przez Bardema Carlos) próbują za wszelką cenę wnieść do swojego życia kroplę radości (co więcej, o niektórych dramatach czy problemach rozgrywających się za ich plecami wie wyłącznie widz, dlatego uczucie smutku towarzyszy mu znacznie częściej, niż bohaterom!). Wszyscy wykazują się także niezłomnością i ogromną determinacją - to kameralne, ale ważne i refleksyjne kino, które (mimo że bardzo silnie zaangażowane społecznie) nie traci na aktualności nawet w 10 lat po premierze.

Ramón Sampedro - "W stronę morza" (reż. Alejandro Amenábar, 2004)


Ramón Sampedro był pięknym, aktywnym młodzieńcem, gdy wskutek nieszczęśliwego wypadku (i, co najbardziej okrutne, trochę z własnej winy...) zostaje przykuty do łóżka na resztę swojego życia. Trzydzieści lat później Ramón decyduje się odejść i nawet odmowa prawa do eutanazji nie każe mu przestać myśleć o śmierci. Przeciwnie - Ramón myśli o niej znacznie częściej.


Alejandro Amenábar porusza w filmie tematy kontrowersyjne, ale stara się uniknąć oceny czy moralizowania, co więcej, śmierć w wielu scenach jest bardzo poetycka, oniryczna, niedopowiedziana. Bardem natomiast po raz kolejny dowodzi tą rolą, że jest znakomitym aktorem: jego bohater, pozbawiony fizycznej ekspresji, komunikuje się ze światem nie tylko za pomocą słów, ale także całą gamą uczuć i emocji, które stają się pełnoprawnym protagonistą "W stronę morza"

Anton Chigurh - "To nie jest kraj da starych ludzi" (reż. Joel Coen, Ethan Coen, 2007)


Tytułowy kraj w filmie braci Coen jest bezkresną, jałową ziemią, na której można znaleźć skarby będące nie - możliwością odmiany życia, a, przeciwnie - kamykiem, który poruszy lawinę, wskutek której życie już nigdy nie będzie takie samo. To kraj ludzi odważnych, ale też zmęczonych. Zdeterminowanych, ale i zupełnie samotnych. 


A Javier Bardem w roli psychopatycznego mordercy (która przyniosła mu Oscara) jest porywający - nie szarżuje emocjami (jak w "Skyfall"), ale jest w stanie wzbudzić trwogę jednym jedynym spojrzeniem.

Uxbal - "Biutiful" (reż. Alejandro González Iñárritu, 2010)


Jeśli chodzi o ten film, jestem absolutnie nieobiektywna, bo to dla mnie wprost zachwycający obraz. Oszałamiający i jednocześnie bolesny, ponieważ rzeczywistość, którą portretuje Alejandro González Iñárritu jest okrutna i właściwie nie ma w niej nic pozytywnego - godność osobista nielegalnych imigrantów jest tu sprowadzona do absolutnego minimum, a słowo "rodzina" staje się właściwie tylko pustym hasłem (jedyną świętością w tym piekle jest według mnie ojcostwo, a Javier Bardem w roli kochającego opiekuna dwójki swoich dzieci naprawdę chwyta za gardło). A jednak, jest w tym filmie coś, co każe mi go cenić wyjątkowo wysoko...


A czy są takie filmy z Javierem Bardemem, których zupełnie nie lubicie?

fotografie: listal.com

1 komentarz:

  1. Zakochuję sie w nim coraz bardziej. Niedawno obejrzałam - przedwczoraj - "Bjutiful" i przepadłam zupełnie. Naprawdę dawno żaden film tak nie trafił nie tylko w moje gusta ale nie wywołał też tyle emocji. Zdecydowanie muszę sięgnąć po jego starsze filmy!

    OdpowiedzUsuń