17 stycznia 2011

Golden Globe Awards 2011


Rozdanie Złotych Globów już za nami, trzeba przyznać, że obyło się bez większych niespodzianek... Najbardziej chyba cieszy mnie nagroda dla Colina Firtha - w filmie "Jak Zostać Królem" wciela się on w postać króla Jerzego VI, którego największym problemem jest... niemożność wysłowienia się. Colin Firth ma znakomitą passę, którą na dobre rozpoczął świetną rolą w "Samotnym Mężczyźnie" Toma Forda (pisałam o nim TUTAJ).


Cóż więcej?
W kategorii najlepszego filmu w wielu pomniejszych rozdaniach nagród (przedoscarowe nagrody krytyków ważnych amerykańskich miast, etc) przoduje "The Social Network", który także i tym razem został uznany najlepszym dramatem, co więcej, David Fincher po raz kolejny udowodnił wielką klasę i zdobył Złoty Glob za najlepszą reżyserię. Ja z całego dorobku Finchera chyba najbardziej lubię "Grę" z 1997 roku (chociaż, nie mogę odmówić niczego ani "Fight Clubowi" ani "Se7en").


Najlepszą aktorką w dramacie została Natalie Portman, którą szczerze uwielbiam. W "Czarnym łabędziu" Darrena Aronofsky'ego stworzyła bardzo ciekawą postać chorobliwie ambitnej baletnicy (której zapał nieustannie podsycany był niespełnionymi ambicjami... jej matki). Skupiona na pracy panienka z zasadami z dnia na dzień zmienia się w robota, który dla roli zrobi wszystko, w histeryczkę, którą opanowuje mania prześladowcza, w mistrzynię sceny, w postać tragiczną. Brawa.


Świetnym wyborem jest także przyznanie nagrody za najlepszy serial dramatyczny produkcji "Zakazane Imperium" (pierwszy odcinek wyreżyserował nikt inny, jak sam Martin Scorsese). Znakomity serial, wyraziste postacie, wspaniale oddane realia Ameryki w czasach prohibicji i świetne aktorstwo - nic dziwnego, ze nagroda dla najlepszego aktora w serialu dramatycznym przypadła w udziale Steve'owi Buscemi.


Cieszy mnie także nagroda dla Ala Pacino za rolę w  filmie telewizyjnym "You Don't Know Jack", uhonorowanie Roberta de Niro za całokształt wydaje się być czystą formalnością, z kolei nagroda za drugoplanową rolę dla Christiana Bale'a w filmie "Fighter" może być dla niego nie tylko przepustką do Oscara, ale także - coraz ciekawszych ról. Wydaje mi się bowiem, że był on do tej pory dość niedoceniany i, chyba przede wszystkim, postrzegany przez pryzmat grania legendy komiksu - Batmana.



Zapraszam na Facebooka!
Zgłosiłam także mój blog do corocznego onetowego konkursu Blog Roku (kategoria: Kultura), możecie podglądnąć TUTAJ i, jeśli macie ochotę, wysłać SMS o treści E00167 na numer 7122. Koszt SMS to 1,23 zł brutto. Dochód z głosowania zostanie przekazany na turnusy rehabilitacyjne dla osób niepełnosprawnych.
Do zakończenia głosowania pozostały niecałe 3 dni.

fotografie: kingsspeech.com, allmoviephoto.com

4 komentarze:

  1. a co myslisz o tym filmie the kids are alright ? bo ja widzialam i troche mnie znudził, nie podejrzewalam ze dostanie nagrode

    OdpowiedzUsuń
  2. niestety, jeszcze go nie obejrzałam. W ogóle po recenzjach czy kampanii nie spodziewałam się, że może skasować konkurencję, tym bardziej muszę go zobaczyć!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zobaczysz, to zadaj sobie pytanie: czy to komedia, czy też musical :) Bale był wspaniały już w "Imperium słońca", inne niezłe filmy i role to choćby "Prestiż", czy "I am not there", "The New World", "American Psycho" czy "Equilibrium". Śmiem Łabędzicę stawiać ponad The Social Network, ale sprawa ptactwa wydaje się pogrzebana, Portman pewnie docenią, samego filmu i Aronofskiego już nie. No i mnie jako wielbiciela Reznora cieszy decyzja w sprawie muzyki (inna sprawa, że robił lepsze rzeczy niegdyś).

    OdpowiedzUsuń
  4. Mój przedmówca mnie ubiegł.

    OdpowiedzUsuń