28 stycznia 2010

Obywatel Milk


Mój ulubiony film wśród wszystkich pokazywanych w minionym roku w polskich kinach.


"Milk"

2008
reż. Gus van Sant

scen. Dustin Lance Black


Przede wszystkim - doskonały
Sean Penn. Rola Harvey'a Milka, pierwszego otwarcie przyznającego się do homoseksualizmu polityka, który został wybrany do władz miejskich (USA) przyniosła mu drugiego Oscara.
Jego bohater jest paletą stanów, emocji, zachowań.
Milk-wizjoner, Milk-społecznik, Milk-przywódca dusz.

Niesamowity instynkt, bezbłędna hipnoza.
Nie można prawdopodobnie być tak wielkim fanem Seana Penna, jak moja Mama, można też nie lubić tej postaci pod wieloma względami, jednak każdy po obejrzeniu "Obywatela Milka" zgodzi się z naszą wspólną opinią - Penn to niezaprzeczalny geniusz aktorskiej różnorodności ("Sam", "Rzeka Tajemn
ic", "21 gramów", "Słodki Drań"...) i jego każdą kolejną rolę ogląda się z wypiekami na policzkach.


Znakomite są w tym filmie również postacie drugoplanowe - partnerzy Milka (
Diego Luna i świetny James Franco - daleki od typu romantycznego kochanka-Tristana, dzięki któremu kilka lat temu pojawił się w masowej świadomości nastoletnich poszukiwaczek ideałów męskości, tu pozwala nam przypomnieć, że jest nie tylko etatowym ciastkiem, ale bardzo obiecującą postacią w amerykańskim kinie).


Nie można także pominąć współtwórców jego kampanii wyborczej (
Emile Hirsch, Lucas Grabeel) i jego zabójcy - fanatycznie dążącego do przejęcia politycznej władzy Dana White'a (bardzo dobry Josh Brolin).

Ostatnio przeczytałam w wywiadzie dla
"Interwiev" przesłodką anegdotę opowiedzianą przez Gusa van Santa:

Pisząc scenariusz Dustin Lance Black umieścił na samym początku skryptu scenę seksu miedzy Milkiem, a jego ówczesnym partnerem. Przed wysłaniem gotowego scenariusza do najróżniejszych sponsorów i aktorów, obaj z van Santem zdecydowali się na jej usunięcie z tekstu, w obawie przed negatywnym odbiorem potencjalnych współpracowników i przed tym, że nikt nie zdecyduje się na doczytanie scenariusza do końca.
Sean Penn przeczytał również okrojony scenariusz i na pierwszym poważnym spotkaniu przed filmem powiedział do van Santa: "Wiesz, tak naprawdę potrzebujemy tylko jeszcze poważnej sceny seksu od razu na samym początku"...

- Jeśli kiedykolwiek będziecie szukali definicji instynktu, wiecie już, gdzie szukać.



fot. Hedi Slimane dla "Interwiev"

fotografie: filmweb.pl

3 komentarze:

  1. dzie ku je my! :D
    milo to slyszec, bardzo przydatny jest Twoj blog, osobiscie przekonalam sie do kilku filmow i slusznie. pozdrawiaam(y)

    OdpowiedzUsuń
  2. rewelacyjny film, zrobił na mnie ogromne wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Film rzeczywiście rewelacyjny,a Sean Penn jest tutaj po prostu genialny(jak wszędzie z resztą...Polecam "Przed egzekucją"). Jedyne co może razić to ścisły podział na to co dobre,a co złe(Heteroseksualiści-zacofana ciemnota,Geje-bojownicy o wolność). Jednak wydaje mi się,że przyczyną tego jest społeczeństwo amerykańskie,które ma tendencje do popadania ze skrajności w skrajność. W takim wypadku reżyser wykonał świetną pracę,opowiedział historię, nie narzucając widzowi jej rozumienia,pozostawiając własnej ocenie!Jak dla mnie jeden z lepszych filmów Van Santa(w przeciwieństwie do słabego "Paranoid Park")

    OdpowiedzUsuń