26 września 2011

Skóra, w której żyję

La piel que habito
reż. Pedro Almodóvar
scen. Pedro Almodóvar
2011



Brak dostępu do komputera wprowadził tutaj pewne opóźnienie, jednak ciągle jest jeszcze odpowiedni moment, by napisać Wam, że Pedro Almodóvar po raz kolejny nakręcił wspaniały film. To obraz, w którym znajdziemy nie tylko elementy charakterystyczne dla hiszpańskiego mistrza, ale także - bardzo aktualną tematykę.


Robert Ledgard, wybitny chirurg (Antonio Banderas w najwyższej formie) mieszka w wielkim domu ze swoją oddaną asystentką Marilią (Marisa Paredes) i zagadkową Verą (Elena Anaya). Jest rok 2012 i Ledgard odsłania przed światem swoje wielkie odkrycie - skórę superodporną na wszelkie czynniki zewnętrzne (muszę przyznać, że zaprezentowanie tego tematu jest swoiście szokujące, Almodóvar nie wchodzi w rolę spowiednika współczesnej chirurgii czy genetyki, ale pozostawia otwartą furtkę do dyskusji). 


Dowiadujemy się także, iż jest on osobą bardzo skrytą, samotną i... niezwykle tajemniczą. W późniejszych retrospektywach kawałek po kawałku odkrywamy przyczyny zachowania
Ledgarda, poznajemy jego dramatyczną historię i w pewnym sensie zaczynamy go rozumieć.


Roberta ciężko jednak polubić, bo to mężczyzna bezwzględny, ogarnięty obsesją i żądzą zemsty. Obsadzenie w tej roli Antonio Banderasa okazało się znakomitym wyborem (Almodóvar pracował z nim już wcześniej przy pięciu filmach i Banderas zawsze podkreśla, że to właśnie ta znajomość otworzyła mu drzwi do wielkiego sukcesu). Po rolach czarujących Don Juanów w średnim wieku, ciepłych ojców rodzin czy przygodzie z dubbingiem zagranie tak niejednoznacznej postaci pozwoliło przypomnieć widzom, że Antonio Banderas jest naprawdę znakomitym aktorem. Elena Anaya w roli Very wnosi do filmu wiele świeżości, a jej naturalna delikatność jeszcze mocniej wzbogaca tę postać.


"Skóra, w której żyję"
to film bardzo precyzyjny, zarówno pod względem treści, jak i wizualnie (warto zwrócić uwagę chociażby na oszałamiające wnętrze laboratorium Ledgarda). Mimo że historia została zaczerpnięta z powieści "Tarantula" Thierry'ego Jonqueta, Almodóvar idealnie potrafił zaadaptować ją na swoją wrażliwość. Wspaniale błyskotliwe dialogi, z charakterystyczną nutą groteski i absurdu ("Mam szaleństwo w trzewiach" - mówi Marilia spoglądając z dystansu na poczynania swoich synów), a także - kapitalne, nic nie znaczące dla fabuły epizody (Agustin Almodóvar w roli mężczyzny, który oddaje do second-handu ubrania po swojej niewiernej żonie) dodają filmowi jeszcze więcej charakteru. 


Bardzo uderzające jest też to (a ja w stylu
Almodóvara naprawdę to uwielbiam!), że maestro chętnie sięga do korzeni kultury świata hiszpańskojęzycznego i garściami korzysta ze stylistyki znanej z południowoamerykańskich oper mydlanych.


Jedyne, co mnie w tym filmie odrobinę rozczarowało, to zakończenie - uważam, że film byłby jeszcze bardziej intrygujący, gdyby skończył się kwadrans wcześniej, bo niespodziewany zwrot akcji w końcówce odrobinę zburzył mi cały obraz w tej historii.


Pedro Almodóvar jest w naprawdę świetnej formie. Opowiada zajmującą, poniekąd wstrząsającą historię zachowując w niej 100% swojego stylu. Wielka klasa.

fotografie: listal.com

8 komentarzy:

  1. Koniecznie muszę się na to wybrać. Almodovar to jeden z moich ulubieńców:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to tylko oglądać, zachęcająca recenzja:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie się oglądało z drżeniem w trzewiach ;) to chyba dobry znak :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Muszę pójść - koniecznie! Dzięki za recenzję, czekałam na nią:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję bardzo za tyle miłych słów!!!
    Przyznam, że może zazwyczaj traktuję Almodóvara dosyć bezkrytycznie, ale akurat ten film to naprawdę arcydzieło.

    OdpowiedzUsuń
  6. czytam już czwartą recenzję tego filmu (twoja oczywiści bardzo fajna) ale jakoś nadal nie jestem przekonana by to obejrzeć; eh może mam jakiś lęk przed Almodówarem ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Aniu, ja się Tobie wcale nie dziwię - ja uwielbiam Almodóvara naprawdę najbardziej w świecie, ale zawsze też uważałam, że nie warto się do niego (właściwie chyba do niczego tak naprawdę) przekonywać na siłę :)
    pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  8. Warto, warto! Jeden z ciekawszych filmów jaki ostatnio widziałem! Dzięki za recenzję :)

    OdpowiedzUsuń