Dzisiaj swoją premierę ma najnowszy film maestro Pedro Almodóvara, "Skóra, w której żyję" ("La piel que habito"). Koniecznie napiszcie mi, czy już widzieliście ten film lub czy planujecie go zobaczyć (ja do kina wybieram się w poniedziałek i już od dawna nie mogę się doczekać!)!
Przede wszystkim - Almodóvar po raz pierwszy sięga po powieść budując scenariusz do swojego filmu (a jest to "Tarantula" Thierry'ego Jonqueta). Po drugie, jest to szósty film, jaki Pedro ALmodóvar zrealizował z Antonio Banderasem (po "Labiryncie namiętności", "Prawie pożądania", "Matadorze", "Zwiąż mnie!" i "Kobietach na skraju załamania nerwowego"). Cieszy mnie to tym bardziej, że to mój najulubieńszy duet reżyser-aktor.
W filmie występują także między innymi Elena Anaya (określana jako kandydatka na nową muzę Almodóvara) oraz Marisa Paredes (znana z filmów "Wszystko o mojej matce" czy "Kwiat mojego sekretu").
Pedro Almodóvar powiedział o swoim nowym dziele w ten sposób:
Istnieją procesy nieodwracalne, drogi, z których nie ma odwrotu, podróże w jedną stronę. „Skóra, w której żyję” to opowieść o kobiecie, która przemierza taką drogę wbrew swojej woli, zmuszona przemocą. Jej losy są wynikiem wyroku wydanego przez jedną osobę, jej największego wroga, który pragnie ostatecznego odwetu. „Skóra, w której żyję” opowiada o zemście.
Porzuciłem naśladownictwo mistrzów gatunku (między innymi dlatego, że nie wiedziałem do jakiego właściwie gatunku film ma należeć) i odciąłem się od własnej twórczości: wiedziałem tylko, że narracja filmu powinna być oszczędna i rzeczowa, pozbawiona wizualnej retoryki i drastyczności, chociaż we fragmentach, których nie oglądamy, krew leje się gęsto.
Istnieją procesy nieodwracalne, drogi, z których nie ma odwrotu, podróże w jedną stronę. „Skóra, w której żyję” to opowieść o kobiecie, która przemierza taką drogę wbrew swojej woli, zmuszona przemocą. Jej losy są wynikiem wyroku wydanego przez jedną osobę, jej największego wroga, który pragnie ostatecznego odwetu. „Skóra, w której żyję” opowiada o zemście.
Porzuciłem naśladownictwo mistrzów gatunku (między innymi dlatego, że nie wiedziałem do jakiego właściwie gatunku film ma należeć) i odciąłem się od własnej twórczości: wiedziałem tylko, że narracja filmu powinna być oszczędna i rzeczowa, pozbawiona wizualnej retoryki i drastyczności, chociaż we fragmentach, których nie oglądamy, krew leje się gęsto.
W tej podróży towarzyszyli mi:
José Luis Alcaine, autor zdjęć, któremu nie tłumaczyłem, czego chcę, a raczej skupiałem się na tym, czego nie chcę. On zaś potrafił nadać obrazom gęstości, połysku i mroku, które najlepiej pasowały do filmu.
Muzyk Alberto Iglesias - jedyny znany mi artysta pozbawiony ego; jest niestrudzony, wszechstronny, cierpliwy i potrafi podejść do pomysłu od zupełnie nowej strony, jeśli nie jestem zadowolony, a przy tym podporządkowuje się wymogom opowieści i mojej wizji.
A także aktorzy – wielkoduszni i rzetelni mimo oczywistego dyskomfortu, jaki stwarzały niektóre sceny.
A także aktorzy – wielkoduszni i rzetelni mimo oczywistego dyskomfortu, jaki stwarzały niektóre sceny.
Być może jestem tendencyjna - Pedro Almodóvar jest bowiem moim absolutnie najulubieńszym reżyserem wszech czasów - ale uważam, że naprawdę trzeba zobaczyć ten film. Recenzję, w której potwierdzę lub obalę tę tezę opublikuję w przyszłym tygodniu, a tymczasem - jak już pisałam, czekam na Wasze komentarze!
Jeszcze nie zdecydowałam, czy się wybiorę. W pierwszej kolejności chyba będą "Debiutanci". Na ten film wybieram się od tygodni ;) A potem zobaczymy. Ciekawa jestem, co napiszesz po. Czekam!
OdpowiedzUsuńNa pewno się wybiorę. Moim najulubieńszym filmem Almodovara jest "Drżące ciało". Zawsze chętnie do niego wracam. Tymczasem czekam na skrupulatną recenzję:)
OdpowiedzUsuńMoim najulubieńszym filmem Almodóvara też jest "Drżące ciało"! Udało mi się niedawno przetłumaczyć znaleziony gdzieś bardzo ciekawy tekst samego Almodóvara o filmie, na razie cały jest w odręcznych notatkach, ale z tej okazji na pewno poświęcę "Drżącemu ciału" osobny wpis!
OdpowiedzUsuńJa również bardzo cenię Almodovara, więc film z pewnością obejrzę. Ciekawe, czy Anaya zostanie u niego na dłużej i rzeczywiście zastąpi Cruz. Trochę świeżości na pewno nie zaszkodzi:)
OdpowiedzUsuńWspaniały film! Ja też wielbię Almodovara:)
OdpowiedzUsuń