29 sierpnia 2013

Trzy Metry Nad Niebem

Tres Metros Sobre El Cielo
reż. Fernando González Molina
scen. Ramón Salazar
2010


Bardzo lubię melodramaty, tak samo, jak bardzo lubię płakać na filmach i wczuwać się w zawiłe czy tragiczne losy głównych bohaterów. I pomimo tego, "Trzy metry nad niebem", uznawane przez tysiące (nie tylko hiszpańskich) nastolatek za jeden z najbardziej emocjonujących obrazów dekady, wydał mi się filmem nie tyle niemal pozbawionym emocji, co absolutnie kuriozalnym. 
I wcale nie dlatego, że być może zdążyłam wyrosnąć z fascynacji high school dramas.


Hugo (Mario Casas) i Babi (María Valverde) poznają się w mało romantycznych okolicznościach - w ulicznym korku. Ich drogi jednak będą krzyżować się wielokrotnie, by zdążyli stracić dla siebie głowę i rozpocząć zakazany romans: dziewczyna pochodzi bowiem z eleganckiej, zamożnej i nieco konserwatywnej rodziny, chłopak natomiast był sądzony za napad, bywa niepokojąco agresywny i na dodatek skrywa mroczny sekret, który stał się bezpośrednią przyczyną jego przemiany z wzorowego ucznia w przywódcę miejscowego gangu motocyklowego. 
Dlaczego "Trzy metry nad niebem" to dla mnie film-kuriozum? Przede wszystkim to absolutny koktajl gatunków. Melodramatyczna opowieść przeplata się z sekwencjami wyjętymi z filmów sensacyjnych, elementy komediowe mieszają się ze scenami akcji, a dramat sąsiaduje tu z nieco patetycznymi kadrami młodzieżowego romansu. A co najważniejsze, przez cały seans miałam wrażenie że film Gonzáleza Moliny jest parodią (lub chociaż pastiszem) każdego z tych gatunków.


"Trzy metry nad niebem" to produkcja, która żyje swoim życiem zupełnie poza filmową opowieścią. Wcielający się w główne role Mario Casas i María Valverde prywatnie są parą, hiszpańska młodzież z upodobaniem cytuje scenarzystów (tytułowe trzy metry nad niebem oznaczają bowiem stan pełnej ekscytacji czy nieskończonego szczęścia odczuwanych z powodu odnalezienia miłości życia), a kampania promocyjna sequelu była w Hiszpanii tak intensywna, że po pierwszej części spodziewałam się obfitości emocji lub po prostu przyjemnego filmu na wieczór z przyjaciółkami.
Niestety (i pomimo wysportowanych mężczyzn bez koszulek i natchnionych dziewcząt z problemami), film zamiast poruszyć wszystkie struny naszej uczuciowości, wzbudzał pusty śmiech niedowierzania.
A może jesteśmy już po prostu zupełnie zgorzkniałe?



fotografie: listal.com

12 komentarzy:

  1. Miałam podobne odczucia wobec tego filmu. Spodziewałam się porywającej historii, a na seansie nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli jak będę się chciała rzewnie pośmiać, to obejrzeć sobie to kuriozum? :P

    OdpowiedzUsuń
  3. sam plakat już nie zachęca. połączenie dramatycznego romansu z filmem sensacyjnym. o boże, to musi być straszne :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z twoją recenzją w stu procentach. Ten film to moje największe rozczarowanie ostatnich miesięcy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety nie oglądałam hiszpańskiego remake, ale włoską produkcję i z tego co pamiętam (przyznam, że wszystkie komedie romantyczne po czasie zlewają mi się w jedną całość), to nie było to takie najgorsze. Za to kontynuację ("Tylko Ciebie chcę"), jak na przewrotnego widza przystało, już wybrałam sobie hiszpańską. Wytrwałam do końca cudem. Na Clarę Lago nie dało się patrzeć, była nieestetyczna do granic możliwości, a na dodatek miała w sobie coś irytującego.
    Aż włączyłam, by się upewnić i to właśnie w tym filmie widziałam najbardziej nieapetyczny akt seksualny kina (no nie licząc "Big love"). Nie polecam najgorszemu wrogowi.

    OdpowiedzUsuń
  6. Też miałam podobne odczucia. Po obejrzeniu filmu zastanawiałam się, czy jest on przeznaczony dla bardzo wąskiej grupy odbiorców (początkujące nastolatki), czy widziałam już za dużo melodramatów, czy za bardzo się nastawiłam na coś dobrego. Nie wiem co jest przyczyną, ale wiem jedno - nie powalił mnie ten film.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Widziałam ten film na ostatnim Tygodniu Kina Hiszpańskiego. Dawno się tak dobrze nie śmiałam na filmie romantycznym. Mimo że czasami pojawiają się momenty poważne to jednak publika już nie reaguje na subtelne gesty bohaterów. Mnie też poniosły salwy śmiechu. O wiele lepszy w tym roku był film z Casasem "Grupo 7" - zajrzyj do mnie: http://kinoswiata.blogspot.com/2013/03/tydzien-kina-hiszpanskiego_25.html
    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie rozumiem was kompletnie dla mnie film jest świetny i mogę go oglądać codziennie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też tak uważam :D film jest po prostu cudowny :D bohaterzy super :D wszystko bardzo mi się podobało nie rozmyślałam tego filmu tak dokładnie żeby aż dzielić go na romantyzmy czy sensacje !!! biorę pod uwagę całokształt nawet jeśli raz jest scena romantyczna a za chwilę sensacyjna to uważam, że scenariusz jest tak dobrze napisany, że przejścia z jednej sceny do drugiej są dobre ja osobiści nie odczuwałam wielkich różnic między cechami scen. :D bardzo lubię takie filmy :d A Trzy metry nad niebem ma u mnie pierwsze miejsce :D

      Usuń
  9. To w końcu nie wiem, czy wybrać się, czy nie. Jedni polecają, innych odrzuca...

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie_zgorzkniała8 lutego 2015 14:40

    zdecydowanie zgorzkniałe. Obawiam się, że ciężko będzie dogodzić.

    OdpowiedzUsuń