27 września 2011

American Beauty


We Wrocławiu wakacje skończyły się tak szybko i niespodziewanie, że warto łapać jeszcze każdą chwilę wolności, luzu i słońca. W cudną złotą jesienną pogodę nie powinnam Was zachęcać do spędzania godzin w kinie czy przed telewizorem (na to będzie jeszcze cała masa okazji za kilka tygodni!), ale już dzisiaj zapowiem kolejny konkurs, tym razem organizowany dzięki uprzejmości Wydawnictwa Wojciech Marzec, a świetnym przyczynkiem do tego będzie kultowy już film Brytyjczyka, Sama Mendesa - "American Beauty".


Główny bohater filmu, Lester (Kevin Spacey) cierpi na ewidentny kryzys wieku średniego. W jego życiu pozornie jest wszystko w najlepszym porządku - wspaniała żona (karierowiczka), świetna (chociaż odrobinę sfrustrowana) córka, dobra praca, piękny dom... Lester postanawia postawić wszystko na jedną kartę, wywrócić dotychczas znaną rzeczywistość do góry nogami i, rzeczywiście, robi to. Z dosyć przerażającymi skutkami. Jeśli widzieliście "American Beauty" to wiecie, że nie warto mówić więcej - ten film po prostu trzeba zobaczyć. Ja chcę się dzisiaj skupić na jego KOLORACH.


WŚCIEKŁA CZERWIEŃ

"W filmie widzimy przesycone czerwienią płatki róż kłębiące się w ustach Lestera i czerwoną kurtkę Angeli (Mena Suvari) kontrastującą z jej dziewiczo białą wanną. Intensywne czerwienie w komiczny sposób naprowadzają nas na urojoną żądzę Lestera. W tych hiperrealistycznych czerwieniach zawarta jest złowieszcza wróżba. Są odrobinę za ciemne, jakby kryły w sobie zwodniczą zachętę. Pochodzą z rzeczywistości, której bliżej do koszmaru sennego niż marzenia. (...) Powtarzalność czerwieni omamia nas do tego stopnia, że przyzwyczajamy się do niej. Sprytnie, a wręcz sadystycznie film wymusza na nas wyczekiwanie czerwieni. Lecz kiedy czerwona krew rozbryzguje się na białej ścianie, nie jesteśmy na to przygotowani..."


PASYWNY BŁĘKIT

"Jedną z rzeczy, jaką warto wiedzieć o właściwym "widzeniu" filmu jest to, że prawie zawsze ekran wypełnia motyw barwny. Ukryty, tylko czeka na t, by go zauważyć. Jest tam, by wywrzeć na tobie wpływ. Kolor biurka Kevina Spacey tak naprawdę nie jest szary. Jego błękitny odcień wpływa na to, jak postrzegamy Lestera. Ten, jakże ważny, blado-niebieski kolor sygnalizuje bierność i bezsilność bohatera (...). To kolor dnia, w którym nie mamy ochoty na robienie czegokolwiek. To idealna trampolina dla postaci, która za chwilę przejdzie zmianę z pasywnej na aktywną, jak Lester."


Czy kiedykolwiek zastanawialiście się nad rolą KOLORU w filmie? W tym temacie warto zapoznać się z pewną książką:


Przytoczone fragmenty pochodzą właśnie z publikacji Patti Bellantoni, "Jeśli to fiolet, ktoś umrze. Teoria koloru w filmie" wydanej nakładem Wydawnictwa Wojciech Marzec i właśnie tę książkę będziecie mogli wygrać w moim kolejnym blogowym konkursie. Trzy egzemplarze czekają, a konkurs już pod koniec tygodnia!
Tymczasem zapraszam Was na blogowego Facebooka.



fotografie i plakat: listal.com, allmoviephoto.com
bibliografia: Bellantoni P., "Jeśli to fiolet...", Warszawa 2010, str. 27-28.

3 komentarze:

  1. Powiem szczerze, że rzadko się zastanawiam, ale często mimowolnie się tym kolorem zachwycam. Zapewne tak było czerwienią w "American beauty". Uwielbiam ten film nie tylko za ten kolor. Za Anette i Kevina!

    OdpowiedzUsuń
  2. Conrad Hall i Sam Mendes stworzyli dwa wielkie pod względem operatorskim. Polecam komentarze reżyserskie na DVD z "American Beauty" i "Droga do Zatracenia" - bardzo często tłumaczy ujęcia od strony barwnej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka ma intrygujący tytuł, chętnie bym się nią zajęła;)

    OdpowiedzUsuń