9 lutego 2011

Guilty Pleasures no 1


Dzisiaj kilka słów o filmach obiektywnie złych/ nienajlepszych/ ostro i powszechnie krytykowanych/ przereklamowanych/ lekko obciachowych, które jednak we mnie (i prawdopodobnie w wielu podobnych mi osobach) wzbudzają całe masy dobrych uczuć. Co jakiś czas będę Wam opisywała kolejne filmy, które są przyjemnością na tyle grzeszną, że za ich oglądanie w średniowieczu na pewno palono by na stosie.


"Bodyguard"
reż. Mick Jackson
scen. Lawrence Kasdan
1992

Dziewczęta, która z Was nie płakała na finałowej scenie? Albo która nie marzyła o tym, by spotkać mężczyznę tak wspaniałego, że warto by było dla niego wyskoczyć ze startującego helikoptera? No właśnie... Jest wiele powodów, dla których trzeba obejrzeć i uwielbiać film (zrealizowany według pomysłu samego Steve'a McQueena), w którym słynna prześladowana piosenkarka zakochuje się w swoim wspaniałym ochroniarzu. On, ratując jej życie, zostaje postrzelony na rozdaniu Oscarów (!) a i tak wszystko kończy się hiperwzruszającym happy endem.


Plus Whitney Houston i Kevin Costner w rolach głównych. I "I will always love you" (wiedzieliście, że tę piosenkę napisała sama Dolly Parton?!), "I have nothing" oraz "Run to you" na soundtracku. Klasyka gatunku, wyciskacz łez plus słynna scena Whitney z szablą.


"Spice World"
reż. Bob Spiers
scen. Kim Fuller, Jamie Curtis
1997


"Spiceworld" na video był moim Mrocznym Przedmiotem Pożądania, dlatego możecie wyobrazić sobie moją radość na granicy ekstazy, gdy taki prezent znalazłam przy łóżku w pewien mikołajkowy poranek (Mamuniu! Do dzisiaj mam ciarki, gdy o tym myślę, nie mogliście z Tatusiem lepiej wybrać !!!). Geri, Emma, Mel B, Mel C i Victoria - to przecież heroski zmierzchu XX wieku.


Dla mnie - największej fanki zespołu Spice Girls, ten film był po prostu szałowy. Pokazanie pięciu dni przed wielkim londyńskim koncertem Spicetek na żywo, cała masa ich hitowych piosenek, kiczowate, obłędne kostiumy plus inwazja kosmitów, narażenie na szwank ich dozgonnej przyjaźni, ciężarna przyjaciółka czy niezapomniany wyścig z czasem ich wielkim spicebusem (z Victorią Posh Spice za kierownicą...) - nie można nie docenić tego filmu w kontekście spiceszału, który ogarnął miliony dziewcząt.


POLECAM ten film jako możliwość kapitalnego powrotu do przeszłości i przypomnienia sobie, jak bardzo chciało się mieć koturny (dziewczyny, którą byłyście? Ja byłam Geri).
I jeszcze jedno. Zwróćcie uwagę na to mistrzowskie aktorstwo (za te fenomenalne role każda Spicetka otrzymała Złotą Malinę):


Tyle wrażeń na dziś.
Zapraszam na Facebooka
i zapewniam, że ciąg dalszy nastąpi.
Oczywiście, piszcie koniecznie o wszystkich swoich filmowych guilty pleasures, na pewno macie ich całą masę!

9 komentarzy:

  1. hahaha:D:D moja guilty pleasure to "Pamiętnik" z Rachel Mc Adams i Ryanem Goslingiem;) widziałam około 10 razy ;)
    dobrego dnia!
    J.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam, że nigdy nie widziałam całego "Bodyguarda" ani nawet nie wiedziałam o tym filmie o Spicetkach, no ale nigdy nie byłam ich fanką, jakoś mnie to ominęło :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłam na Spice World aż 2 razy, pamiętam ten film do dziś;) Nawet, jeśli był, jak to ładnie ujęłaś, "obiektywnie nienajlepszy". O ile dobrze pamiętam, była to też jedna z pierwszych moich samodzielnych wypraw do kina, tylko z koleżanką:)

    OdpowiedzUsuń
  4. ciekawe podejście do tematów ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię 'Bodyguarda' :) Spiceworld nie oglądałam. A moim guilty pleasure jest 'Dear John'. Ten film - pomimo średniej jakości aktorstwa Chunninga - jest cudowny. Często do niego wracam. I do soundtracku.
    Uścisk!

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę, polecam "Spiceworld" jako ciekawostkę kinematograficzno-popkulturową..! Zapewniam, że wrażenia będą niezapomniane ;)
    Delikatessen na pewno coś o tym wie :)

    "Pamiętnik" widziałam - niektóre sceny są absolutnie przepiękne.
    a "Dear John" czeka na mnie w kolejce!

    Ps. Pozdrawiam ciepło i dziękuję za wszystkie miłe słowa !!!

    OdpowiedzUsuń
  7. moja ulubiona scena w Pamiętniku to ta z łabędziami (a może to były białe kaczki?):))aż mi się zachciało obejrzeć ją znowu:))
    a apropos' łabędzi- widziałam dziś czarnego.. według mnie bardzo dobry, cudowny..mam ochotę iść na "Jezioro Łabędzie" teraz!:)
    uściski
    J.

    OdpowiedzUsuń
  8. @dotblogg
    oczywiście, masz 100% racji, scena z ptakami (to chyba jednak były dzikie gęsi!) jest absolutną wisienką na torcie!
    "Czarnego Łabędzia" też udało mi się już zobaczyć. Ten film nie podbił mojego serca i nie zawojował w mojej liście ulubionych filmów, jednak, zgodzę się z Tobą - jest bardzo dobry.
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  9. Heh, tez tak czekałąm i też dostałam :D

    OdpowiedzUsuń