17 września 2014

Boyhood

reż. Richard Linklater
scen. Richard Linklater
2014


Mason (Ellar Coltrane) i Samantha (Lorelei Linklater) są rodzeństwem. Poznajemy ich, gdy Mason jest dosyć zamkniętym w sobie, bujającym w obłokach pięciolatkiem, a jego starsza siostra - przemądrzałą fanką Britney Spears. Ich rodzice rozstali się kilka lat temu: matka (Patricia Arquette) postanawia wrócić do koledżu i znów poukładać sobie życie. Ojciec (Ethan Hawke) natomiast, nieco zbyt mocno wierzy w siłę i ideały swojej (przemijającej niestety) młodości. 
"Boyhood" to dwanaście lat z życia tej rodziny. Lat zupełnie zwykłych, a jednocześnie bardzo, bardzo wciągających.


Jest coś, co nie pozwala mi spojrzeć na ten film tak, jak na większość innych. Mam na myśli oczywiście proces twórczy. Instynkt podpowiada mi, że czas kręcenia filmu (który trwał dokładnie tyle, ile czas akcji jego fabuły, czyli dwanaście lat) nie powinien mieć wpływu na jego ocenę, a jednak przyznam, że Richard Linklater i jego ekipa wzbudzili we mnie autentyczny podziw. 
Historia jest też bardzo dobrze zmontowana, spójna i przemyślana - film jest nie tylko zbiorem epizodów z życia przeciętnej, patchworkowej rodziny. To jednocześnie pamiętnik, który wzrusza i pokazuje jej zmiany na przestrzeni wielu miesięcy, pod wpływem pozornie zwyczajnych (czy wręcz nudnych) wydarzeń każdego dnia. Dlatego "Boyhood" naprawdę mi się podoba.


To również film nieźle napisany, miejscami autentycznie zabawny, jednak nie wszyscy bohaterowie wzbudzili we mnie jednakową sympatię. Nie polubiłam głównego bohatera, bo wydał mi się nieco zbyt zblazowany (choć jednocześnie jego ideały wieku nastoletniego są mi się całkiem bliskie). Za to bohaterka Patricii Arquette to moja absolutna faworytka - mam wrażenie, że właśnie ta rola była największym wyzwaniem ze wszystkich, najbardziej dynamiczna i zwyczajnie najbardziej intrygująca.


Świat według Richarda Linklatera widziany oczami dorastającego chłopca jest, paradoksalnie, tak pospolity i tuzinkowy, że nie sposób przejść koło niego obojętnie. I właśnie w tej zwyczajności tkwi siła filmu "Boyhood".


fotografie: listal.com

8 komentarzy:

  1. to już kolejne miejsce w sieci, w którym natknęłam się na informacje o tym filmie. muszę go koniecznie obejrzeć! (:

    OdpowiedzUsuń
  2. szczerze mówiąc nie miałam jeszcze okazji oglądać tego filmu. dużo o nim słyszałam, różnych opinii, ale chciałabym mieć własną, koniecznie muszę nadrobić ;)
    świetny blog, przyda mi się taki w followersach, zawsze nowości ze świata kina, dodaję do obserwowanych!

    http://coeursdefoxes.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny blog. Dobrze czasem poczytać o naprawdę udanych produkcjach filmowych

    OdpowiedzUsuń
  4. Też podobała i się rola Arquette. Jako nastolatka miałam wiele wspólnego z głównym bohaterem, teraz jestem po drugiej stronie lustra, jestem mama, ale nadal ..nie znam odpowiedzi na najważniejsze pytania, popełniam błędy. Choć kilkanaście lat temu byłam pewna, ze ci po trzydziestce to mają już na pewno wszystko rozkminione. Nie maja. ci po 60. tez nie. I dlatego ten film jest taki piękny.

    OdpowiedzUsuń
  5. czy nicole na końcu filmu nie była tą nicole z podstawówki, której podobały się obcięte włosy głównego bohatera?

    OdpowiedzUsuń
  6. A mnie film nie zachwycił. Chyba zyskał sławę na tym, że był kręcony 12 lat, bo pod względem fabuły i realizacji był całkiem przeciętny. Nie słaby, ale też bez rewelacji. Dla mnie ta zwyczajność nie była siłą, a raczej słabością.
    http://pudelka-zapalek.blogspot.com/2015/05/boyhood.html

    OdpowiedzUsuń