Powrót do domu to powrót do regularnego blogowania!
Na początek, żeby zachować ciągłość cyklu stworzonego kilka miesięcy temu (a są to wpisy z moimi filmowymi odkryciami minionego miesiąca), kilka słów na temat seriali, które obejrzałam na początku tego roku:
"The Killing"
Przyznam szczerze, że dosyć długo nie mogłam zabrać się do oglądania, pomimo setek pozytywnych komentarzy, docierających do mnie z każdej strony. Dopiero moja przyjaciółka, z którą mieszkałam przez ostatnie kilka miesięcy, nieustannym powtarzaniem tytułu "The Killing" niemal zmusiła mnie do jego obejrzenia i cóż... był to oczywiście strzał w dziesiątkę.
Dwa pierwsze sezony naprawdę mnie wciągnęły. Uwielbiam dwójkę głównych bohaterów z ich słabościami, obsesjami i przeszłością.
Motto sezonów jest jednocześnie wskazówką, czym będą zajmować się detektywi Sarah Linden (Mireille Enos) i Stephen Holder (Joel Kinnaman): muszą znaleźć odpowiedź na pytanie "Kto zabił Rosie Larsen?". Wkrótce okazuje się, że w zabójstwo zamieszane może być zarówno środowisko polityczne Seattle (ogarnięte gorączką przedwyborczą), jak i mieszkająca nieopodal społeczność Indian (ze swoimi własnymi prawami i specyficznym minipaństwem w państwie)... co więcej, nawet przeszłość rodziców dziewczyny i jej szkolni znajomi to kolejne tropy w tej przeciwnej układance.
"American Horror Story: Asylum"
Gdy uleciała ze mnie początkowa euforia, patrzę na "American Horror Story" nieco krytycznym okiem, a jednak wciąż naprawdę bardzo go lubię. Szczególnie sezon drugi, "Asylum", którego akcja rozgrywa się w szpitalu psychiatrycznym Briarcliff. Instytucję prowadzoną twardą ręką przez siostrę Jude zaludnia nie tylko galeria osobliwych pacjentów, ale również wyjątkowo unikatowy personel.
Niepokojąca atmosfera, świetnie zarysowane postacie (szczególnie kobiece, w które wcieliły się znakomite Jessica Lange, Lily Rabe, Frances Conroy i Sarah Paulson, ale także mój ulubiony doktor Oliver Thredson, czyli Zachary Quinto) oraz miejsce (i jego klimat) i czas w których rozgrywają się wydarzenia - szpital psychiatryczny w latach 60. XX wieku - sprawiają, że oglądanie serialu to rodzaj pewnej, miejscami nieco masochistycznej, przyjemności.
Niepokojąca atmosfera, świetnie zarysowane postacie (szczególnie kobiece, w które wcieliły się znakomite Jessica Lange, Lily Rabe, Frances Conroy i Sarah Paulson, ale także mój ulubiony doktor Oliver Thredson, czyli Zachary Quinto) oraz miejsce (i jego klimat) i czas w których rozgrywają się wydarzenia - szpital psychiatryczny w latach 60. XX wieku - sprawiają, że oglądanie serialu to rodzaj pewnej, miejscami nieco masochistycznej, przyjemności.
Próbowałam obejrzeć kolejny, trzeci sezon serialu ("Sabat"), jednak pierwszy odcinek skutecznie mnie zniechęcił.
A może ktoś z Was oglądał i jednak poleca? Chętnie przeczytam opinie!
A może ktoś z Was oglądał i jednak poleca? Chętnie przeczytam opinie!
"Girls: Sezon 3"
O Lenie Dunham i jej twórczości filmowo-serialowej pisałam na blogu już wcześniej (wszystkie teksty znajdziecie TUTAJ), jednak nie mogłabym nie napisać o niej ponownie.
Pierwszy sezon "Girls" był dla mnie absolutnym szałem. Oglądałam go dwukrotnie i dopiero za drugim razem odkryłam wszystkie najbardziej emocjonujące detale (i jeszcze bardziej doceniłam błyskotliwość scenariusza!). Drugi sezon był dla mnie nieco rozczarowujący i, miejscami niestety męczący.
fotografie: blogs.elperiodico.com, seriesadictos.com, rollingstone.com, fanpop.com, culturefly.co.uk, sheknows.com.
pierwszy i trzeci tytuł oglądam - są fantastyczne :) jeśli chodzi o 3. sezon to 'The Killing' to zdania są wśród fanów podzielone - mąż woli 3. sezon, ja z kolei rozwiązywanie zagadki śmierci Rosie. American Horror Story mam na liście do obejrzenia, ale ze względu na to, że horrory to nie mój gatunek, to ciągle znajduję coś bardziej pilnego do obejrzenia :)
OdpowiedzUsuńKocham "Grils" :D ze względu na samą Lenę, nawet nie tą serialową, ale w ogóle - jest fenomenalna :D
OdpowiedzUsuńCo do "Girls" to mi się właśnie wydaje że teraz bohaterki stały się baaardzo irytujące. Wszystkie oprócz Hannah, którą razem z Adamem i Rayem ogląda mi się najlepiej. Ale Jessa mnie wkurza swoim zachowaniem (choć brawa dla Leny, że konsekwentnie buduje jej postać "niegrzecznej dziewczynki"), podobnie Shosh, która jest zupełnie inną dziewczyną niż była w pierwszym sezonie, a poza tym praktycznie w ogóle Lena jej nie poświęca miejsca. Marnie natomiast ciągle utyskuje na swój los, a nie robi nic by go zmienić. I tak od ośmiu odcinków, co się robi już nudne.
OdpowiedzUsuń