Dzisiaj (w nawiązaniu do środowej Kinomaszyny, o której pisałam TUTAJ) napiszę o kilku filmach, w których jedną z głównych ról gra... Nowy Jork.
Jednym z reżyserów, który szczególnie lubi portretować Nowy Jork jest mistrz Martin Scorsese - wyreżyserował on aż trzy filmy z Nowym Jorkiem w tytule:
- "New York, New York"
(1977)
Rzeczywistość tego filmu to powojenna Ameryka, a jego bohaterami są Jimmy Doyle (Robert De Niro), utalentowany saksofonista i piosenkarka Francine Evans (Liza Minnelli). To dość bolesna historia w konwencji musicalu, w którym dodatkowym bohaterem jest przejmująca zazdrość.
- "Gangi Nowego Jorku"
(2002)
Historia rozgrywająca się w XIX wieku w nowojorskiej dzielnicy Five Points, jednym z najbiedniejszych miejsc w całej Ameryce, gdzie gangi walczyły o kontrolę na ulicach wśród płonących budynków i wszechobecnej politycznej korupcji. Bohaterowie filmu to Amsterdam Vallon (Leonardo DiCaprio), młody irlandzki imigrant, który wraca do Five Points, by zemścić się na Billym Rzeźniku (Daniel Day -Lewis), przywódcy anty-imigranckiego gangu, który był sprawcą śmierci ojca Amsterdama. Przy okazji Amsterdam poznaje Jenny (Cameron Diaz), kobietę-kieszonkowca z równie mroczną przeszłością.
Dla mnie "Gangi Nowego Jorku" to nie tylko historia zawiłego trójkąta, ale także - wspaniale oddana atmosfera niepokoju, jaki trawił Nowy Jork w 1863 roku, gdy do jego bram zastukały echa Wojny Secesyjnej.
Ze ścieżki dźwiękowej do filmu pochodzi piękna, poruszająca kompozycja U2 - "The Hands that Built America". Z tą piosenką wiąże się jedno z moich największych Oscarowych rozczarowań. To była pewna noc w 2003, kapitalnym roku dla kinematografii, bo wśród nominowanych filmów znalazły się takie dzieła jak "Pianista", "Porozmawiaj z nią", "I twoją matkę też", "Godziny" czy "Frida". Natomiast w kategorii na najlepszą piosenkę z zespołem U2 zwyciężył Eminem i jego "Lose Yourself" z "8. Mili", czego ja do tej pory nie potrafię wybaczyć Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej.
- "Nowojorskie opowieści"
1989
Film składający się z trzech nowel, których autorami, oprócz Martina Scorsese są także Francis Ford Coppola i Woody Allen.
I to właśnie Woody Allen jest również uważany za niekwestionowanego mistrza w portretowaniu w swoich filmach Nowego Jorku.
Na pewno znacie chociaż kilka z jego klasycznych filmów, na przykład "Annie Hall" albo "Manhattan", uważane za kwintesencję stylu Woody'ego Allena i rzeczywistości, w jakiej się rozgrywają.
Ja przyznam, że nie jestem wielką fanką Woody'ego Allena, chociaż absolutnie uwielbiam "Słodkiego drania" i "Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale baliście się zapytać". Nowy Jork od wielu lat odkrywał przed nami wszelkie neurozy autobiograficznych bohaterów Allena, ale ostatnio Woody Allen zaczął się ostatnio niesamowicie otwierać na inne miasta. Na liście po Wenecji pojawił się Londyn, Barcelona, Paryż... być może o czymś zapomniałam, ale słyszałam, że mistrz komedii już szykuje się do podbijania kolejnych metropolii.
Kolejnym filmem, jaki jeszcze przychodzi mi do głowy jest oczywiście "Seks w wielkim mieście", którego jestem niepoprawną miłośniczką (z resztą zarówno filmu, jak i serialu)... Piszę o nim znów dzisiaj, bo, nie ukrywajmy – pięć wyzwolonych bohaterek przeżywających swoje frustracje, przygody, dramaty i miłości to jedno, ale żadna z tych historii nie byłaby tak interesująca, gdyby nie otoczenie Nowego Jorku.
To właśnie miasto dało scenarzystom możliwość wykreowania kilku mocnych osobowości, które zmagają się nie tylko ze swoimi problemami, ale także – desperacko starają się wyróżnić w dżungli wielkiego miasta. Myślę, że jest to często pomijany, ale również niesamowicie ważny i chyba najbardziej interesujący aspekt sagi o singielkach.
Ostatnim nowojorskim filmem będzie oczywiście "Zakochany Nowy Jork", czyli jeden z planowanych kilku nowelowych filmów opiewających zalety i podkreślających cechy charakterystyczne wielkich miast.
Myślę, że wielu z nas, nauczonych doświadczeniem "Zakochanego Paryża" spodziewało się zupełnie innego filmu – serii lekkich, przyjemnych historii, które mogłyby pokazać blaski Nowego Jorku. Tutaj natomiast znacznie więcej jest półcieni.
Muszę przyznać, ze ten film, jak chyba każdy, w którym zbiera się tak wielu różnych twórców by zrobić tak różnorodne tematycznie nowele, jest bardzo nierówny (moje ulubione to te, w których występują Chris Cooper i Robin Wright, Bradley Cooper oraz ta z Shia LaBeoufem i Julie Christie). Jednak, naprawdę warto go obejrzeć, bo poszczególne nowele rozwiają się i splatają ze sobą w dosyć zaskakujący sposób.
A Wy które filmy z Nowym Jorkiem w tle lubicie najbardziej?
PS. Wszystkie audycje będę umieszczać w sieci, więc jeśli będziecie mieli ochotę w wolnej chwili posłuchać, o czym mówię co środę o 19:00 w UniRadiu, już wkrótce Was do tego zaproszę.
Film składający się z trzech nowel, których autorami, oprócz Martina Scorsese są także Francis Ford Coppola i Woody Allen.
I to właśnie Woody Allen jest również uważany za niekwestionowanego mistrza w portretowaniu w swoich filmach Nowego Jorku.
Na pewno znacie chociaż kilka z jego klasycznych filmów, na przykład "Annie Hall" albo "Manhattan", uważane za kwintesencję stylu Woody'ego Allena i rzeczywistości, w jakiej się rozgrywają.
Ja przyznam, że nie jestem wielką fanką Woody'ego Allena, chociaż absolutnie uwielbiam "Słodkiego drania" i "Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale baliście się zapytać". Nowy Jork od wielu lat odkrywał przed nami wszelkie neurozy autobiograficznych bohaterów Allena, ale ostatnio Woody Allen zaczął się ostatnio niesamowicie otwierać na inne miasta. Na liście po Wenecji pojawił się Londyn, Barcelona, Paryż... być może o czymś zapomniałam, ale słyszałam, że mistrz komedii już szykuje się do podbijania kolejnych metropolii.
Kolejnym filmem, jaki jeszcze przychodzi mi do głowy jest oczywiście "Seks w wielkim mieście", którego jestem niepoprawną miłośniczką (z resztą zarówno filmu, jak i serialu)... Piszę o nim znów dzisiaj, bo, nie ukrywajmy – pięć wyzwolonych bohaterek przeżywających swoje frustracje, przygody, dramaty i miłości to jedno, ale żadna z tych historii nie byłaby tak interesująca, gdyby nie otoczenie Nowego Jorku.
To właśnie miasto dało scenarzystom możliwość wykreowania kilku mocnych osobowości, które zmagają się nie tylko ze swoimi problemami, ale także – desperacko starają się wyróżnić w dżungli wielkiego miasta. Myślę, że jest to często pomijany, ale również niesamowicie ważny i chyba najbardziej interesujący aspekt sagi o singielkach.
Ostatnim nowojorskim filmem będzie oczywiście "Zakochany Nowy Jork", czyli jeden z planowanych kilku nowelowych filmów opiewających zalety i podkreślających cechy charakterystyczne wielkich miast.
Myślę, że wielu z nas, nauczonych doświadczeniem "Zakochanego Paryża" spodziewało się zupełnie innego filmu – serii lekkich, przyjemnych historii, które mogłyby pokazać blaski Nowego Jorku. Tutaj natomiast znacznie więcej jest półcieni.
Muszę przyznać, ze ten film, jak chyba każdy, w którym zbiera się tak wielu różnych twórców by zrobić tak różnorodne tematycznie nowele, jest bardzo nierówny (moje ulubione to te, w których występują Chris Cooper i Robin Wright, Bradley Cooper oraz ta z Shia LaBeoufem i Julie Christie). Jednak, naprawdę warto go obejrzeć, bo poszczególne nowele rozwiają się i splatają ze sobą w dosyć zaskakujący sposób.
A Wy które filmy z Nowym Jorkiem w tle lubicie najbardziej?
PS. Wszystkie audycje będę umieszczać w sieci, więc jeśli będziecie mieli ochotę w wolnej chwili posłuchać, o czym mówię co środę o 19:00 w UniRadiu, już wkrótce Was do tego zaproszę.
fotografie: listal.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz