19 października 2013

Filmowe Odkrycia Września

Ten wpis powinien był pojawić się już dawno temu, ale niestety ostatnio zupełnie nie mogłam znaleźć czasu na regularne blogowanie - od prawie trzech tygodni mieszkam i studiuję w Madrycie i przede wszystkim musiałam poukładać sobie jak najlepiej pobyt tutaj (mieszkam w superczarującej okolicy, Madryt zauroczył mnie od samego początku, a sześć godzin w tygodniu spędzam na zajęciach o kinie i muszę przyznać, że jestem tymi zajęciami zachwycona od pierwszego kwadransa i chyba powinnam poświęcić mojej Pani Profesor zupełnie osobny wpis, bo jest doskonała...).

Mimo to wciąż bardzo chcę podzielić się z Wami moimi ulubionymi filmowymi odkryciami ostatnich tygodni.

Serial: Homeland


Wpadłam w ten serial po uszy od pierwszego odcinka!
Zazwyczaj mam spore trudności z emocjonalnym zaangażowaniem się w nowy serial. Kiedyś wprost nie cierpiałam tej formy, jednak od niedawna sięgam po nią znacznie częściej, bo coraz więcej seriali to małe dzieła sztuki (sztuki telewizyjnej - chyba nie brzmi to tak źle, nie sądzicie?). I "Homeland" jest właśnie przykładem - po pierwsze: świetnie zrealizowanej formy telewizyjnej, po drugie: historii, która wciąga, zajmuje, a czasami nawet (co lubię w nim najbardziej!) wprowadza w stan autentycznego zdezorientowania.


fot. Annie Leibovitz dla "Vogue"

Carrie (nagrodzona za tę rolę dwoma Złotymi Globami, świetna Claire Danes), agentka CIA podejrzewa, że niedawno odnaleziony w Iraku marine Nicholas Brody (Damian Lewis) nie ma nic wspólnego z bohaterem wojennym, na jakiego kreuje go opinia publiczna, a podczas ośmioletniej niewoli przeszedł na stronę wroga. Carrie za wszelką cenę stara się więc udowodnić jego powiązania z siatką terrorystów.
To, co uwielbiam w tym serialu najbardziej to znakomicie napisany scenariusz: każda z postaci ma tutaj swoje racje, tajemnice i słabości, dzięki którym po pierwsze nie ma czarno-białego podziału na siły dobra i zła. Po drugie, ciężko zidentyfikować się z punktem widzenia którejkolwiek ze stron, tym silniejszy jest efekt zaskoczenia. 

Postać: Georges Méliès

Zauroczenie rozpoczęło się od filmu Martina Scorsese "Hugo i jego wynalazek", w którym Méliès jest jednym z głównych bohaterów (w tę rolę wcielił się Ben Kingsley).
Muszę przyznać, że oglądając ten film świetnie się bawiłam i najbardziej zauroczyło mnie w nim to, jak znakomicie Scorsese poprowadził całą historię, czyniąc z niej opowieść bardzo uniwersalną: z jednej strony to porcja zajmującego kina familijnego, które mogą pokochać dzieci, a z drugiej - piękny hołd dla jednego z pierwszych twórców języka filmowego, kina jako sztuki (i kina w ogóle!), który docenią wszyscy miłośnicy dziesiątej muzy.


A później zobaczyłam wystawę "Georges Méliès. La magia del cine" (TUTAJ), podczas której miałam między innymi możliwość obejrzenia "Podróży na księżyc" (film z 1902 roku uznawany jest za jeden z pierwszych przykładów kina science-fiction, poza tym to właśnie w nim wykorzystano po raz pierwszy technikę animacji) na dużym ekranie i odkrycia wszystkich tajników warsztatu oraz poznania największych inspiracji Mélièsa, co okazało się być naprawdę intrygującym filmowym przeżyciem (wiele filmów Mélièsa można znaleźć na youtube, polecam obejrzeć chociaż kilka!).



fotografie: hopelies.com, vanityfair.com, kedin.es, madridfree.org