30 października 2012

Afonia i pszczoły

reż. Jan Jakub Kolski
scen. Jan Jakub Kolski
2008


Kino Jana Jakuba Kolskiego kocham miłością wielką, do niedawna myślałam, że wręcz bezwarunkową. "Jańcio Wodnik" (pisałam o nim TUTAJ) to mój ulubiony polski film wszech czasów, uważam, że zarówno Franciszek Pieczka (jako tytułowy bohater), jak i Bogusław Linda (jako Stygma, który wywołuje rany Jezusa Chrystusa  za pieniądze) stworzyli w tym filmie role życia. W genezę kinematografu opowiedzianą w "Historii kina w Popielawach" jestem skłonna szczerze uwierzyć, "Pograbek" (TUTAJ) rozczula mnie do granic, a "Pogrzeb kartofla" to poruszająca refleksja na temat opozycji nowoczesności i tradycji oraz etosu pracy na roli.


Niestety, "Afonia i pszczoły" pokazała mi, że potrafię oglądać filmy tego reżysera z krytycznym spojrzeniem. To obraz, który z całej filmografii Jana Jakuba Kolskiego podobał mi się najmniej, a jednak odnalazłam w nim kilka elementów dobrze znanych z wcześniejszej twórczości reżysera. Realizm magiczny w wersji lokalnej nie stał się Kolskiemu zupełnie obcy (co potwierdziła późniejsza "Wenecja"), jednak "Afonia i pszczoły" to film tak autorski, że aż manieryczny.


Mariusz Saniternik i Grażyna Błęcka-Kolska zagrali już parę w cudownym "Pograbku" z 1992 roku. Ich Pograbek i Kuśtyczka byli wspaniałym, kochającym się małżeństwem, któremu do szczęścia brakowało jednak dziecka. Pojawienie się w ich życiu przystojnego, niepokornego Heńka Materki (Tadeusz Szymków) wywróciło ten sielankowy, poukładany świat do góry nogami.


Afonia i Rafał (znów: Grażyna Błęcka-Kolska i Mariusz Saniternik) to dla mnie tacy Kuśtyczka i Pograbek po latach: ich córka jest już dorosła, ma własne życie i narzeczonego. Rafał po wypadku nie może chodzić, ani poprawnie mówić, natomiast Afonia spełnia się nakręcając swoją kamerą minifilmy ze swojej  nudnawej codzienności. Mimo to jednak widać, że cierpi i prawdziwego spełnienia odnaleźć nie potrafi. Świat Afonii zmienia się pewnego pięknego dnia w roku 1953, znów za sprawą mężczyzny. Radziecki zapaśnik (Andrei Bilanov), który pojawi się przed drzwiami Afonii pomoże jej odnaleźć uśpioną kobiecość i namiętność, jednak jej melancholia okaże się nieuleczalna, a finały poszczególnych wątków - przesmutne. 


Manieryczność "Afonii i pszczół" przejawiająca się w depresyjnej muzyce, ciężkich dialogach (którym brakuje błyskotliwości dialogów z "Jasminum", "Jańcia Wodnika" czy właśnie "Pograbka"!) i dosyć irytującym portrecie tytułowej bohaterki naprawdę mnie zawiodła, a jednak Jan Jakub Kolski wciąż pozostaje moim ukochanym polskim reżyserem wszech czasów.
Z tym większą niecierpliwością czekam na premierę jego najnowszego filmu, "Zabić bobra" z Erykiem Lubosem w roli głównej.



fotografie: filmweb.pl, galapagos.com.pl, filmpolski.pl, film.wp.pl

26 października 2012

Cal do szczęścia

Hedwig and the Angry Inch

reż. John Cameron Mitchell
scen. John Cameron Mitchell, Stephen Trask
2001


Hedwig (John Cameron Mitchell) jest niespełnioną piosenkarką. Wraz z glam rockowym zespołem Hedwig and the Angry Inch podróżuje po Stanach Zjednoczonych, występuje w podrzędnych barach (a właściwie: zniesmacza ich małomiasteczkowych gości) opowiadając, piosenka po piosence swoją smutną historię.


Bo Hedwig jest bardzo tragiczną bohaterką: urodzona we Wschodnim Berlinie, wychowana przez matkę zakochaną w swoim rodzinnym NRD, pewnego dnia (będąc jeszcze wyjątkowo androgynicznym chłopcem) poznaje amerykańskiego żołnierza i... wyjeżdża z nim. Uprzednio, Hedwig musi jednak zmierzyć się ze swoją płciowością.
Nie bez znaczenia jest fakt, że wprost uwielbiam wątki transgenderowe w filmach (pisałam o tym TUTAJ TUTAJ), bo to niespotykanie interesująca materia do badań.


Hedwig marzy o tym, by być wybitną artystką. I byłaby nią, gdyby nie Tommy Gnosis (Michael Pitt) - były kochanek piosenkarki, który skradł Hedwig nie tylko serce, ale i twórczość...


John Cameron Mitchell był mi już wcześniej znany. Jego "Shortbus", rozerotyzowana diagnoza współczesnej (i nowoczesnej) seksualności nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Nieco bardziej spodobał mi się "Między światami" z Nicole Kidman i Aaronem Eckhartem (który recenzowałam TUTAJ), ale to dopiero "Cal do szczęścia" sprawił, że na każdy kolejny film tego artysty będę czekała z wielką niecierpliwością.
Warto podkreślić, że jego debiutancki (pod względem reżyserii) film, a John Cameron Mitchell wciela się w nim również w główną rolę i robi to z niespotykaną brawurą, co potwierdza chociażby ten klip (z urokliwą sekwencją animowaną), będący jednym z moich ulubionych utworów filmu:


Po seansie "Calu do szczęścia" muszę powiedzieć z pełnym przekonaniem, że film stał się jednym z moich ulubionych musicali wszech czasów (warto zaznaczyć, że "Hedwig and the Angry Inch" początkowo był musicalem teatralnym, dopiero w trzy lata od powstania jego autor, John Cameron Mitchell, przekształcił go w dzieło filmowe) i jest to obraz, do którego z pewnością powrócę.
Bo to film głęboko, autentycznie poruszający, ze świetną, nieco kampową estetyką, rewelacyjną oprawą muzyczną - chyba nie przesadzę, jeśli powiem, że dla mnie to małe arcydzieło.


fotografie: listal.com

PS. Dziękuję za tak duże zainteresowanie wpisem o serialach! Utwierdziliście mnie w przekonaniu, że to jednak nie jest aż tak karygodne marnotrawienie czasu ..;)

PS2. Bardzo mocno zaangażowałam się w nadrabianie tak zwanych zaległości (na pewno każdy z Was taki swoje osobiste filmowe zaległości ma!) i z tej okazji obejrzałam "Tramwaj zwany pożądaniem" i "Na nabrzeżach" Elii Kazana. W kolejce czeka jeszcze "Na wschód od Edenu". Jakbym chciała mieć chociaż dodatkowe 3 godziny do każdej doby!

i na koniec - zapraszam na filmowego Facebooka!

20 października 2012

Polskie Seriale.

Muszę Wam coś wyznać. 
W tym sezonie uzależniłam się od polskich seriali. To nie tak, że oglądam absolutnie wszystko, ale najpierw zadziałała na mnie czysta ciekawość, a potem... potem było jak z każdym uzależnieniem. Zaczęłam zauważać coraz więcej wad moich nowych ulubionych zjadaczy czasu, a mimo wszystko coraz trudniej mi jest to porzucić.
O jakich tytułach mówię?

- Najładniejszy teledysk o krojeniu ludzi, czyli "Lekarze"
reż. Filip Zylber



Seriale medyczne to teraz dosyć modna materia telewizyjna, a "Lekarze" idealnie realizują schemat. Jest tu najlepszy szpital z całym zespołem barwnych medyków, promocja polskiego miasta (w tym wypadku przenosimy się do Torunia), wątek miłosny (jak na razie, mamy cały czworokąt rozgrywający się między bohaterami granymi przez Pawła Małaszyńskiego, Magdalenę Różczkę, Agnieszkę Więdłochę i Szymona Bobrowskiego), plejadę różnorodnych postaci na drugim planie i...


...i to, co odróżnia serial TVNu od wszystkich innych seriali  pokazywanych obecnie w polskiej telewizji: "Lekarze" mają w obsadzie Wojciecha Zielińskiego, a jego doktor Orda to naprawdę ciekawa, złożona postać.

- Historia Franza Maurera 20 lat później, który nie pali i nie przeklina, czyli "Paradoks"
reż. Greg Zgliński (odc. 1-6), Igor Brejdygant (odc. 7), Borys Lankosz

Seriali kryminalnych w TVP było już co najmniej kilkanaście (ja do tej pory uwielbiam "Pitbulla"!), ten jednak przykuł moją uwagę ze względu na pojawienie się w obsadzie Bogusława Lindy.

Muszę to powiedzieć: było mi przykro. Dlatego, że po aktorze, który zagrał w filmach takich jak "Przypadek", "Kobieta Samotna", "Psy" i "Jańcio Wodnik" (o filmie i samym aktorze pisałam TUTAJ), spodziewałam się wiecznie trwającej kariery w chwale i klasie.
Niestety, Bogusławowi Lindzie udało się kilka razy potknąć, ale mimo wszystko miałam ogromną nadzieję, że jego czas ponownie nadejdzie. I rzeczywiście, rola inspektora Kaszowskiego, który  zamieszany jest w mroczne narkotykowe historie, nierzadko stosuje dosyć kontrowersyjne metody odkrywania prawdy, którego przeszłość owiana jest bolesną tajemnicą i który musi walczyć o swoje dobre imię w obliczu niespodziewanej kontroli z Służb Wewnętrznych (którą uosabia postać grana przez Annę Grycewicz) jest niczym uszyta na Lindę

A historie opowiadane w poszczególnych odcinkach intrygują mnie na tyle, że czekam niecierpliwie na każdy kolejny czwartek. Serio.


Oprócz Lindy w "Paradoksie" uwagę przykuwają Arkadiusz Jakubik w roli prokuratora i Przemysław Bluszcz jako naczelnik policji.
A Wy oglądacie jakieś polskie seriale?

PS1. Pozostając przy wyznaniach, tutaj jest pewne, które lubię szczególnie (a słowo confession w ustach Dave'a Grohla brzmi naprawdę wyjątkowo):


PS2. Mam też dla Was pewne ogłoszenie reklamowe.
Ponieważ otrzymuję od Canal + informacje na temat ich najnowszej produkcji, "Misji Afganistan", chciałam zapytać Was, czy widzieliście już może pierwsze odcinki?
Jak wrażenia?


Oś serialu stanowi trio Paweł Małaszyński-Ilona Ostrowska-Tomasz Schuchardt (ja niebywale cieszę się też, że na drugim planie pojawia się Eryk Lubos!). "Misja..." opowiada o żołnierzach polskiego kontyngentu w Afganistanie i ich poczynaniach zarówno na polu zawodowym, jak i  (bez niespodzianki) - osobistym.
Myślę, że to całkiem dobrze, iż na rynku polskich seriali powstają serie, które starają się poruszać pewne zupełnie nowe, niewyeksploatowane jeszcze wątki. 
Czyż nie?




fotografie: lekarze.tvn.pl, misjaafganistan.pl, tvp.pl

19 października 2012

Take This Waltz


reż. Sarah Polley
scen. Sarah Polley
2011

Take This Waltz

Margot (Michelle Williams) i Lou (Seth Rogen) są małżeństwem z kilkuletnim stażem. Mieszkają w uroczym domu w dzielnicy domków jednorodzinnych. Ona tworzy teksty reklamowe (chociaż sama przyznaje, że zawsze marzyła o byciu pisarką). On od wielu miesięcy przygotowuje książkę kucharską, w których prezentuje pomysły na potrawy z drobiu. Margot i Lou są razem, ale jakby osobno: rozumieją się bez słów, jednak nie potrafią znaleźć dla swoich uczuć wspólnego mianownika.

Take This Waltz

Pewnego dnia Margot poznaje Daniela (Luke Kirby) - sąsiada, który zajmuje się wożeniem ludzi w swojej rikszy (w głębi duszy marząc o karierze ilustratora). Między dwojgiem rodzi się uczucie, do którego młodej kobiecie ciężko będzie się przyznać.

Take This Waltz

Widzieliście już ten obraz?
Swoją polską premierę miał dwa tygodnie temu i muszę przyznać, że mam z tym filmem pewien problem. Na pewno nie mogę powiedzieć, że to film słaby, niepotrzebny czy źle napisany, przeciwnie.
Wiele w "Take This Waltz" jest jednak scen dosyć absurdalnych, nieco dziwacznych, niby śmiesznych, a jednak irytujących. Z jednej strony nadają one filmowi uroczą oryginalność, ale jednocześnie nieco mnie drażniły.
Ponadto grana przez Michelle Williams (którą naprawdę uwielbiam!) bohaterka jest infantylna do granic i to właśnie sprawia, że Margot jest tą postacią z całej filmografii aktorki, którą lubię najmniej. Na drugim planie błyszczy za to Sarah Silverman w roli borykającej się z alkoholizmem siostry Lou. 

Take This Waltz

"Take Thiz Waltz" to historia pełna melancholii, ostatecznie dosyć gorzka, bo reżyserka Sarah Polley nie oszczędza swoich bohaterów. Mam też wrażenie, że po obejrzeniu filmu widz nie może oprzeć się pokusie oceniania ich postaw i postępowania.
Film jest dla mnie opowieścią przede wszystkim o niezrealizowanych marzeniach. Każdy z bohaterów chciałby, żeby jego życie wyglądało zupełnie inaczej, a brak samorealizacji skutkuje niemożnością stworzenia szczęśliwego związku i odnalezienia tak potrzebnego spokoju.
Mimo pewnych zastrzeżeń - warto.

Take This Waltz

PS. Bardzo dziękuję za zainteresowanie cyklem o związkach mody z filmem, który piszę dla portalu G-Punkt.pl. Niestety, z powodu nadmiaru obowiązków w tym tygodniu tekst nie pojawił się na stronie, za co przepraszam! Mam nadzieję, że od najbliższego czwartku wszystko wróci do normy, a wszystkie teksty z kategorii modowo-filmowej możecie przeczytać TUTAJ.


Zapraszam również na Facebooka!

15 października 2012

Ubieranie kina. Odcinek 4, część 2.


Część 1. tekstu TUTAJ!
Romanse z projektowaniem dla filmu ma również za sobą Karl Lagerfeld, dyrektor artystyczny domu mody Chanel. Spośród całej jego filmografii na największą uwagę zasługują przede wszystkim „Uczta Babette” Gabriela Axela oraz „Wysokie obcasy” Pedro Almodóvara. Pierwszy z nich to historia dwóch sióstr: Filippy i Martine, które poświęcając całe życie ojcu-pastorowi, wyrzekły się zupełnie swojej prywatności. Zgorzkniałe, mieszkają w zapomnianej przez świat duńskiej wiosce, w bardzo pobożnej społeczności, która w wiele lat po śmierci duchownego spotyka się, by chwalić jego pamięć i Boga. 

Najbardziej intrygującą postacią jest tu jednak tytułowa bohaterka, której siostry wiele lat temu ocaliły życie, będąca, jak się później okazuje, byłą szefową kuchni. Uczta Babette jest więc wielką, wystawną kolacją w stylu francuskim, podczas której pokazywana codziennie na pokaz skromność i wstrzemięźliwość jej uczestników zostaje wystawiona na pokuszenie. Kostiumy będące odzwierciedleniem skromnego życia oraz pochodzenia sióstr i ich towarzyszy (zgrzebne, płócienne bluzki i spódnice, czarne zestawy, białe kołnierzyki) w finałowej scenie wykwintnej kolacji zmieniają swoją funkcję stają się tłem, które znakomicie podkreśla kulinarną orgię, która rozgrywa się w kuchni i na stole. 


„Wysokie obcasy” to również historia rodzinna, jednak głównymi bohaterkami filmu Pedro Almodóvara są matka i córka. Becky del Páramo (Marisa Paredes) porzuciła córkę, Rebeckę (Victoria Abril), dawno temu, dla kariery piosenkarki. Po kilku latach wraca, by się z nią pojednać, jednak okazuje się, że są sobie zupełnie obce. Mocne osobowości, wyraziste postacie kobiece i motywy transgederowe to jedne z wielu czynników, które sprawiają, że projektowanie kostiumów do filmów Hiszpana to niespotykanie interesujące wyzwanie.



Rebeka, prezenterka telewizyjna grana przez Victorię Abril, gdy wyznaje w programie na żywo, że zabiła swojego męża, ma na sobie właśnie żakiet od Chanel (który bardzo przypomina słynny różowy kostium tej samej marki, jaki Jackie Kennedy Onassis miała na sobie w chwili zamachu na Johna F. Kennedy’ego). W rozmowie z „Harper’s Bazaar” Almodóvar powiedział: „Uniformy od Chanel są niezwykle eleganckie. Wystarczy, że otworzysz szafę i wybierzesz jakikolwiek z nich, szczególnie, kiedy nie masz czasu, by zastanowić się, co  włożyć. W „Przerwanych objęciach” Penélope Cruz nosi również ubrania od Chanel”. 


Projektowanie kostiumów może za sobą nieść pewne kontrowersje. Takim przypadkiem okazała się być praca sióstr Kate i Laury Mulleavy (stojących za marką Rodarte) nad kostiumami do „Czarnego łabędzia” Darrena Aronofsky’ego. Film jest poruszającą opowieścią o mikrokosmosie nowojorskiego zespołu baletowego, pełnym zawiści, desperacji i psychofizycznej przemocy, w którym żyje Nina marząca o zdobyciu swojej wymarzonej roli: Odett w „Jeziorze łabędzim”. Dziewczyna musi odnaleźć w sobie pierwiastek, który uczyni z niej idealną kandydatkę do zagrania skomplikowanej, podwójnej roli: nie tylko słodkiego i niewinnego, białego łabędzia, ale i tytułowego, znacznie bardziej mrocznego, czarnego łabędzia. Nad Niną ciąży presja matki i niebotycznie wysokie wymagania despotycznego dyrektora oraz wyrzuty sumienia: to ona stając się główną konkurencją, zmusiła do usunięcia się w cień swoją dawną mistrzynię. 



Właśnie wtedy Nina (Natalie Portman) poznaje Lily (Mila Kunis), która z jednej strony może pomóc dziewczynie w przygotowaniu się do roli, jednak z drugiej strony jej destrukcyjny wpływ okazuje się być absolutnie druzgocący dla kruchej baletnicy. Jeszcze przed swoją premierą „Czarny łabędź” inspirował stylistów i projektantów zarówno z wielkich domów mody, jak i sieciówek (hipnotyzującej mocy baletu uległy między innymi Chanel, Alexander McQueen czy Chloe, a Benetton specjalnie układał swoje manekiny w pozy rasowych baletnic). Wiele kostiumów pojawiających się w filmie zostało rzeczywiście zaprojektowanych przez siostry Mulleavy: kreatorki od dawna znają się z odtwórczynią głównej roli, co więcej, Natalie Portman sama zaproponowała kandydaturę sióstr z Rodarte do pracy przy kostiumach inspirowanych światem baletu. W opisach filmu jako główna autorka kostiumów widnieje jednak Amy Westcott (która wcześniej współpracowała z reżyserem, Darrenem Aronofskym, przy jego „Zapaśniku”). Okazało się, że do momentu, w którym ogłaszano oficjalnego kostiumografa „Czarnego łabędzia”, Laura i Kate Mulleavy nie były członkiniami Amerykańskiej Gildii Kostiumologów, a w kontrakcie nie wymagały umieszczenia swoich nazwisk w napisach. I pomimo iż firma producencka Fox Searchlight chciała zasugerować wszystkie trzy panie w przypadku nominacji do filmowych nagród, zasady gildii pozostawały nieubłagane. Amy Westcott może się więc pochwalić między innymi nominacją do nagród BAFTA oraz nagrodą przyznawaną przez wspomnianą Gildię.


Projektowanie kostiumów dla filmu to pomoc w opowiadaniu historii, kreowaniu świata, nierzadko również tworzenie zupełnie osobnej, a jednak powiązanej z filmem opowieści. To garderoba, która nie przemija w ciągu jednego sezonu i właściwie nigdy tak naprawdę nie wychodzi z mody, co więcej, może stać się prawdziwą inspiracją… dla innych projektantów. I to chyba w tej dziedzinie największy z możliwych komplementów.
Bibliografia:

- clothesonfilm.com

- Laura Brown, „The World of Pedro Almodóvar”, „Harper’s Bazaar”, 09/2011 (dostępne przez www.harpersbazaar.com)
fotografie: listal.com, vanityfair.com

14 października 2012

Ubieranie kina. Odcinek 4, część 1.


Odcinek 4: Projektanci a kino.

W pierwszym odcinku (TUTAJ i TUTAJ) opisałam szczegółowo współpracę Jean-Paula Gaultiera z Pedro Almodóvarem, to jednak nie jedyny związek projektanta z filmem. W tym roku Francuz był członkiem jury na festiwalu w Cannes – to pierwszy przypadek w historii, aby w obradach uczestniczył projektant mody, co dobitnie świadczy o pozycji Gaultiera w świecie sztuki. Ma on na swoim koncie również pracę przy tworzeniu kostiumów do filmów takich, jak „Kucharz, złodziej, jego żona i jej kochanek” Petera Greenaway’a, „Piąty element” Luca Bessona oraz „Miasto zaginionych dzieci” Jean-Pierre’a Jeuneta i Marca Caro.


Ten ostatni zasługuje według mnie na szczególną uwagę, bo to film tak samo bajkowy, co mroczny, w którym baśń ustępuje miejsca najgorszym koszmarom. Centralną postacią i niejako siłą sprawczą dla wszystkich wydarzeń jest tu Krank (Daniel Emilfork), mężczyzna mieszkający na środku morza w przedziwnej budowli, otoczony grupą swoich dzieci-klonów (zwielokrotniony Dominique Pinon). Krank jest najbardziej nieszczęśliwy człowiekiem na świecie: nie potrafi śnić. Dlatego niemal każdej nocy porywa dzieci, by ukraść ich sny i przywrócić swojemu życiu barwy, o których istnieniu dawno zapomniał.


Wśród porwanych maluchów znajduje się braciszek One’a (Ron Perlman): nieco opóźnionego umysłowo siłacza. Zrozpaczony mężczyzna wyrusza na ratunek małemu chłopcu, a towarzyszy mu rezolutna Miette (Judith Vittet), wychowywana w sierocińcu przez apodyktyczny, syjamski duet zakompleksionych terrorystek. Marc Caro, będący jednocześnie opiekunem artystycznym filmu powiedział w wywiadzie dla „New York Times”, iż oboje z Gaultierem wierzą w istnienie skrajnego piękna, co dla niektórych może wydawać się nieco dziwne. „Prawdą jest też, że skrajnym pięknem możemy nazwać to, jak ludzie wyglądają na jego pokazach” – dodał Caro.
 
W tytułowym świecie zaginionych dzieci, tym uniwersum z najgorszych koszmarów, pośród sztywnych nauczycielskich garsonek i jednolitych uniformów, wyblakłych fartuchów dzieci-klonów, Gaultier znalazł miejsce dla złotych guzików w kształcie owadów w płaszczu zaklinacza pcheł, dla szaty Kranka z jedwabiu używanego do tworzenia sari czy dla czerwonej sukienki oraz swojego znaku rozpoznawczego: marynarskiej bluzki w paski, bo nawet w miejscu takim, jak u Caro i Jeuneta, dziewczynki mają prawo wyglądać ładnie. Natomiast sam projektant podkreślił, że stworzone przez niego kostiumy są zmiksowaniem Kuby Rozpruwacza, wieży Eiffel’a i kapitana Nemo.


Prawdopodobnie za najciekawszy przypadek ingerencji świata mody w świat filmu można uznać obraz „Samotny mężczyzna” w reżyserii Toma Forda. Słynny projektant (kojarzony wcześniej między innymi z odrodzeniem domu mody Gucci) zaryzykował stwierdzenie, że moda stała się nudna: zmienia się co sezon, budowana jest jednak ciągle z tych samych, nieustannie przetwarzanych, nieznacznie różniących się od siebie elementów. Postanowił poszukać więc innej formy ekspresji, a najciekawszą, bo najbardziej dynamiczną alternatywą dla dotychczasowej działalności wydało mu się kino. Jego debiutancki film, to opowieść o profesorze literatury, który nie może pogodzić się z nagłą śmiercią wieloletniego partnera. 


Ból George’a Falconera (rewelacyjna rola Colina Firtha) jest tak silny, że z jednej strony pcha go ku autodestrukcji, ale i jednocześnie uwrażliwia na odkrywanie kolejnych półcieni jego pustego życia po stracie ukochanego. Intrygujący student, przypadkowo napotkana na parkingu męska prostytutka, kolacja u wieloletniej przyjaciółki – pozornie banalne lub nieistotne epizody codzienności pomagają George’owi ponownie docenić życie. Wysmakowane kadry i delikatne kolory podkreślają bogatą paletę emocji od przejmującego poczucia straty po przebłyski optymizmu.


Tom Ford za wszelką cenę chciał uniknąć zarówno etykietki „reżysera-projektanta” (dlatego za kostiumy, które bezbłędnie odtwarzają dekadencki klimat lat 60. odpowiedzialna była Arianne Phillips, kreatorka garderoby między innymi do „Skandalisty Larry’ego Flynta”, „Przerwanej lekcji muzyki” czy „Spaceru po linie”), jak i etykietki „reżsera-geja” (Ford od ponad 25 lat związany jest z Richardem Buckleyem, wydawcą i dziennikarzem modowym, byłym redaktorem  naczelnym magazynu „Vogue Hommes International”).


„Samotny mężczyzna” daleki jest jednak od homoerotycznej, opowiastki o miłostkach. To bolesna, bardzo uniwersalna opowieść, obok której nie można przejść obojętnie. 
Sam Tom Ford swoje wieloletnie doświadczenie w obcowaniu z modą przekuł na stworzenie naprawdę bardzo dobrego filmu, unikając wszelkich etykietek i trzeba przyznać, że jego pojawienie się w kinie przynosi apetyt na znacznie więcej.


w całości tekst można przeczytać na portalu G-Punkt.pl - TUTAJ
ciąg dalszy nastąpi.

źródła:
- Amy M. Spindler, „In a ‘City’ Haunted by Gaultier”, 12.12.1995 w “New York Times” (dostępne przez www.nytimes.com)
- Anita Zuchora, “Ford znaczy sukces”, „Film” nr 05/2012, str. 22-23.

fotografie: listal.com

11 października 2012

Związki mody z filmem


Dziś chcę Wam pokazać fragmenty kolejnego artykułu, który napisałam dla SHOT MagazineWybrałam te części tak, aby tematyka się nie powtarzała, bo ostatnio o związkach kina i mody piszę bardzo dużo (jeśli kompletnie Was tym znudzę, dajcie znać!). 

Wszystkie artykuły możecie przeczytać TUTAJ, bo każdy z nich taguję dla łatwiejszej identyfikacji. Dosyć wstępów, zapraszam do czytania!


NIEBEZPIECZNE ZWIĄZKI

Moda lubiana jest za to, że pozwala na pielęgnację swojej próżności, zachcianek, jest trochę nierealna, trochę abstrakcyjna. Kino umożliwia za to mentalne, chwilowe przeniesienie się w równoległą, wyimaginowaną rzeczywistość, alternatywną czasoprzestrzeń. Ponieważ i Moda i Kino cenią przede wszystkim fantazję i wyobraźnię, nieustannie inspirują się sobą nawzajem. Warto więc przypomnieć sobie najciekawsze spotkania Mody z Filmem.


Gdy myślę o ikonicznych scenach z historii kina, niemal od razu przychodzi mi do głowy „Powiększenie” Michelangelo Antonioniego. Głównym bohaterem filmu jest Thomas (David Hemmings), fotograf. W prawdopodobnie najsłynniejszej sekwencji z uhonorowanego Złotą Palmą dzieła włoskiego reżysera, Thomas robi zdjęcia modelce. Kobieta ubrana jest w delikatną, czarną sukienkę z frędzlami, która eksponuje jej ultraszczupłą figurę, a Thomas nieustannie naciskając migawkę aparatu, podchodzi do niej coraz bliżej i bliżej, aż w końcu każe jej się położyć i robi jej zdjęcia z góry, ponownie przybliżając się do kobiety. Scena kończy się złożeniem namiętnego pocałunku artysty na szyi jego muzy, a całą sekwencję badacz Robert T. Eberwein w swojej interpretacji „Tekst wzorcowy Powiększenia” określił jako prowokację fizycznej reakcji imitującej stosunek seksualny, cały film natomiast: złożoną psychoanalizą głównego bohatera, którego zachowanie wynika nie z miłości, a pogardy wobec kobiet.



Pozującą dziewczyną była tu Veruschka von Lehndorff, pierwsza niemiecka supermodelka, która po swoim debiucie u Antonioniego zagrała w jeszcze kilku filmach, nie odnosząc na tym polu większych sukcesów. Sama scena stała się źródłem niezliczonych inspiracji, spośród których najbardziej interesującą wydaje mi się być film „Kika” w reżyserii Pedro Almodóvara (maestro z La Manchy nie tylko uczynił męża tytułowej bohaterki fotografem, ale także niemal dosłownie przeniósł do swojego filmu scenę z „Powiększenia”). Obraz tym ciekawszy, iż w jego powstanie zaangażowany był również jeden z najważniejszych współczesnych projektantów, Jean-Paul Gaultier.


(…)

Filmowcy polubili także pewną legendarną projektantkę: w ostatnich kilku latach powstały aż trzy filmy o Gabrielle „Coco” Chanel. W telewizyjnym „Coco Chanel” Christiana Duguaya tytułową postać zagrała Shirley MacLaine. Prawdopodobnie największy sukces komercyjny, jak i największe uznanie publiczności zdobył film powstały rok później, noszący identyczny tytuł i wyreżyserowany przez Anne Fontaine, w którym w postać mademoiselle Chanel wcieliła się Francuzka Audrey Tautou (będąca również wtedy twarzą kampanii reklamowej słynnych perfum Chanel No5). 


Znacznie ciekawszy wydał mi się jednak film „Chanel i Strawiński” Jana Kounena. Rozpoczynający się imponującą sekwencją koncertową z paryskiego pokazu w 1913 roku „Święta wiosny” Igora Strawińskiego (w scenie wystąpiło 1000 statystów, 70 muzyków 25 tancerzy) film to nie tylko kwintesencja stylu i czysta elegancja niemal w każdym kadrze. To także bardzo poruszająca historia, o której milczą biografowie (wiadomo, że projektantka wspierała muzyka, niejasny jest jednaj stopień ich zażyłości). Zbulwersowana publiczność bojkotuje nowatorskie pomysły rosyjskiego kompozytora, jednak w niewielkiej grupie otwartych na zmiany w sztuce koneserów znajduje się ona – Coco Chanel



Kilka lat później proponuje Strawińskiemu, by zamieszkał on wraz z rodziną w jej podparyskiej rezydencji. Między dwojgiem artystów rodzi się płomienne uczucie, tłumione przez obecność Katariny, żony muzyka. W rolę francuskiej reformatorki stylu wcieliła się Anna Mouglalis, a ekscentrycznego kompozytora zagrał Mads Mikkelsen i to on jest mimo wszystko główną gwiazdą obrazu (również dlatego, że postać Strawińskiego, z jego niepokojami, dążeniami do muzycznych rewolucji, rozdarciem między rodziną a kochanką, przyzwoitością a namiętnością, jest po prostu znacznie lepiej napisana). 


Co ciekawe, to właśnie Mouglalis została okrzyknięta jedną z największych muz projektującego dla domu mody Chanel Karla Lagerfelda, a żeby jeszcze bardziej podkreślić różnorodność powiązań filmowo-modowych, można dodać, iż Mads Mikkelsen wcielający się w rolę Igora Strawińskiego w 2007 roku był twarzą kampanii firmy H&M. 



Jeśli kino uznalibyśmy za dziesiątą, a telewizję za jedenastą muzę, moda powinna mieć swój zaszczytny numer 12, bo niezmiennie olśniewa i inspiruje. Natomiast mieszanki filmu z modą to połączenia iście wybuchowe i warto poznawać je bliżej tym bardziej, iż najczęściej znakomicie się uzupełniają.

fotografie: listal.com, chicandhappy.com, fanpop.com